piątek, 14 września 2012

Epilog. Kiedyś, gdzieś - nieważne gdzie, ważne z kim.




-Boże, nareszcie chwila spokoju – usiadłam na jednym z foteli, wzdychając głośno. Nigdy nie przypuszczałam, że doczekam takiego dnia, w którym dosłownie będę padać z nóg.
- Uważaj, bo się pomniesz cała. I jak będziesz wyglądać, sierotko?
Z kim – z Adą, Kamilą. Nawet Adrian się gdzieś kręcił i oglądał fotografie wiszące na ścianach, takie jego małe zboczenie zawodowe. Jak to z nami właśnie bywa, ta cisza była bezcenna. Ale nie trwała długo, została przerwana śmiechem Ady. Minęła chwila, a śmialiśmy się wszyscy. Radość w czystej postaci.
Kiedyś, parę lat temu, byliśmy tylko my. Połowy ludzi znajdujących się za wielkimi drzwiami w ogóle nie znaliśmy, no może z telewizji. A teraz zwyczajnie z nimi rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nawet płakaliśmy, bo takie momenty też były.
Chcieliśmy dziś, chociaż na małą chwilę, powrócić do tamtych dni, kiedy byliśmy tylko my. Powspominać tamte chwile w wąskim gronie, przypomnieć te sytuacje, które wywróciły nasze życie do góry nogami.
- Pamiętasz holenderskiego księcia? Ja do tej pory nie wiem, skąd ci to przyszło na myśl! Ale w sumie miałaś rację.
- Ja zawsze mam rację! Skąd ten książę? Widziałam się z nim wtedy, przyjechał z biletami na mecz do mnie do domu. Jak on wpatrywał się w to nasze zdjęcie… Właściwie tylko w ten fragment, na którym byłaś ty.
Moje przyjaciółki siedziały na sofie naprzeciwko mnie z lekko rozmarzonym i zmęczonym wzrokiem. W końcu był już późny wieczór, inni nadal szaleli, a my pogrążyliśmy się wspomnieniach. Tych dobrych, jak te, gdy spotkaliśmy swoje drugie połówki, te śmieszne wypadki, które temu towarzyszyły. Aż nie można uwierzyć w to, że minęło tylko czasu od tamtych wydarzeń. Odkąd poznałam Michała, odkąd Ada poznała Kooistre, a Adrian… Po prostu był naszą małpką, która stopniowo ewoluowała w dorosłego człowieka.
- A przypominasz sobie, co zrobił Kooistra jak zobaczył twoich rodziców?
Nie było mnie przy tym, ale Ada dokładnie mi o wszystkim opowiedziała.
- Ale to nie dlatego…. Przecież on się wywalił dlatego, że strop był za nisko, a nie dlatego, że zobaczył mojego ojca!
- Ale i tak był przerażony, to musisz przyznać. Taki wielki chłop, a jaki strachliwy!
- Lepiej sobie przypomnij, co Michał zrobił, jak do was przyjechał.
- Tak, to było coś. Tak się zabarykadowali z mamą w kuchni i rozmawiali o różnych przepisach, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Ale potem, jak pojechałam do niego którymś razem, to upiekł dla mnie sernika. To nic, że wyszedł zakalec… Ale się starał.
- Dla mnie i tak najpiękniejszym wspomnieniem będą jego oświadczyny. Żeby tak Kooistra zrobił podobnie… Ale nie, bo stwierdził, żeby tak publicznie, przy wszystkich, z boiska. Myślałam, że się pod ziemię zapadnę. Ale ostatecznie rzuciłam się mu na szyję
- Może w Holandii tak mają? Że każde miejsce jest dobre…
- Nie mówmy już o tym, lepiej opowiedz jeszcze raz o waszych zaręczynach.
Doskonale znały każdy szczegół, nawet najmniejszy tamtego dnia. Zbliżały się święta, bardzo szczególne ze względu na to, że po raz pierwszy cała nasza rodzina miała zjeść wspólną wigilię. Wśród nas nie było już malutkich dzieci, wszyscy mniej lub więcej zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Pojechaliśmy jak zawsze we trójkę, wcześniej, żeby pomóc przy przygotowaniach. Chciałam, żeby Michał przyjechał razem ze mną, poznałby moją rodzinę. Miały to być pierwsze święta spędzone razem. Jednak odmówił, chciał spędzić te dni ze swoimi rodzicami. Nawiasem mówiąc, bardzo miłymi i serdecznymi ludźmi. Musiałam się z tym pogodzić, w końcu wiele dni spędzaliśmy osobno.
Kiedy wszystko było przygotowane, stół nakryty, wszyscy byli obecni, pod domem babci zaparkował samochód. Nikt nie wiedział, kto to mógł być, przynajmniej tak mi się wydawało. Czułam, że to jest dość podejrzane, bo moi rodzice mieli dziwne uśmiechy na twarzy. I kiedy drzwi się otwarły i on wszedł do środka, już wiedziałam dlaczego. Jednak nie zachowywał się jak zawsze, kiedy się widzieliśmy. Z nutką niepewności na twarzy podszedł do mnie, nie wiedziałam co się dzieje, jak reszta ludzi tam zebranych. Ale gdy dosłownie padł na kolana, oczy zaszły mi łzami. Usiadłam na krześle, razem z moją chrześnicą na kolanach, nie chcąc jej upuścić. Michał uśmiechnął się i gdzieś z kieszeni wyciągnął małe pudełeczko. Wokół mnie ludzie wręcz oniemieli z wielkim uśmiechem na ustach. Nie potrafię odtworzyć tego, co powiedział, bo byłam za bardzo wzruszona tym, co się dzieje. Wiem tylko, że mówił pięknie, aż moja mama się wzruszyła. Nie mogłam wydusić słowa, ale zrobiła to za mnie moja chrześnica. Jej ‘tak’ było jej pierwszym, świadomym słowem.
- Został na wigilii razem z moją rodziną i resztę już przecież znacie.
Wszyscy troje stali przede mną z uśmiechem na twarzy. Tak bardzo się cieszyłam, że ich mam, że mogę na nich liczyć. I choć przed nami jest całe życie i jak się dowiedzieliśmy, los płata różne figle, wiedziałam, że oni zawsze będą dla mnie. Tak jak i ja dla nich. Między nami różnie bywało, jak to między ludźmi. Nie zawsze w stu procentach się dogadywaliśmy, mieliśmy różne zdanie na jakiś temat, ale nigdy nie doszło między nami do żadnej poważnej kłótni. Padły słowa, których żałowaliśmy wiele razy, ale nigdy nie byliśmy dla siebie wrogami.
- Wiecie, że was kocham, prawda?
- Ale chyba nie bardziej niż mnie? – zza drzwi wychyliła się głowa ze słodkimi ślipkami. Uśmiechnęłam się do niego i pokazałam, żeby podszedł do nas. Stanął obok mnie i trzymał moją dłoń, prawą dłoń. Z obrączką na serdecznym palcu.
- Goście domagają się tańca z panią młodą.
Rozłożyłam ręce w geście bezradności i razem z moim mężem i przyjaciółmi, udałam się na salę, gdzie odbywało się nasze wesele. Gdy przechodziliśmy przez drzwi lekko się zachwiałam i o mało nie wylądowałam na ziemi. Tym razem nie skończyło się jak zawsze, Michał podtrzymał mnie i dzięki temu nie upadłam.
- No i jeszcze refleks ma – plus panie Kubiak!
- Liga?

W taki oto sposób drogie czytelniczki zakończyło się to opowiadanie. Mam nadzieję, że będziecie ze mną dalej, z kolejnym opowiadaniem. Takie krótkie wprowadzenie do nowej historii :) 
Wiśnia powstała trochę przypadkiem, po kolejnym meczu, tym razem ZAKSA - SKRA. Zdecydowanie bardziej jest mi bliższe niż to i mam nadzieję, że polubicie je bardziej. Wiśnia jest pierwszym opowiadaniem, z którego jestem w pełni dumna, któremu według mnie nic nie brakuje. 
Jest to historia też o nas, o Idzie, Adzie i Adrianie. W podobnym, komicznym ale też czasami całkiem zwyczajnym klimacie. Jest znacznie dłuższe niż to, w dodatku jestem właśnie w trakcie pisania drugiej jego części. Nie pozostaje mi nic innego, tylko zaprosić was na prolog:

piątek, 7 września 2012

Piętnaście, czyli mogę śpiewać, mogę tańczyć i czuć zapach pomarańczy.



Mieliśmy jeszcze sporo czasu do meczu, kiedy znaleźliśmy się pod halą w Łodzi. Wypakowaliśmy się z autobusu i stwierdziliśmy, że pójdziemy już zając miejsca, bo może uda się zobaczyć rozgrzewkę.
- Pójdę do szatni, pogadam z nimi przed meczem, ok? Zajmij mi miejsce – Michał po zaznajomieniu się z ochroniarzami, skręcił w jakiś korytarz i tyle go było. Całe szczęście, mało kto zwracał jeszcze na to uwagę. Wszyscy żyli czekającym nas meczem i spotkaniem z siatkarzami. Mogłam na chwilę odetchnąć z ulgą i cieszyć chwilą spokoju. Dopóki nie zauważą nas kamery.
Zajęliśmy swoje miejsca i przygotowaliśmy nasze transparenty, które braliśmy na każdy mecz. Razem z przyjaciółmi wyciągnęliśmy żółto  - czarne akcesoria i czekaliśmy na przybycie zawodników. Siatkarze z przeciwnej drużyny już rozgrzewali się na parkiecie, ale nie pochłaniali zbytnio naszej uwagi. Kiedy nasze gwiazdy pojawiły się na parkiecie z ukłonem w naszym kierunku, dostali owacje na stojąco. Mimo to, że nie wszyscy z naszej ekipy kibicowali Skrze. Teraz wszyscy zjednoczyliśmy się i połączyliśmy siły. Mariusz bez trudu wypatrzył nas na trybunach i zawołał do siebie, więc zabraliśmy manatki i podeszliśmy do kapitana klubu. A razem z kapitanem stał kto? No oczywiście holenderski środkowy!
- Widzę, że stawiliście się w komplecie. Bardzo nas to cieszy. Zawołałem was, bo mój kolega chciał was osobiście poznać, właściwie twoich przyjaciół, bo sami mieliście się okazję spotkać.
Ada nic nie mówiąc popatrzyła na mnie zaskoczona, na co wzruszyłam ramionami. Pan środkowy holenderski z wielką gracją i radością przedstawił się mojej przyjaciółce, na co biedna się trochę zawstydziła. Nie sądziłam, że okaże jej aż taką sympatię przy samym przywitaniu! Ale cóż, raz się żyje. Z Adrianem przywitali się po męsku, po czym pan Kooistra oddalił się na rozgrzewkę razem z Mariuszem, jeszcze raz pozdrawiając nasz klub na trybunach. Dołączyliśmy do reszty, Michał już siedział na swoim miejscu. Uśmiechnęłam się pięknie do pana siatkarza i zajęłam miejsce obok niego.
- A ty gdzie masz szalik mój drogi? Dzisiaj będziesz kibicował z nami.
- Pożyczę od ciebie.
- A co jeżeli ci go nie pożyczę?
- A to wtedy cię przekonam, żebyś mi go pożyczyła.
- Tak, a w jaki sposób?
- A w taki, że odwiedzę cię w przyszłym tygodniu. Postanowiłem skorzystać z zaproszenia twoich rodziców.
- Jakiego zaproszenia? Nic mi nie mówili.
- Widocznie zapomnieli. Zaprosili mnie jak przyjechałem.
- W takim razie mogę oddać ci nie tylko szalik.
***
Zachwyceni i szczęśliwi z powodu wygranego przez Skrę meczu, członkowie naszego klubu szukali w pośpiechu swoich flamastrów i jakiś kartek, żeby zebrać autografy. My mieliśmy już cały komplet, więc korzystaliśmy z okazji i robiliśmy zdjęcia. Nie tylko im rzecz jasna! Zorientowałam się, że w całym zamieszaniu przy naszych spotkaniach, nie mamy żadnego zdjęcia. Kubiak wręcz się tym przeraził, czym bardzo mnie zaskoczył. To miłe z jego strony, że chciał mnie zatrzymać przy sobie chociaż w taki sposób.
Nie czułam się źle z tym, że prawie w każdej przerwie pokazywali nasz sektor, co za tym idzie mnie i Michała oraz najbliżej siedzących. Czułam się trochę skrępowana, ale czując uścisk dłoni Michała na swojej, powoli się do tego przyzwyczajałam.
- Powieszę sobie nad łóżkiem w dużym formacie.
- W dużym? Przerażasz mnie trochę.
- Muszę się pochwalić znajomym jaką mam piękną… - zawahał się, ale dokończył – dziewczynę.
- Naprawdę tego chcesz? Jestem zwykłą, szarą obywatelką, kibicującą Skrze Bełchatów.
- Zapomniałaś dodać, że jesteś idealna. I piękna. I miła. I słodko się rumienisz. I jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które w tobie uwielbiam i brakło by nam dni, żeby je wszystkie wymienić.
Świat zwyczajnie przestał istnieć, wszystko przestało się liczyć, oprócz tego, co właśnie powiedział. I choć można było powiedzieć jeszcze wiele słów i wypowiedzieć wiele obietnic, to nam wystarczało. To, że mieliśmy siebie i nie zwracając uwagi na innych mogliśmy należeć do siebie bezinteresownie. I to, że bez obecności kamer mógł mnie pocałować po raz pierwszy i nie ostatni. Ta cała magia, która była w nas, wystarczyła, żeby płomień uczucia nie gasnął, świecił w momentach lepszych i złych, w dzień i w nocy. Cały czas.
Od tego momentu mogliśmy naliczać wspólnie spędzone godziny, dni, te wszystkie chwile, kiedy świat przestawał dla nas istnieć i z niczym nie musieliśmy się liczyć. Od tego momentu zaczęło się dla nas inne życie i choć wiedzieliśmy, że na razie będzie więcej chwil spędzonych osobno, bez tego drugiego, to chcieliśmy o to walczyć.
***
Długo się żegnaliśmy, zanim pozwoliliśmy sobie nawzajem odejść w zupełnie inne strony. Pozostał ten ogień, który cały czas płonął, dawał tyle uczucia, kiedy tej drugiej osoby nie było w pobliżu.
Nie tylko ja marzyłam. Marzyła też Ada. Jeszcze jej takiej nie widziałam, cała promieniała, uśmiech nie schodził jej w twarzy. Nie mogłam wytrzymać, musiałam zapytać.
- Powiesz mi wreszcie, dlaczego jesteś taka rozpromieniona?
- Powiedzmy, że miałaś rację z tym holenderskim księciem. I powiedzmy też, że dałam temu księciu swój numer telefonu i ten książę obiecał zadzwonić oraz, że obiecał mnie niedługo odwiedzić i mówił same bardzo miłe rzeczy…
- .. O których mi zapewne nie powiesz.
- A ty mi mówisz, o czym sobie tam szepczecie z Kubiakiem? Lepiej mi powiedz, kiedy robimy wieczór panieński!
Trzepnęłam ją w ramię, żartów się jej zachciało. Ale wybaczyłam, w końcu dziś obie miałyśmy świetny humor.
- Nawet nie wiem jaka jestem szczęśliwa.  Powiedział mi, że chce ze mną być. Właśnie ze mną, rozumiesz?
- Dzisiaj rozumiem wszystko! Mogę śpiewać, mogę tańczyć i czuć zapach pomarańczy!
***

Witam drogie czytelniczki, Wiśnia z tej strony ;) Mam trzy wiadomości. Pierwsza z nich dotyczy nowej strony, która się tutaj pojawiła. Jest to jednoczęściówka, niezwiązana z siatkówką, ale bardzo bym chciała, żebyście podzieliły się ze mną swoimi wrażeniami. Druga wiadomość, dość smutna jest taka, że w przyszłym tygodniu epilog. A trzecia wiadomość, dość wesoła (chyba, że macie mnie dość xD) jest taka, że kolejne opowiadanie już czeka na publikację. Jest to właściwa 'Wiśnia', również w podobnym kontekście. Bohaterowie główni są ci sami, tylko siatkarzy przybędzie ^^ Mam nadzieję, że to nowe opowiadanie również przypadnie wam do gustu, jeszcze bardziej niż to :) Adres nowego opowiadania za tydzień razem z epilogiem! 
Pozdrawiam i kocham :)