piątek, 31 sierpnia 2012

Czternaście, czyli wyjazd i niespodziewane okoliczności.



Jak zawsze zebraliśmy się przy szkole, żeby uczcić nasz wyjazd pamiątkowym zdjęciem na tle naszej szkoły. Taki pewnego rodzaju sygnał, że nasz klub kibica nadal działa, pomimo tamtej niemiłej przygody z odwołanym meczem. Uradowani do granic możliwości, z szalikami na szyjach (niekoniecznie tymi żółto- czarnymi) przemierzyliśmy ulicę i wsiedliśmy do autobusu.
Dzisiaj, żyjąc w przekonaniu, że za kilka godzin zobaczę się z Michałem Kubiakiem, totalnie nie mogłam się skupić. Można było mówić do mnie tysiące razy, a i tak nic do mnie nie dochodziło. Ada jak i Adrian z kilkoma innymi osobami, zrozumieli, że dzisiaj się ze mną nie dogadają, więc po prostu zostawili mnie samą w swoim świecie, za co byłam im dozgonnie wdzięczna.
Gdy wczoraj rozmawiałam z Michałem, wszystko toczyło się wokół naszego dzisiejszego spotkania. Głównie to, że prawdopodobnie dzisiaj, po mniej więcej dwóch tygodniach od naszego pierwszego spotkania, ludzie dowiedzą się, że tamto spotkanie nie było przypadkiem. Próbowałam przygotować się na to psychicznie, mieć w nosie wszystkie media i portale plotkarskie oraz pytania komentatorów po meczu. I muszę przyznać, że osiągnęłam swój mały sukces – w tym momencie to najmniej mnie obchodziło. Na samą myśl o tym, że on będzie siedział obok mnie, że będę mieć go na wyciągnięcie ręki, robiło mi się ciepło na sercu. Cały czas w głowie krążyła mi myśl, że to co się dzieje jest szaleństwem, czymś zupełnie przeciwnym niż coś z czym miałam kontakt do tej pory. To, co działo się ze mną i Kubiakiem, całkowicie przerastało moje oczekiwania, kłóciło się ze wszystkimi moimi teoriami na temat związków i kontaktów międzyludzkich.
Moi przyjaciele czy moja rodzina na pewno zauważyli, że to dzieje się za szybko, że sama ledwo nadążałam za swoimi uczuciami. Jednak mimo wszystko, mimo to, że to szaleństwo może kiedyś tak po prostu się skończyć i przejść do przeszłości jak gdyby nigdy nic, nie chciałam niczego zmieniać. Zostawiłam to samemu sobie, niech biegnie tempem jakim chce. Byłam zwyczajnie szczęśliwa odbierając każdy telefon od niego, rozmawiając z nim godzinami, śmiejąc się i czasem płacząc, gdy musieliśmy kończyć. Oni mogli zarzucić mi, że mnie to wykończy. To ciągłe czekanie, te wszystkie rozczarowania, które mogę nadejść. Ale ja byłam świadoma, może nie do końca, że to może się skończyć i wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy. I mimo to nigdy nie będę żałować tego, co dzięki niemu mnie spotkało.
- Mówię do ciebie, Ida!  - Ada widocznie od jakiegoś czasu szarpała mnie za ramię i próbowała coś mi powiedzieć, ale byłam zbyt zajęta rozmyślaniem o obecnej sytuacji.  – Telefon ci dzwoni od pięciu minut! – wyciągnęła mi komórkę z kieszeni i postawiła przed oczami wyświetlacz ze zdjęciem Michała. Zrobiłam mu to zdjęcie tydzień temu, chwilę przed tym jak musieliśmy się rozstać. Chciałam zostawić sobie to spojrzenie, to jak na mnie patrzył. 
- Ał! Czemu mnie uszczypałaś?
- Żebyś odebrała telefon, bo twój Romeo dzwoni już szósty raz.
Podała mi słuchawkę, uśmiechając się pod nosem z mojego stanu, w jakim znajdowałam się od rana.
- Już myślałem, że nie odbierzesz. Stało się coś?
Ada zaczęła się śmiać, jakby usłyszała, co powiedział. Dopiero po tym akcie desperackiego śmiechu z jej strony, zorientowałam się, że zupełnie nieświadomie włączyłam głośnomówiący. Trochę speszona naprawiłam sytuację i wróciłam do rozmowy z Michałem.
- Powiedzmy, że jestem trochę rozkojarzona.
- Ja też i to przez ciebie. I teraz mam pewien problem.
- Tylko mi nie mów, że cię nie będzie.
Nie o to odliczałam dni do naszego spotkania, żeby teraz przeżyć rozczarowanie. Przecież nie potrafiłabym się cieszyć nawet ze zwycięstwa Bełchatowian. Boże, jak on wpływał na moje uczucia! Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Musiałam mieć rzeczywiście przerażającą minę, bo Ada momentalnie przestała się śmiać i patrzyła z wyczekiwaniem w moją stronę. Nawet Adrian wychylił się z siedzenia obok, żeby sprawdzić, co się dzieje.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale nie wiem, czy mi się uda. Samochód mi nawalił, jestem kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi.
- Poczekaj moment, ok?
Wygramoliłam się z siedzenia i podeszłam na do naszego nauczyciela z błagającą miną.
- Proszę pana, czy nie moglibyśmy kogoś zgarnąć po drodze?
- Niby w jaki sposób? Przecież mamy komplet.
- Ale to naprawdę bardzo ważne, przecież chodzi tylko o jedną osobę.
Obok mnie znalazła się Ada, pewnie zobaczyła, że nie mogę sobie sama dać rady. Z bojowym nastawieniem przypatrywała się sytuacji, nic nie mówiąc.
- Powiedziałem, że to jest wykluczone.
W tym momencie do akcji wkroczyła Ada.
- Chce pan, żeby jeden z przyjmujących polskiej reprezentacji zamarznął gdzieś przy drodze?
Naszego nauczyciela wcięło. Tak samo, jak resztę autobusu. Wszelkie szepty ucichły, wszyscy zaczęli się przysłuchiwać naszej rozmowie. Łącznie z Danielem, który cały czas mnie obserwował. Wyglądał tak, jakby nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę. I coś mi podpowiadało, że nie chodziło o to, że mam właśnie Kubiaka na linii.
- O czym ty mówisz?
- Ida dostała o jeden bilet więcej, żeby mogła się z nim spotkać. Więc niech im pan nie rujnuje życia, tylko go zabierze po drodze.
Pan kierowca, zaprzyjaźniony pan kierowca,  postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i włączył się do rozmowy.
- Gdzie on dokładnie jest?
- On panu lepiej wyjaśni – powiedziałam Michałowi, żeby zorientował się, gdzie jest i powiedział o tym panu kierowcy. Przystawiłam swój telefon do ucha pana Jacka (naszego kierowcy). Oglądnęłam się za siebie, choć bałam się wyrazu ich twarzy. Nic o tym nie wiedzieli, nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, że mam bliższy kontakt z jednym siatkarzem kadry narodowej. Bałam się, że w momencie zaczną mnie obgadywać, posądzać o niestworzone rzeczy, że stanę się obiektem ich nienawiści i innych negatywnych uczuć. I pewnie by tak było, gdyby nie Daniel. Jego zdanie zawsze się liczyło i większość społeczności szkolnej, w tym naszego klubu, szanowała jego słowa.
- Uszanujcie to i nie próbujcie powiedzieć o niej złego słowa, jasne? Jeżeli dojdzie do mnie jakakolwiek plotka na ich temat, to policzę się z każdym, który tą plotkę przekazał.
 Byłam zaskoczona jego reakcją, brakowało mi słów, żeby okazać swoją wdzięczność. Szepnęłam w jego stronę krótkie dziękuję, choć wiem, że to zdecydowanie za mało. Posłuchali go. Nie patrzyły na mnie nieprzyjazne twarze, tylko nadal ci sami, roześmiani ludzie. Daniel uśmiechnął się smutno w moim kierunku i odwrócił wzrok, żeby już na mnie nie patrzeć. Zrobiło mi się go żal, współczułam mu, że dokonał złego wyboru, że nie mogłam dać mu tego, czego chciał. I nie chodziło mi tutaj o to, że nie chcę śpiewać w jego zespole, tylko o coś zdecydowanie poważniejszego.
Pan kierowca skończył rozmawiać z Michałem i zapewnił go, że jak będziemy dojeżdżać do tego miejsca, to damy mu znać, żeby wyszedł na pobocze. Tymczasem Kubiak miał spędzić jakieś dwie godziny w pobliskim zajeździe.
- Nic się nie martw, kochana. Twój przyjaciel pojedzie z nami. A tych, którym to nie pasuje, wysadzę z autobusu.  – ostatnie zdanie skierował między innymi do naszego nauczyciela, siedzącego obok.
- Nie bój się, już ja nie dopuszczę do tego, żeby coś wam przeszkodziło – wróciłyśmy z Adą na swoje miejsca, kiedy w autobusie panowała zupełna cisza. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i do przyjaciółki i swobodnie odetchnęłam. Po czym przybiłam piątkę Adrianowi i rozparłam się wygodnie na siedzeniu.  
***
Podróż strasznie mi się dłużyła, jak nigdy dotąd. Od tamtej wymiany zdań minęło trochę czasu, a w autobusie nadal panowała grobowa cisza. Czasem tylko ktoś się odezwał po cichu do kogoś siedzącego obok, ale po za tym było cicho jak makiem zasiał.
- Ciekawe czy ta cisza jest spowodowana zainteresowaniem Kubiakiem i mną czy reakcją Daniela na to, co się dzieje?
Wyrwałam Adę z zamyślenia, choć sama byłam duchem, gdzie indziej. Trochę się bałam, że nasze relacje się osłabią. Nawet nie podziękowałam jej za to, że się za mną wstawiła. I jeszcze teraz była jakby nieobecna.
- Myślę, że po części i tym, i tym. W końcu go szanują bardziej niż nas i gdyby nie on zjedliby cię żywcem.
- Chyba powoli zaczyna mnie to wszystko przerastać. Nawet ci nie podziękowałam, że się za mną wstawiłaś. Bez ciebie nie dałabym rady, jak zawsze.
Uśmiechnęła się do mnie i oparła głowę na moim ramieniu.
- Tak nawiasem mówiąc, to o czym myślałaś?
- Tobie się udało. A mnie? Jak zawsze nic.  – wiedziałam, że prędzej czy później stanie się tak, że zacznę poświęcać jej mniej czasu niż zazwyczaj. Zupełnie nieświadomie, zaczynałam się powoli zamykać w swoim dwuosobowym świecie – moim i Michała. Chciałam to zmienić, ale jeszcze bardziej pogrążyłam sprawę. Gdyby sytuacja była odwrotna, pewnie czułabym to samo. Tak jak kiedyś, kiedy mieliśmy mały kryzys. Był taki okres, kiedy prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy, rzadko się widywałyśmy. Większość czasu spędzałam wtedy z Kamilą, która jakoś utrzymała mnie przy normalności. Tamte miesiące były dla mnie naprawdę okropne, czułam, że ktoś ‘pożera’ mi przyjaciół i zostaję sama. Całkowicie sama. Miałam też chwile złości, kiedy odczuwałam do nich niechęć i wściekłość. Przed samymi wakacjami, chciałam, żeby ten rok szkolny się w końcu zakończył, chciałam odpocząć od tych wszystkich emocji. Wrzesień zaczął się zdecydowanie lepiej i weselej, potem było już w porządku.  – Zostanę sama z małpką – Adrianem u boku.
- Wiem, że nie jestem do końca w porządku i nie czujesz się z tym dobrze. Ale to tylko kwestia czasu, niedługo spotkasz swojego księcia. Może nawet holenderskiego?
Popatrzyła na mnie zdziwiona, na co tylko wzruszyłam ramionami. Niech sobie ten Wyjec czy jak mu tam nie myśli, że nie widziałam jak się wpatrywał w to zdjęcie, nie ze mną te numery. Zobaczymy dzisiaj, co zrobi pan środkowy.
- Dlaczego akurat holenderskiego? Co ci do głowy strzeliło?
- Nic, tak mi się powiedziało.
Ada odwróciła się do Adriana, żeby o coś zapytać, a ja znowu odpłynęłam. Już nad tym nie panowałam, nie chciałam. Z każdą minutą, kiedy byliśmy bliżej Łodzi, moje myśli były pochłonięte całkowicie przez tego niepozornego i cichego misia – przytulankę o słodkich ślipkach. Czułam się jakby był cały czas obok mnie, patrzył na mnie, trzymał mnie za rękę. Niesamowita jest siła ludzkich pragnień, która pozwala odczuwać nawet te najbardziej nierzeczywiste uczucia. Czy to co było pomiędzy mną a nim można nazwać nierzeczywistym? Chyba można, chociaż pod względem tempa i niewiarygodnego zbiegu okoliczności. Lecz z drugiej strony, kiedy był blisko, wszystko stawało się realne.
- Widzisz, znowu odpłynęła. Uśmiecha się sama do siebie.
Usłyszałam tylko z boku, kiedy miałam jeszcze pozorny kontakt z rzeczywistością. Teraz słyszałam tylko to, co chciałam usłyszeć.
- Jak patrzę na Daniela, to szczerze mu współczuje. Gdyby wcześniej się odważył, może coś by z tego wyszło. A teraz? Nie ma najmniejszych szans i dobrze o tym wie.
To w takim razie dlaczego usłyszałam to? Skrzywiłam się lekko i rozejrzałam po autobusie. Nie wychylałam się zanadto, żeby nie zwrócić znowu na siebie uwagi. Zobaczyłam go na samym końcu autobusu, patrzył na mnie. Jego wzrok był tak ostry, ale zarazem przygnębiający, że musiałam spuścić głowę. Nie mogłam wytrzymać tego natłoku emocji, które próbował mi przekazać. I co ja mogłam w tej sprawie zrobić.
- Nic na to nie poradzisz, kiedyś mu przejdzie. Pogodzi się z tym, że nie jesteś zainteresowana albo będzie czekał aż Kubiakowi spowinie się noga.
- Nie mów tego tak, jakbyśmy mieli się zaraz pobrać, proszę.
Adrian wygłosił kolejną swoją mądrość, która dla mnie takową nie była. Może i stwierdził fakty, ale w taki sposób, jakby to, co kiedyś będzie, już było przesądzone.
- Nie rozmawiajmy już o tym. To ma być nasz dzień, pamiętacie? Mamy udowodnić reszcie, że to, co mówiliśmy, jest prawdą w każdym calu. Rozsądzanie przyszłości zostawmy komuś innemu.
I to była dobra rada, na Adę zawsze można liczyć w sytuacjach podbramkowych – takich jak ta. Mimo że byliśmy przyjaciółmi, czasem zdarzało się, że mamy odmienne zdanie na dany temat. Nie kłóciliśmy się o to, kto ma racje, ale atmosfera robiła się gęsta. Dlatego musieliśmy jakoś zmienić temat i zapomnieć o tej rozmowie. Tak jak o tej.
- Jesteśmy już blisko tego zajazdu. Mamy sporo czasu, więc zrobimy sobie tam przerwę.
Serce zabiło mocniej, jak zawsze kiedy był blisko. Tętno przyspieszało, oczy nabierały blasku. Przynajmniej tak się czułam, nie wiem ile z tego można było w rzeczywistości dostrzec. Dla mnie była to wyjątkowa chwila, dla niektórych najzwyklejsza, codzienna. Przeze mnie traktowana jako święto, przez innych jak dzień powszedni. Ale była to wyjątkowa chwila dla wszystkich. Dla mnie dlatego, że znowu będę mogła być blisko niego, a dla nich – że poznają go osobiście, zobaczą na własne oczy swojego idola.
Kierowca skręcił w prawo i zatrzymał się na parkingu. Kilka metrów dalej widać było światła, z zajazdu. Ubrałam kurtkę i jako pierwsza wyszłam z autobusu z towarzyszącymi mi szeptami. Ale co mnie teraz obchodziły czyjeś szepty, kiedy on był tutaj, gdzieś blisko. Rozglądnęłam się w około, ani żywej duszy. Było ciemno, nie paliły się żadne uliczne latarnie, wiał zimny wiatr. Normalnie – scena jak z horroru, ale nie dla mnie i nie w tej chwili. Poszłam w kierunku zajazdu, czując na swoich plecach wiele spojrzeń. Słyszałam tylko jeszcze podniesiony głos Ady i zapewne Adriana, coś mówili do reszty. Zauważyłam w ciemności zbliżającą się sylwetkę, nie byłam na początku pewna, czy to on. Ale gdy podszedł bliżej i rozstawił ręce, nie miałam żadnych wątpliwości. Puściłam się biegiem i mocno do niego przywarłam. Okręcił mnie wokół własnej osi i nie chciał puścić. Poczułam znowu to przyjemnie rozchodzące się po moim ciele ciepło, nie potrzebowałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że to on.
- Nareszcie jesteś. Już myślałem, że się ciebie nie doczekam. Wypiłem hektolitry kawy, mimo że trener nam zakazał i wyjadłem im mnóstwo cukierków. Nawet pomyśleli, że mam jakiś spadek cukru.
Ciszę na parkingu przerwał nasz śmiech. Kubiak trzymał mnie w ramionach tak długo, dopóki Ada nie przyszła do nas. Przywitała się z Michałem i zamieniła z nim kilka słów.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co ja z nią miałam przez całą drogę. Zwłaszcza po tym, jak zadzwoniłeś. Nic do niej nie docierało.
- Uwierz, że ze mną było podobnie. A oni wiedzą, że…?
- Że z nami jedziesz? Wiedzą i zazdroszczą. Gdyby nie interwencja jednego kolegi, to by ją zjedli.
Michał ucałował mnie w czoło i mocno przycisnął do siebie. Chciał dodać mi otuchy, pokazać mi, że jest obok i nie muszę niczego się obawiać.
- Jak wybiegłaś, to powiedzieliśmy im, żeby nie szaleli i zachowali się przyzwoicie. Nie wiem na ile nas posłuchają.
- Myślicie, że jak dam im autografy, to dadzą nam chwile spokoju? Wiem, że to trywialne z mojej strony, ale…
- Nie masz innego wyjścia, chłopie. Jak chcesz spędzić trochę czasu ze swoją Julią, musisz poświęcić go też im.
Trzymając się za ręce, podeszliśmy do reszty spokojnie i w milczeniu. Na szczęście nikt nie wysyłał pod naszym adresem żadnych niemiłych spojrzeń. Wszyscy patrzyli na nas z zaciekawieniem w oczach i lekką niecierpliwością, przynajmniej tak mi się zdawało.
- Cześć wszystkim. Cieszę się, że mogę się z wami zabrać. Ida coś wspominała o autografach, więc jeżeli ktoś sobie życzy, to proszę bardzo. Mogę nawet pozować do zdjęć. W końcu muszę się jakoś odwdzięczyć.
Dzięki niemu atmosfera się trochę rozluźniła. Kubiak przywitał się z naszym nauczycielem i panem kierowcą, zamienił z nimi parę zdań. Jak weszliśmy do autobusu, zaczął rozdzielać autografy. Z uśmiechem podchodził do każdego, czasem zagadał. Pozował do zdjęć chyba ze wszystkimi i po kilkunastu minutach wrócił do mnie.
- Usiądziesz mi na kolanach?
Podniosłam się z siedzenia i pozwoliłam mu usiąść, po czym sama usiadłam na jego kolanach. Przytulił mnie do siebie, jak tylko on to potrafi, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Głaskał mnie po plecach, co pewnie ściągało wzrok wszystkich. Zwłaszcza Daniela. Nie przejmowało mnie to, musiałam się do tego przyzwyczaić. Do miłych i nieprzyjemnych spojrzeń, do serdecznych i nienawistnych komentarzy. To wszystko było wliczone w pakiet, chcąc nie chcąc. Kolejna próba miała nastąpić w Łodzi, jak będziemy siedzieć razem na trybunach. Nie ma mocnych, żebyśmy ukrywali się przez cały mecz. Prędzej czy później Michał zostanie zauważony, a co za tym idzie – ja.
- Dajesz radę?
- Tak. Przecież jesteś obok.
- A jeżeli później mnie nie będzie.
- Michaś, nie masz się czego bać. Zawsze stanę po jej stronie, w końcu jest moją przyjaciółką.
- Ja też! Cokolwiek by się nie działo.
- Przyjaciele na dobre i na złe, zawsze możesz na nich liczyć, co?
- Ty też Michał. W końcu przyjaciele Idy, są naszymi przyjaciółmi.

sobota, 25 sierpnia 2012

Trzynaście, czyli przekonywanie.


***
Po tym jak Holender pojechał, musiałam zadzwonić do naszego nauczyciela i powiedzieć mu o tych biletach.  O dziwo, przyjął to całkiem spokojnie, powiedział, że zarezerwuje jakiś autobus a szczegóły dogramy jutro.
Następnego dnia, jak tylko przyszłam do szkoły, wpadłam na Adę, która zapisywała już chętnych na mecz. I spotkanie z zawodnikami, oczywiście.
- Widzę, że informacje szybko się rozchodzą. Ile masz już osób?
- Połowę. A jest dopiero dziewiąta. A, Daniel pytał o ciebie, jak się zapisywał.
No tak, kompletnie zapomniałam, że miałam się nad czymś zastanowić. Ale i tak moja odpowiedź była już przesądzona, więc nie musiałam się martwić. Natknęłam się na niego już w drodze do szatni. Uśmiechnął się do mnie na przywitanie.
- I jak? Przemyślałaś sprawę?
- Tak, ale i tak nie mogę się zgodzić. Po prostu nie mam czasu, teraz jak wiesz jedziemy na kolejny mecz. Wczoraj miałam niezłe urwanie głowy i boję się, co będzie dalej.
Nie powiem, że był zadowolony takim stanem rzeczy. Ale przynajmniej nie był wściekły, czy coś. Zwyczajnie się zasmucił.
- No nic. Trudno, jakoś to przeżyję. To może wpadniesz chociaż na koncert jutro? Gramy na twoim osiedlu.
- Co ty nie powiesz? Słyszałam co nieco. Zobaczę jak wyrobię się z czasem i co powiedzą rodzice. Bo po ostatnim wyjeździe wnikliwiej mnie sprawdzają.
- Mogę się zaoferować, żeby cię pilnować. Sama przyjemność – ups, chyba wkraczamy na grząski grunt i trzeba się ewakuować.
- Zobaczę, a teraz wybacz.
Złapałam Adę na schodach, po moim wejściu dopisało się jeszcze kilka osób, więc miałyśmy już prawie komplet. A nawet nie zdążyłam powiesić ogłoszenia!
***
- Daniel pyta, czy przyjdę na tą dyskotekę jutro. – siedziałyśmy z Adą na dużej przerwie przy kantorku na Sali gimnastycznej i jadłyśmy kanapki. Byłyśmy nieziemsko głodne, a nie miałyśmy nawet chwili na to, żeby zjeść. Albo trzeba było w tempie ekspresowym coś powtórzyć na sprawdzian, albo trzeba było odpowiadać na pytania młodych kibiców, którzy chcieli uzyskać więcej informacji.
- Albo mi się wydaje, albo on coś od ciebie chce. Oczywiście oprócz tego, żebyś na jakiś czas została wokalistką jego zespołu.
- Już mu wyjaśniłam, że tak się nie stanie. To co, idziemy na tą dyskotekę?
- Bardzo chętnie bym z tobą poszła, ale przypominam ci, że mam szlaban i nie mogę wychodzić.
- To w takim razie Daniel będzie musiał przeżyć to, że mnie też tam nie będzie. A teraz dawaj tą listę.
Pokazała mi listę nazwisk, które zebrała podczas poprzednich przerw. Jak zawsze mieliśmy za dużo chętnych, zawsze zgłaszały się osoby nowe, które nie były na poprzednich. Przeglądałam właśnie tą listę i tak nasunęło mi się jedno pytanie.
- A co ty sądzisz o tym holenderskim środkowym Skry?
- A co ma piernik do wiatraka?
- To, że jest z mąki. Tak pytam, bo on całkiem przystojny jest.
- Ej, ja znam ten ton. Nic nie kombinuj, słyszysz?
Wzruszyłam ramionami, chcąc pokazać jej, że nie wiem o czym mówi. Ale to nie był przecież przypadek, że on się tak w to nasze zdjęcie wpatrywał. Oddałam listę naszemu nauczycielowi, który właśnie wszedł na salę.
- Znowu będzie wyścig szczurów.
Przytaknęłam mu i wyciągnęłam z kieszeni odpowiednią ilość pieniędzy. Trudno, najwyżej znowu mi się dostanie od rodziców. Ale przecież musiałam tam jechać, chociażby po to, żeby spotkać się z Michałem. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że już niedługo znowu się zobaczymy. Co mam poradzić na to, że telefony nam przestają wystarczać? Aż strach pomyśleć, co byśmy zrobili, gdybyśmy żyli w innej epoce!
- Właśnie dlatego daję panu potrzebną kwotę. I niech pan trzyma miejsce dla Ady i Adriana, jakoś przekonamy ich rodziców.
- Przecież bez was nie pojedziemy, jeżeli trzeba wykonam konieczne telefony.
Ale się zrobił dla nas miły! Pewnie mu żona kazała, ale nie wnikajmy w to głębiej. Musiałyśmy zostawić naszego nauczyciela i niedojedzone kanapki i iść na lekcje. Taki już los maturzysty i każdego innego ucznia naszej szkoły.
***
- Proszę pani, to naprawdę jest dla nas bardzo ważne. Niech pani pozwoli jej z nami jechać. Ja rozumiem, że to co ostatnio zrobiliśmy było karygodne, ale te kilka dni zamknięcia dały jej nauczkę. Teraz będą z nami opiekunowie i nie zrobimy nic, co mogłoby nam zaszkodzić.
Siedziałam już u Ady dobre dwie godziny, a cały czas wałkowaliśmy tylko jeden temat – wyjazd do Łodzi. Próbowałam już wszystkiego, ale mama Ady nadal się wahała. Nawet nasz nauczyciel, jak powiedział, wykonał konieczne telefony. Przez ten czas, korzystając z gościnności Ady i jej rodziny zdążyłam zjeść kilka kawałków ciasta i wypić dwie herbaty. Miałam już wygłosić treść kolejnego argumentu, co z tego, że bezsensownego, ale mama Ady popatrzyła na mnie i powiedziała:
- No dobrze już, może jechać. Tylko macie na siebie uważać i nigdzie same nie łazić, jasne? A teraz przyznaj mi się, że stoi za tym wyjazdem coś ważniejszego, niż udowodnienie reszcie, że nie zmyślacie.
I jak tu coś ukryć przed mamą Ady, skoro ta pani wie wszystko? Spojrzałam na przyjaciółkę, nie wiedząc co mam powiedzieć. Dała mi znak, żeby pod groźbą najgorszych katuszy nic nie mówiła o Michale, więc milczałam jak grób. Nie wiedziałam, czy mi się to opłaci, ale wolałam zaryzykować. Mama Ady widząc, że nie chcemy nic powiedzieć, machnęła ręką i dała nam spokój.
- Czasem mam wrażenie, że ona jest z jakiegoś wywiadu czy coś.
- Nie przesadzaj, te czasy już dawno minęły.
- Jesteś pewna?
***
Mama Ady to był Pikuś w porównaniu do tego, co nas czekało u Adriana. Wiele razy byłyśmy świadkami (lub nie) jej srogiej ręki w wychowaniu syna. Jednak była też znana ze swoich niecodziennych i szalonych wybryków. Mając nadzieję, że wyjdziemy z tego cało bez żadnych obrażeń, zapukałyśmy do jaskini lwa tzn. domu Adriana. Czy byłyśmy przygotowane na najgorsze? Myślałyśmy, że tak i kiedy drzwi się otwarły i miałyśmy się przywitać z panią domu, zorientowałyśmy się, że to nie jest pani domu tylko mała, słodka dziewczynka, której współczułyśmy takiego brata. Była trochę zdezorientowana jak nas zobaczyła, ale wpuściła nas do środka. Nie dziwię się jej, bo sama widziałam ją po raz pierwszy w życiu, wcześniej znałam ją ze zdjęcia z Naszej – Klasy.
Poprosiłyśmy ją grzecznie, żeby zawołała Adriana, a ta tylko się do nas uśmiechnęła i pobiegła na górę. Ale to nie był zwykły bieg, to był bieg, który doskonale znaliśmy – z wymachiwaniem wszystkimi kończynami i korzystaniem ze stawów rzekomych. Normalnie nas wcięło, zdołałam tylko szturchnąć Adę łokciem.
- Boże, to jakaś plaga jest.
- Nie, to nie plaga. To geny.
Ostatnie zdanie Ady zabrzmiało dosłownie tak, jakby mówiła o najgorszym złoczyńcy o jakim słyszała. Zdążyłyśmy się otrząsnąć dopiero, kiedy groźna mama zauważyła, że przyszłyśmy. Na pierwszy rzut oka wcale nie była taka straszna, nawet się do nas uśmiechnęła. Odpowiedziałyśmy jej tym samym. Potem zobaczyłyśmy jak rodzeństwo zbiega po schodach i jak oblicze groźnej mamy naprawdę robi się groźne. Bałyśmy się, że ta pani zacznie krzyczeć i będziemy musiały uciekać, ale wystarczyło jej tylko jedno, krótkie słowo.
- Nie.
- Mamo, ale ja jeszcze nie zdążyłem nic powiedzieć! Daj mi chociaż spróbować ci to wyjaśnić.
- Dwie minuty.
Ada postanowiła wkroczyć do akcji i tak zagadała groźną mamę, że nie mogła z siebie słowa wydusić. Nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że Ada potrafi wypowiadać tyle słów na minutę. Adrian też był zaskoczony, ale nie mógł tego okazać, bo musiał zrobić minę niewiniątka.
Kiedy Ada zakończyła swój monolog, groźna mama spojrzała na nas wszystkich i głośno westchnęła.
- Nie spodziewałam się, że będziesz miał taką obronę. Ale jak wywiniesz jakiś numer…
- Żadnych numerów, obiecuję!
I w taki sposób, jak się okazało, bezbolesny, nasza trójka mogła znowu zobaczyć Bełchatów w akcji. Tym razem w Łodzi.
***
Wiecie jak to jest, gdy ktoś nagle pojawia się w waszym życiu i choćbyście próbowali go z niego usunąć, to nie dacie rady? I wcale nie mówię teraz o Kubiaku i o tym, że za żadne skarby nie chciałam go wyrzucać. Nawiązuję w ten sposób do pewnego upartego gościa, który od chwili rozpoczęcia tego zamieszania z nami w roli głównej, był bardzo upierdliwy. 

Tak, brawa dla pani w ósmym rzędzie – chodzi mi właśnie o Daniela. Biedaczysko nie chciało mi odpuścić, chodziło za mną i próbowało zagadnąć. I myślało, że może nawet ma jakieś szanse, czy coś w tym rodzaju. Aż tu nagle przyszedł czas na oczekiwany wyjazd do Łodzi.

sobota, 4 sierpnia 2012

Dziesięć/Jedenaście/Dwanaście.

Dziesięć, czyli kłopoty.

Ogarnięci i spakowani staliśmy przed hotelem. Razem z nami stali panowie siatkarze. Chcieli pójść z nami na dworzec, ale my woleliśmy załatwić to tutaj. Nienawidziłam pożegnań, bo zawsze były takie ckliwe. Zwłaszcza wtedy, gdy żegnało się z kimś fajnym, miłym, przystojnym, utalentowanym, pięknookim, wysokim, czyli z Michałem Kubiakiem. No i Zbyszkiem.
I co z tego, że chciało mi się płakać? Skoro on sam miał nie lepszą minę, kiedy stanęłam przed nim i miałam powiedzieć ‘cześć’. Kolejna dziwna rzecz, do odnotowania. Dziwna, ale fajna i bardzo miła. Bo przecież miło jest wiedzieć, że chociaż po tych kilkunastu godzinach jest się dla kogoś zauważalnym i ten ktoś cię będzie pamiętał.
- Mogę cię jeszcze przytulić?
- Po co się pytasz, skoro wiesz, że tak. Mogę ci jeszcze zostawić swój numer telefonu.
- Możesz? Bo nie wiem.
- Oj, dobra. Koniec tego przegadywania, bo się zaraz pogubię.
Przytuliłam się do tego wielkiego pana bardzo mocno. I wcale nie dlatego, że było zimno. Zostawiłam mu jeszcze numer telefonu i pociągnięta przez przyjaciół, zniknęłam w tłumie, mając nadzieję na to, że pozostanę jeszcze przez jakiś czas anonimowa.
***
Mieliśmy szczęście, że nasz pociąg z Bełchatowa się nie spóźnił, bo do pociągu z Łodzi wręcz wlecieliśmy. Mieliśmy niecałe trzy minuty do odjazdu, gdy wysiedliśmy z pociągu. Adrian, mądre stworzenie, zostawił nas w tyle i zadowolony wskoczył do wagonu. Całe szczęście, że do tego co trzeba.
- Ej, dostałam smsa od Kamili…. O kurde.
Mina Ady nie wróżyła nic dobrego.
- No mów! Co się stało?
- Kamila pisze, że jej mama nas wsypała. Niechcący. Spotkała moją mamę na mieście i wymsknęło się jej, że nie ma nas u Kamili. A rodzice nie dzwonią dlatego, żeby zrobić nam niemiłą niespodziankę.
A brakowało niewiele, żeby wszystko się udało! Nawet nie przypuszczałam, że coś takiego może się wydarzyć w ostatnich godzinach naszej intrygi. Ale cóż, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Teraz już nam było wszystko jedno, zapewne dostaniemy dożywotni szlaban. Co oznaczało, że nie spotkam się z Michałem. A tak bardzo nie chciałam go zawieść!
Schowałam twarz w dłoniach i próbowałam jakoś opanować emocje. Sama nie wiem, czy powinnam tak reagować, czy tego typu reakcja nie była teraz na miejscu. Nie obchodziło mnie to. Kiedy go przytulałam przed tym hotelem, miałam świadomość, że już niedługo się zobaczymy i może to głupie, ale gdzieś tam paliło się światełko, że to może być coś, wielkie coś.
- Nie martw się, na pewno zrozumie. Jeżeli coś ma z tego być, to poczeka.
Po Adzie jak zawsze nie było niczego widać, równie dobrze mogła czuć się tak jak ja, ale tego nie okazywała. Przecież miał do niej przyjechać Aleks.
- Co zrobisz z Aleksem? Miał do ciebie przyjechać.
Ada zerknęła na Adriana, chłopak miał przymknięte oczy. Chcąc sprawdzić czy nas nie podsłuchuje, kopnęła go w kolano. Nie zareagował, więc zaczęła się w niego uparcie wpatrywać, ale to też go nie złamało. Wzruszyła ramionami, wyglądało na to, że jednak spał, co wcale takie dziwne nie było.
- Na początku pomyślałam, że może z tej znajomości wyjść coś fajnego, ale gdy teraz tak sobie myślę, to raczej nie widzę w tym przyszłości. Co innego, patrząc na ciebie i Michała.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, naprawdę bym chciała, żeby coś z tego wyszło, ale z drugiej… Sama wiesz, ten rozgłos, jaki od razu by się zaczął, gdyby zobaczyli nas gdzieś razem. Ludzie zaczęliby o nas mówić, wszędzie słyszałabym plotki na nasz temat… Boję się tego, że gdy coś z tego wyjdzie, a ja nie dam rady, to go zawiodę i to bardzo. Ale nie mówmy o tym dobrze? Powiedz dlaczego przekreślasz tego Serba.
- To nie jest teraz ważne. Z tego po prostu nic nie będzie. A kiedy patrzę na was, to brakuje mi słów, żeby opisać jak cudownie razem wyglądacie. To musi wyjść, Ida, bo nie ma innej opcji. On nie odpuści, cokolwiek byś mu nie powiedziała. A wiesz dlaczego, bo ty też tego chcesz. I założę się, że ten sms jest od niego.
Chwilę wcześniej rzeczywiście przyszedł sms, ale jakoś straciłam ochotę na wszystko, więc oddałam aparat Adzie.  Przecież i tak powiedziałabym jej, co napisał. Oparłam się na siedzeniu i czekałam aż zacznie czytać. Nie oczekiwałam żadnych rewelacji, bo równie dobrze mógłby to być ktoś zupełnie inny.
- Miałam racje, to on. „Nie wiedziałem, że wypada mi pisać do ciebie po tym jak zaledwie dwie godziny temu się widzieliśmy, ale nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Jak mija wam podróż?” i podpis Michał.
- Zwariował, nieprawdaż?
- Adrian, przecież spałeś! Znowu oszukujesz!
Kiedy Ada zaczęła bić Adriana za to, że znowu zrobił nas w konia, wzięłam od niej telefon i odeszłam od nich. Niech bije go sobie w spokoju, bo zasłużył, a ja jeszcze bym go obroniła, co mam w naturze zwyczajowo robić. Stanęłam w jakimś wyludnionym miejscu, które niespecjalnie trudno było znaleźć. W wagonie było tylko kilkanaście osób. Wybrałam numer Michała, w ogóle nie zastanawiając się co mu powiem. Bo nawet gdybym próbowała coś wymyślić, to i tak nie dałabym rady i bym nie zadzwoniła.
- Mylę się, jeżeli powiem, że to z tobą spędziłem ostatnią noc?
Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam jego głos.
- Nie mylisz się, dobrze trafiłeś. Naprawdę jesteś taki niecierpliwy?
Zaśmiał się krótko.
- Chyba tylko jeżeli chodzi o ciebie. To dobrze czy źle?
- Nie wiem, czy mnie to oceniać, nie będę obiektywna, ale przynajmniej wiem, że byłeś w stu procentach prawdziwy.
- Cieszę się, że naprawdę tak myślisz. To jest szalone, nie?
- Tak, zdecydowanie. Właściwie dzwonię, żeby ci o czymś powiedzieć, bo nie wiem czy potem będę miała jak.
- Słucham cię uważnie, tylko nie każ mi przyjeżdżać, bo  bez wahania to zrobię, wiesz?
- Teraz wiem. Nie o to mi chodziło. Rodzice się dowiedzieli i już szykują nam piekło, więc raczej nie damy radę przyjechać na mecz. Teraz pewnie nie pozwolą nam nigdzie jechać.
Po drugiej stronie rozległa się cisza, a mi zebrało się na płacz. Nie chciałam, żeby usłyszał jak płaczę, nie teraz. Rozłączyłam się i głęboko oddychając, próbowałam się opanować. Nie wiem na ile mi się to udało, ale wróciłam do przyjaciół. Wyciszyłam telefon, bo nie chciałam z nikim rozmawiać. Chciałam znowu poczuć się jak wtedy, kiedy jechaliśmy do Bełchatowa, kiedy czuliśmy tą wielką ekscytację i byliśmy szczęśliwi, że będziemy mogli zobaczyć ten mecz, że przechytrzyliśmy los. Jak się okazało, nie do końca.
Usiadłam na swoim miejscu, nic nie mówiąc i schowałam telefon głęboko do plecaka. Ale nie chciałam zapomnieć, bo te dni były najpiękniejsze w całym moim dotychczasowym życiu. Nie tylko za sprawą tego meczu, ale także i jego. Westchnęłam krótko. To, że nie wymawiałam jego imienia, nie znaczyło, że nie miałam go przed oczami.
Adrian z Adą milczeli, pewnie nie wiedzieli co powiedzieć, a to rzadkość jeżeli o nich chodzi. Ale ja też nie chciałam o niczym rozmawiać, przymknęłam oczy i rozmyślałam o tym, co nastąpi. Eliminowałam wszystkie przypuszczenia, zajmowałam się tylko sprawami, które były dla mnie jasne. Między innymi tym, że czeka mnie ciężka przeprawa jak przyjadę do domu. Właściwie to był mój główny obiekt przemyśleń. Zastanawiałam się czym postanowią mnie jeszcze ukarać. Zabronią mi się z nimi spotykać? Musieliby chyba przenieść mnie do innej szkoły.
- Nie myśl już o tym, bo cię to wykończy. Chodź pooglądać zdjęcia.
Dobrze, że o nic nie pytali. Oni zawsze wiedzą, kiedy mają o nic nie pytać, za co jestem im naprawdę wdzięczna.
***
Kiedy dojechaliśmy do Krakowa był już wieczór. Prószył śnieg i wiał ostry wiatr. Najgorsze było to, że pociąg się spóźnił i nie mieliśmy czym wrócić do domu. Jakby jeszcze nam było mało tego wszystkiego. Jedynym wyjściem było zadzwonić do wujka, on jeden doskonale wiedział o naszych planach. Wyciągnęłam telefon z plecaka. Akurat dzwonił Michał. Nie odebrałam po raz dwudziesty piąty i połączyłam się z wujkiem. Na szczęście był w domu i dał radę po nas przyjechać. Poszliśmy do budynku dworca, żeby kupić sobie coś ciepłego do picia. Na peronach nie było żywej duszy za sprawą godziny jak i pogody. Wszyscy, którzy zamierzali gdzieś jeszcze pojechać, kłębili się w budynku dworca.
Stanęłyśmy z Adą gdzieś z boku, Adrian poszedł po coś do picia.
- Rozmawiałaś z Michałem, tak?
Przytaknęłam.
- Powiedziałaś mu, że nie przyjedziesz?
- Powiedziałam, ale zaraz potem się rozłączyłam. Milczał, a mnie zebrało się na płacz i jakoś tak wyszło. A teraz dzwoni po raz trzydziesty.
- Dlaczego nie odbierasz? Pewnie się martwi, że coś ci się stało. Masz odebrać. Mam powiedzieć jaśniej?
Nie lubiłam tego tonu, można powiedzieć, że się go bałam. I może dlatego odebrałam? A może dlatego, że chciałam usłyszeć, że nie ma o to żalu i nie chce tracić ze mną kontaktu?
- Ida, to ty? Powiedz, że wszystko w porządku i nic ci nie jest! Tak szybko się rozłączyłaś, myślałem, że coś ci się stało!
Ada odeszła kawałek dalej, żeby wypatrywać Adriana. A ja zaszyłam się w kąciku i przykucnęłam.
- Martwiłeś się o mnie?
- I to jak! Tylko dlaczego ty masz taki smutny głos? Coś się jednak stało!
- Nic, tylko za chwilę się rozpłaczę. Tak bardzo nie chciałam cię zawieść…
- Nikt nie jest wart tego, żebyś przez niego płakała, tym bardziej ja. Jeżeli ty nie możesz przyjechać, to ja przyjadę i będę siedział przed drzwiami dopóki mi nie otworzysz, jasne? Nie odpuszczę tak łatwo.
- Przyjedziesz?
- Tak, kiedy tylko zechcesz. Wystarczy, że powiesz jedno słowo i jeszcze tego samego dnia u ciebie jestem.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego tak ci zależy? Jeszcze nikomu tak nie zależało.
- Bo czuję, że gdy odpuszczę to będę tego żałował i to bardzo. Teraz muszę kończyć, ale obiecaj mi, że będziesz odbierać telefon.
- Jeżeli będziesz dzwonił o przyzwoitych porach i nie zabiorą mi telefonu, to obiecuję.
- Zdecydowanie lepiej wiedzieć, że się uśmiechasz.
Czy istnieje na ziemi jeszcze jakiś ideał oprócz Michała Kubiaka? Ada zapewne by powiedziała, że tak – chociażby ten jej Semir z Lecha Poznań. Ale tego potwierdzić nie mogę, bo go nie znam. Za to Michała poznałam i wiem, że tak szybko o nim nie zapomnę. O ile w ogóle o nim da się zapomnieć. Bo jak na razie nie mogę przestać o nim myśleć. Zwłaszcza o tym, że się o mnie martwił i to szczerze.
- W końcu się uśmiechnęłaś i jak mniemam to nie dlatego, że przyniosłem ci herbatę.
Adrian z parującym kubkiem wyłonił się z Nienacka zza wielkiego kwiatka pod którym byłam. Za nim stała Ada i zerkała mu przez ramię, przynajmniej próbowała, bo skutecznie jej w tym przeszkadzał. Wzięłam od niego kubek i upiłam trochę herbaty.
- Powiedzmy, że był też inny powód. Ale to nie oznacza, że nie mogę cię za to uściskać.
- Ale ja też chcę!
I tak nasza trójka stała się przytulającą się trójką z herbatami w ręku.
***
Nieunikniona kłótnia zbliżała się wielkimi krokami. Choć odetchnęliśmy z ulgą, gdy wujek zajechał pod galerię swoją firmową bryką, to wiedzieliśmy, że tak naprawdę nie mamy się z czego cieszyć. Bo jak się cieszyć z tego, że za mniej więcej godzinę, ktoś będzie chodził nad tobą i na ciebie wrzeszczał. W najlepszym wypadku krzyczał.
Wujek odwiózł najpierw mnie, więc mnie jako pierwszą czekały te przyjemności. Mama już wyglądała mnie w oknie i wyglądała na spokojną, ale chyba tylko dlatego, że wujek podwiózł mnie do domu. Przeżegnałam się, bo jak wiadomo przezornego pan Bóg strzeże i ruszyłam do domu. Drzwi były otwarte, żadnych komitetów powitalnych i nic w tym rodzaju. Ściągnęłam kurtkę i buty, a plecak wrzuciłam do siebie do pokoju. Weszłam do dużego pokoju, gdzie jak się okazało czekali na mnie oprawcy. Po ich minach można było już wywnioskować, że nie jest dobrze, ale na razie się nie odzywali.
Jak nigdy w życiu poczułam się odważna, serio. Postanowiłam więc przeprowadzić tą rozmowę szybko i tak, żeby jak najmniej bolało. Bo wiedziałam, że bezbolesna nie będzie.
- Powiedzcie lepiej co wiecie, to dopowiem resztę.
Mama milczała jak grób, choć widziałam, że korci ją, żeby zabrać głos. Jednak pozostawiła tą rolę tacie.
- Mama Ady dzwoniła do nas spanikowana, bo nie wiedziała gdzie się podziewacie. A Kamila nie chciała nic powiedzieć. Wiemy tylko tyle. Słucham wyjaśnień.
- Pamiętacie ten mecz, na który mieliśmy jechać z naszym nauczycielem? W ostatniej chwili go odwołał, więc postanowiliśmy pojechać sami, tzn. ja, Ada i Adrian. Kamila miała nas kryć. Pojechaliśmy pociągiem najpierw do Łodzi, potem do Bełchatowa, gdzie nocowaliśmy dwie noce w hotelu. I to chyba wszystko, acha. Jeszcze poznaliśmy kilku nowych ludzi.
- Tzn. Kogo?
- Najpierw Pawła Zatorskiego w pociągu do Bełchatowa, potem w hotelu Michała Kubiaka i Zbyszka Bartmana, a na meczu część zawodników z Jastrzębia i wszystkich ze Skry Bełchatów. Mamy załatwione wejściówki na mecze Plusligi i Ligi Mistrzów, w których gra Skra i myślę, że na mecze Jastrzębia też, bo sobie przypadliśmy do gustu.
Tata chyba myślał, że sobie z niego żartuję, ale gdy zobaczył, że jestem całkiem poważna, to zmienił zdanie. Więcej się już nie odezwał, z resztą mama też niewiele powiedziała, mianowicie:
- Masz bezterminowy szlaban na wszelakie wyjazdy po za miasto, każde wyjście masz ze mną uzgadniać i liczyć się z niespodziewanymi kontrolami.
Powiedziała to oczywiście oficjalnym i poważnym tonem, z twarzą pokerzysty. A potem ubrała się i wyszła z psem na spacer. Szłam już do swojego pokoju, kiedy zatrzymał mnie tata. Przytulił mnie do siebie mocno i pocałował w czoło.
- Powinnaś nam powiedzieć, wiem, że już jesteś dorosła, ale nadal z nami mieszkasz.  – przytaknęłam tacie. – Powiedz chociaż czy jesteś zadowolona.
To miłe wiedzieć, że mam tatę częściowo po swojej stronie. Przynajmniej się na mnie nie gniewa. Kiedyś jak się na mnie obraził, to przez tydzień się do mnie nie odzywał. A teraz nawet się do mnie uśmiechnął. Opowiedziałam mu w skrócie jak było i poszłam do siebie. Rozpakowałam rzeczy z plecaka i pochowałam do szafy. Te cenniejsze jak na przykład koszulka z autografami odłożyłam na specjalną półkę, żeby nie zginęły.
Naprawdę cieszyłam się, że tylko tak to się skończyło. Choć nie mogłam jechać na mecz do Jastrzębia, po rozmowie z Michałem czułam się dziwnie spokojna. Zaczęłam szukać telefonu, bo usłyszałam, że ktoś chce koniecznie ze mną porozmawiać. Uśmiechnęłam się patrząc na wyświetlacz.
- Dotarłaś bezpiecznie do domu? Czy jeszcze jesteś w drodze?
- Przed chwilą przyjechałam i najgorsze już mam za sobą. Dobra wiadomość jest taka, że nie zabrali mi telefonu, ale niestety mam szlaban na jakiekolwiek wyjazdy. Wychodzić mogę, ale będę pod kontrolą.
- Czyli nici z meczu… Ale można cię odwiedzić, tak?
- Kombinujesz coś?
- Oj tak, całe życie. Może jak mnie poznają to zmienią zdanie, oczaruję ich swoim urokiem osobistym.
- Zawsze możesz spróbować, ale nie odpowiadam za skutki.  

 Jedenaście, czyli 'ten pan z telewizji'.

***
Bogu dziękować, że ten nasz wybryk nie został srożej ukarany! Skończyło się na tym, że wszyscy mieliśmy szlaban. Trochę głupio, bo ledwo zaczęły się nam ferie, ale przynajmniej mogliśmy do siebie dzwonić. W prawdzie nic nie zastąpi kontaktu personalnego, ale zawsze coś.
Mimo wszystko i tak byłam zadowolona. Przeżyłam najpiękniejszą przygodę swojego życia ze swoimi przyjaciółmi, w dodatku zyskując nowych. Ci nowi przyjaciele też dawali o sobie znać, dość często. O ile można tak określić jeden telefon na dzień i mnóstwo wysłanych smsów. Wiedziałam wszystko o tym, co dzieje się w Jastrzębiu, a on wiedział co dzieje się u mnie i moich przyjaciół. Bo wbrew pozorom bardzo często o nich rozmawialiśmy. Michał pytał co słychać u Ady i Adriana, za każdym razem kazał ich pozdrowić. W sumie to nie ważne było o czym rozmawiamy, tylko, że mamy ze sobą kontakt, że chcemy go mieć. I każdego dnia upewnialiśmy się, że to nie było przypadkowe spotkanie. Poznawaliśmy się bardziej z każdą rozmową, mailem czy smsem. Chcąc nie chcąc była w tym jakaś magia. Tak na co dzień nie lubię tego słowa, ale odnośnie do tej sprawy idealnie pasuje. Bo jak inaczej nazwać naszą znajomość – zupełnie przypadkową, pełną zaskoczeń i niespodzianek, tych miłych i nie?
Nudno i powoli mijały kolejne dni ferii. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Ile można siedzieć nad książkami? Zawsze nadejdzie taka chwila, kiedy mózg się przegrzewa i nie przyjmuje żadnych informacji. I właśnie tak się teraz czułam dnia 26 lutego po południu.
Ostatnią atrakcją był wczorajszy mecz Jastrzębia, który pilnie oglądałam, śledząc poczynania nowo poznanych siatkarzy. Jedyne, co można było powiedzieć o ich grze to – gra to nie była. Przegrali z kretesem, 3:0. Smutne miny na ich twarzach sugerowały, że to po prostu nie był ich dzień. Każdy z nich jak tylko mógł ciągnął grę, ale bez przyjęcia trudno było cokolwiek zrobić. Jak Jastrzębie mogło wygrać z Zaksą, kiedy filary przyjęcia, jakimi są Zbyszek i Michał, zawiedli. Kolejne słowo, którego nie lubię, ale w tym wypadku pasuje. Żałowałam, że nie mogłam być tam z nimi i kibicować Jastrzębiu. A nóż by to coś pomogło? W każdym razie, zaraz po meczu zadzwonił do mnie Michał. Zmęczonym i lekko przygnębionym głosem powiedział, że jedyne czego dzisiaj im brakowało, to był mój doping. Dodał, że gdybym stała gdzieś na trybunach, z pewnością poszłoby im lepiej. W końcu trzeba na coś zrzucić winę, prawda? Jednak pod koniec rozmowy, był już w zdecydowanie lepszym humorze. Jak twierdził, tylko i wyłącznie dzięki mnie. A skoro on miał lepszy humor, to ja tym bardziej.
Postanowiłam wybrać się do Kamili, bo miałam takie prawo. Musiałam tylko poinformować rodziców gdzie będę i kiedy wrócę. Mama trochę złagodniała, ale nie odpuściła – musiałam się meldować i koniec. Jeżeli chodzi o tatę, to nasze relacje stały się jak najbardziej w porządku. Próbował wstawić się za mną u mamy, ale do tej pory jakoś nie widziałam tego skutków.
Ubrałam się i poszłam do miasta. Z rynku wsiadłam w busa i jakieś piętnaście minut później byłam już u Kamili. Ucieszyła się na mój widok i zaraz zaczęła o wszystko wypytywać. Począwszy od relacji z wyjazdu, skończywszy na powrocie do domu i wielkiej konfrontacji.
- Naprawdę was przepraszam, że tak wyszło. Mogłam jakoś zasygnalizować mamie, żeby nic nie mówiła, nie pomyślałam o tym.
- Daj spokój, to nie twoja wina. Musieliśmy się liczyć w tym, że coś może pójść nie tak. Z resztą nie jest tak źle, więc niczym się nie przejmuj.
Tak jak się spodziewałam, chwilę po tym jak dotarłam do Kamili, zadzwoniła mama. W końcu taka była umowa, cóż mogłam na to poradzić.
- Cześć mamo, jestem już u Kamili. Jak chcesz, to mogę ci ją dać do telefonu.
- Właściwie to nie dzwonię w tej sprawie. Chwilę po twoim wyjściu, przyszedł do ciebie gość. I nie wiem, co mam teraz zrobić.
Zaskoczyła mnie trochę, bo kto niby miał do mnie przyjść? Przecież Adrian z Adą nie mogli wychodzić, a tylko oni wpadali bez zapowiedzi. Reszta zawsze wcześniej dzwoniła. Pozostało mi tylko wypytać mamę o kogo chodzi.
- Tak? A kto przyszedł?
- Wiesz, ten pan z telewizji.
Normalnie spadłam z krzesła. Kamila pomogła mi stanąć z powrotem na nogi.
- Mamo, na litość boską z jakiej telewizji jest ten człowiek?!
- Pan mi podpowiada, że jest sportowcem i ma na imię Michał.
O ja ciesz pierdzielę, no! Ale skąd on ma mój adres? Kamila zalewała się łzami ze śmiechu, kiedy na mnie patrzyła. Nie miałam teraz jak jej uciszyć, z resztą mogła mieć rzeczywiście powody do śmiechu w postaci moich odruchów.
- Możesz mi go dać do telefonu? Czy tylko mnie wkręcasz i wcale go tam nie ma?
- Pewnie, że jestem. Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale chyba wyszedł niewypał.
To naprawdę Michał! W moim domu, Boże! Jakoś dalej nie mogłam w to uwierzyć, ale przecież to rzeczywiście był on. Nikt inny nie ma takiego głosu jak Michał Kubiak. Po takiej ilości telefonów, jego głos rozpoznam wszędzie.
Musiał się głupio poczuć, gdy usłyszał, że mnie nie ma.
- Przyjedziesz do mnie? Jestem u koleżanki, wyjdę po ciebie.
Kamila pokazała mi na migi, że nie muszę już wracać i mam się dobrze bawić. Powiedziałam mu, gdzie mnie znajdzie po czym się rozłączyłam.
- Kamila, nie wierzę. Normalnie nie wierzę! Co on tutaj robi? I skąd wie, gdzie mieszkam?
Byłam totalnie zaskoczona i zaczęłam się trochę denerwować, zwłaszcza, gdy przypomniałam sobie, że nie posprzątałam. Boże, dlaczego nie grzmisz z powodu mojej wielkiej głupoty! A mama mnie przestrzegała, że nie znam dnia ani godziny. Wprawdzie nie odnosiła się wtedy do takiej sytuacji, ale jak najbardziej miała rację.
Szok został zastąpiony przez szczęście. Cieszyłam się, że znowu go zobaczę, że fatygował się taki kawał drogi, żeby się ze mną spotkać. Ubierałam się szybko z powrotem, żeby wyjść na przystanek. Co z tego, że dojechanie tutaj może zająć mu trochę więcej czasu niż normalnie? Wolałam już tam stać i czekać aż go zobaczę niż się spóźnić. Ucałowałam Kamilę w oba policzki, w przypływie szaleństwa jej mamę też i wybiegłam z domu.
Z tej całej euforii dwa razy się wywaliłam i wpadłam do śniegu. Za drugim razem nawet spadła mi czapka. Czy to jakiś zwyczaj się zrobił z tego, że jak miałam się spotkać z Michałem, to lądowałam na ziemi? To wcale nie było takie śmieszne, jak się wydawało, bo teraz wyglądałam jak taki mały bałwan. Brakowało mi tylko garnka na głowie i marchewki zamiast nosa, czy zupełnie nie wiele.
Stanęłam na tym przystanku oblepiona śniegiem jeszcze bardziej, bo poszłam na skróty i przedzierałam się przez wielkie zaspy. Zaczęłam się otrzepywać z białego puchu, kiedy podjechał jakiś samochód. Nie zdążyłam się przyglądnąć kierowcy, bo właśnie się schyliłam i czapka spadła mi na oczy. Ale pomyślałam sobie, że to nie możliwe, żeby tak szybko dojechał. Pozbierałam się najszybciej jak mogłam i zaczęłam się rozglądać za tym samochodem, a może jednak…
- Cześć bałwanku! – znowu zobaczyłam ten cudowny uśmiech na żywo, nie musiałam już go sobie wyobrażać. Mogłam podziwiać ile tylko chciałam, bo uśmiechał się tylko do mnie. Stanął kilka metrów dalej na poboczu, więc zaczęłam do niego biec. Z uśmiechem na twarzy wręcz się na niego rzuciłam. Miałam w nosie co wypada a co nie, zwyczajnie się stęskniłam i nie mogłam nic na to poradzić.
- Wariat z ciebie, wiesz? W ogóle skąd ty wiedziałeś, gdzie ja mieszkam, co?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo jak to już mamy w zwyczaju, zaliczyliśmy glebę. Tym razem to Kubiak się poślizgnął i wylądowaliśmy w pobliskiej zaspie. I jak to już bywało, to on miał miękkie lądowanie.
- Czy my zawsze musimy się w jakikolwiek sposób wywrócić? Chociaż, nie powinienem narzekać, bo to zawsze ja ląduje na tobie.
- Albo przeze mnie.  – śmiejąc się i otrzepując ze śniegu, pomógł mi wstać. I choć wpadliśmy do tej zaspy, choć mnie przygniótł to i tak nie wierzyłam, że on tutaj jest. Przecież to mógł być sen, już różne rzeczy mi się śniły. Przeważnie te, których chciałam najbardziej. Jego obecność właśnie mi to uświadomiła.
- Nie mogłem wysiedzieć w domu i pomyślałem, że twój widok zrekompensuje mi jakoś wczorajszy mecz.
- I jak?
- Zdecydowanie mi lepiej, chyba cię ze sobą porwę, wiesz? – zaśmiałam się i mocno przytuliłam do tego wielkoluda. Uwielbiałam się do niego przytulać, zawsze biło od niego takie ciepło. A że teraz na jego nadmiar nie mogłam narzekać, to nie chciałam go puszczać.
I tak sobie stały te dwa głupki na poboczu, a przejeżdżające obok samochody na nich trąbiły. Ale co tam samochody! Przecież on znowu był obok i nic więcej nie było mi potrzeba.
- Tęskniłem, bardzo. I nie wiem co się dzieje, przecież to szaleństwo.
Jego cichy szept łaskotał moje ucho. Gdyby nie te samochody, pomyślałabym, że to jakaś bajka. Bo w bajkach raczej nie ma samochodów i spalin, przynajmniej w tych dla małych dzieci, gdzie książęta jeżdżą na białych koniach a nie ferrari.
- Skoro tak, to ja też oszalałam.
W tym momencie poczułam, że mój książę stoi przede mną. I co z tego, że nie przyjechał na białym koniu? I tak był księciem, za którego oddałabym pół królestwa mojego ojca, jak to w bajkach bywa.
***
- Zbyszek za każdym razem, jak mnie widział wpadał w szał, bo prawie cały czas o tobie mówiłem. Wkurzał się na mnie, Bogu ducha winnego, Michała i kazał mi do ciebie jechać.
Siedzieliśmy sobie w jakiejś przytulnej knajpce na obrzeżach miasta. Przynajmniej nikt mnie tutaj nie znał, jak się okazało jego też. Mogliśmy spokojnie siedzieć i rozmawiać. Samo patrzenie na niego, siedzącego po drugiej stronie stolika, wprawiało mnie w tak cudowny nastrój, że zapominałam o całym świecie.
- I ty postanowiłeś skorzystać, tak?
- Skoro został wydany rozkaz, to nie miałem innego wyjścia. Jeszcze żadnej prośby Zbyszka nie spełniałem z tak wielką chęcią.
- W to nie wątpię. Naprawdę się cieszę, że tu jesteś.
- W takim razie jest mi bardzo miło, ale ja cieszę się bardziej!
Korzystając z tego, że wokół nas było mało ludzi, przysunął swoje krzesło bliżej mnie. A po co? Żeby mnie przytulić. Bo w rzeczy samej Kubiak jest taką dużą przytulanką, takim wielkim pluszowym misiem, którego zawsze chciałam mieć. Nie zwracaliśmy uwagi na innych, oni na nas też. Żyliśmy w swoim świecie, chociaż dzisiaj, kiedy byliśmy razem.
- Nie przestrasz się, jeżeli usłyszysz o cytuję „Tajemniczej dziewczynie Michała Kubiaka”.
- Nie mówiłeś mi, że masz dziewczynę – trochę zabolało, mimo wszystko. Odsunęłam się od niego, po co tworzyć jakieś plotki? Jeszcze ktoś się dowie i napisze, że ją zdradza. Kubiak zaśmiał się cicho i przysunął mnie z powrotem do siebie – Miałem na myśli ciebie, głuptasie. Zbyszek trochę za dużo powiedział Swędrowskiemu i z tego co wiem, to na jednym z portali już to wykorzystali.  – chyba poproszę kogoś, żeby opisał gdzieś moją głupotę, może przynajmniej inni na tym skorzystają, bo dla mnie już chyba za późno. Poczułam się bardzo miło, jak mi to wyjaśnił, ale postanowiłam, że nie będę tego komentować.  – Nie chciałem, żeby tak wyszło, przepraszam.
- Jeżeli coś ma z tego wyjść, to żadne media nie są nam straszne i będę musiała się do tego jakoś przyzwyczaić. To chyba nie jest duża cena.
- Nie zrobię niczego wbrew tobie, byłbym skończonym kretynem, gdybym cię do czegoś zmuszał.
- To będzie głupie, co teraz powiem, ale z każdym zdaniem, obietnicą stajesz się coraz bardziej idealny.
- Do ideału mi daleko! Tak naprawdę mam dużo wad, na przykład uwielbiam słodycze i jestem strasznym bałaganiarzem, a na dodatek boję się igieł. I czasem jestem nieśmiały.
- Też lubię słodycze, co chyba widać – na te słowa pan siatkarz się oburzył i coś tam zaczął mruczeć pod nosem – nie jestem pedantką, ale też nie bałaganię zanadto. Igieł się nie boję i w przeciwieństwie do ciebie, jestem nieśmiała cały czas. I zapewne teraz mam czerwone policzki.
- Ale słodko czerwone.
- Michał!
- No co? Mówię prawdę przecież. Nie mogę przestać na ciebie patrzeć, muszę nadrobić stracone dni.
***
Nie wiem dlaczego chciało mi się płakać ,kiedy musiał już jechać. Albo wiem, tylko nie chciałam się do tego przyznać. Może pozostańmy przy pierwszej opcji, tak będzie bezpieczniej. Cieszyło mnie jedynie to, że jemu też ciężko było się rozstać. Odwlekał ten moment bardzo długo, ale przecież ten moment musiał nadejść.
- Będziesz dzwonił? Wiem, że brzmię teraz jak jakaś histeryczka, ale…
- Koniecznie, bo inaczej sam nie wytrzymam. Tylko obiecaj, że zawsze będziesz odbierać. I jeżeli będziesz miała mnie dość, to …
- Nigdy nie będę miała cię dość, zwariowałeś? Obiecuję, że będę odbierać każdy telefon i odpisywać na każdego smsa, chyba, że będę w szkole. Wtedy będziesz musiał odczekać chociaż do przerwy.
- Wytrzymam. Muszę wytrzymać, jeszcze posiadam resztki cierpliwości.
- Kiedy się znowu spotkamy? Będę tęsknić.
- Przyjadę najszybciej jak się da, to mogę ci obiecać. A kiedy już darują ci ten szlaban, to będę cię zabierał na mecze.
Staliśmy na tym parkingu dobre pół godziny, bo każde miało coś do powiedzenia. Jednak w końcu trzeba było wziąć się w garść i pozwolić sobie odejść.
- Jedź już, nie chcę, żebyś wracał po nocy. Do Jastrzębia jest kawał drogi.
- Martwisz się o mnie.
- Tak jak ty o mnie. To chyba w porządku, prawda?
- Jak najbardziej. Wiesz, że gdybym mógł to bym tu został?
- Ale nie możesz, wiem.
Ucałował moje czoło i wsiadł do samochodu. Zdążyłam mu jeszcze pomachać na pożegnanie za nim zniknął za zakrętem. A potem pozostało mi tylko wrócić do domu. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że mama w ogóle do mnie nie dzwoniła. Sprawdzałam kilka razy, ale nie miałam żadnych nieodebranych połączeń. Oprócz pięciu od Ady i trzech od Kamili. Ale przecież z nimi widzę się prawie codziennie, a z nim? Nie wiadomo, kiedy znowu przyjedzie.
Weszłam do domu, zastałam czekającą mamę w przedpokoju. Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam się rozbierać. Ciekawa byłam tego, jak zareagowała na przyjazd Michała, na to, że odwiedził mnie jakiś chłopak. Oczywiście oprócz Adriana, którego do tej pory bardzo lubiła. Najciekawsze jest to, że z wzajemnością, ale nie będę w to wnikać.
- Powiesz mi kto tak bardzo chciał się z tobą spotkać? Wydawał się miły. I przystojny.
- Michał, siatkarz, którego poznałam w Bełchatowie. Chciał zrobić mi niespodziankę, ale nie wziął pod uwagę, że może nie być mnie w domu.
- Chodzicie ze sobą? – o mało się nie przewróciłam z wrażenia.
- Mamo! Czy ty zawsze musisz być taka bezpośrednia? Przecież znamy się zaledwie tydzień –no właśnie, tylko tydzień. A czuję, jakbyśmy się znali o wiele dłużej. I za nim tęsknie, bardzo. I wiem, że to nie jest normalne, ale nie potrafię inaczej. Oczywiście tego mamie nie powiedziałam, bo jakoś nie chciałam z nią o tym rozmawiać. Może jak cofnie szlaban… Zobaczymy.
- Ale go lubisz, tak?
- Tak lubię, on mnie też lubi. I uprzedzając twoje następne pytanie, nie wiem, kiedy znowu przyjedzie.
Mama się uśmiechnęła pod nosem i nie pytała już o nic więcej. Mogłam spokojnie odetchnąć i zamknąć się w swoim pokoju, wspominając chwile spędzone z Michałem i czytając smsa, którego dostałam dosłownie kilka minut po tym, jak odjechał. „Już za tobą tęsknie i za chwilę dostanę mandat, bo pisze smsy podczas jazdy M.” I bynajmniej nie chodziło tu o tą drugą część wiadomości!

Dwanaście, czyli podziw i szacunek.

***
Ferie minęły bardzo szybko, pod znakiem wielu telefonów od Kubiaka i przyjaciół oraz nauki przedmiotów maturalnych – jak to w maturalnej klasie bywa. Umówiliśmy się z Adą i Adrianem, że oznajmimy pierwszego dnia szkoły reszcie meczowej paczki radosne nowiny, jakie przywieźliśmy z Bełchatowa. Nie przejmowało nas to, że w najbliższej przyszłości nie będziemy mogli pojechać na żaden mecz, sama świadomość tego, że mamy takie a nie inne możliwości biła wszystko na głowę.
Weszłam do szkoły i idąc do szatni mijałam ludzi, z dziwnymi uśmiechami na twarzy. Mogłam wywnioskować, że widzieli nas w telewizji podczas transmisji meczu , a co za tym idzie, zauważyli nasz piękny transparent. Odpowiadałam im tym samym, jeden gość nawet przybił mi piątkę. Wszystko było piękne i ładne, ale wizja popularności zaczęła mnie przerażać. Tak, to naprawdę głupie, wiem.
- No jesteś wreszcie! Wiesz ile osób nas widziało w telewizji? I gratulowali nam odwagi.
Ależ niespodzianka!
- Zdążyłam zauważyć, kiedy jeden z nich przybił ze mną „high – five”… Co było co najmniej dziwne, bo w ogóle go nie znam. Idziemy? -  Zaraz będzie dzwonek.
Wyszliśmy z szatni, mijając kolejne uśmiechające się do nas osoby. Na szczęście mieliśmy lekcje na parterze i nie musieliśmy nigdzie specjalnie łazić.
- Ciekawe jak nasz nauczyciel na to zareagował.
- Adrian, tu nie ma nic do myślenia – na pewno był wściekły. Zwłaszcza, jeżeli dowiedział się, że byliśmy tam sami.
- Czy ty zawsze musisz być taką pesymistką? A może nie był zły i nie potraktował tego zbyt poważnie?
Oni nigdy nie mogli dojść do stuprocentowego porozumienia i mieli odmienne zdanie nawet w najdrobniejszej kwestii. Ale ja nie mogłam nic na to poradzić.  
- Wnioskując po jego minie, nie jest szczególnie zadowolony.
Na dźwięk moich słów, momentalnie się odwrócili i zobaczyli naszego nauczyciela. Jakoś zbytnio się go nie baliśmy, bo mieliśmy prawo tam pojechać. To on nie miał prawa nam tego zabronić. Gdy nas zauważył, jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej naburmuszona. Spodziewaliśmy się takiej reakcji z jego strony, nie było to dla nas żadne zaskoczenie. I nie mieliśmy ochoty się mu tłumaczyć, z resztą, nie mieliśmy czego.
- Na dużej przerwie widzę was w kantorku na Sali.
Powiedział to poważnym tonem, ale wcale nas nie przestraszył. Bo co on mógł nam takiego zrobić?
Zaczęła się pierwsza lekcja po przerwie zimowej. Nie zaczęliśmy z wysokiego c, jak inne klasy. My kulturalnie mieliśmy lekcję wychowawczą. I wcale nie spodziewaliśmy się, że nasz kochany wychowawca nawiąże do meczu w Bełchatowie, jak on to mówi – jakaż niespodzianka!
- Jednak postawiliście na swoim, wariaci. Jak było?
- Cudownie! I na dodatek mamy kilka bonusów, ale o tym powiemy panu później, dobra?
Widocznie nie uważał nas za tak cwanych, ale cóż. Taka.. niespodzianka, w pewnym sensie oczywiście.
***
Tak jak nauczyciel nam kazał, przyszliśmy do niego na dużej przerwie. Na całe szczęście była z nim żona, więc kompletnie niczego nie mogliśmy się obawiać, nawet jeżelibyśmy się mieli czego obawiać. Pani nauczycielowa patrzyła na nas z dziwną nutką w oku i kiwała głową, z uznania oczywiście. A pan nauczyciel siedział na krześle i głośno stukał długopisem w biurko. Jakoś chwilowo nabrałam odwagi i postanowiłam pierwsza zabrać głos.
- Może pójdzie pan z nami? Bo musimy ogłosić coś ważnego, zanim zacznie pan nam prawić kazanie.
Nie chciał iść, ale w końcu żona pociągnęła go za fraki i poszli razem z nami. A w naszym szkolnym sklepiku już czekało na nas mnóstwo osób. Adrian prowadził korowód i jak wszedł do środka, otrzymaliśmy wielkie brawa.
- Brawo za odwagę!
- Mieliście do tego prawo!
- Szaleństwo, w dechę!
Z racji tego, że nie mogliśmy przekrzyczeć tłumu, Ada wpadła na pomysł, żebym weszła na stół jak ksiądz na ambonę i powiedziała, co mam powiedzieć. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale nie miałam innego wyjścia. Z pomocą Adriana weszłam na stolik i pokazałam im, żeby przez chwilę byli cicho.
- Dziękuję. Jak wiecie pojechaliśmy z Adą i Adrianem do Bełchatowa. Wyjazd ten był obfity w niespodzianki dla nas jak i dla was. Niczego nie żałujemy, mimo że bez konsekwencji się nie obeszło.  Ale żeby nie przedłużać, to informuję wszystkich tu zebranych, że będziemy mogli załatwić wam wejściówki na wszystkie mecze ligowe bełchatowian, jak i na Ligę Mistrzów. No i oczywiście spotkania ze zespołem po meczach, autografy i zdjęcia. A jeżeli będziecie bardzo chcieli, to załatwię też spotkanie i kolejny wyjazd do Jastrzębia. A teraz, oddaję panu głos, proszę pana. To wszystko co mieliśmy do powiedzenia.
Tłum zamilknął i odwrócił się w stronę naszego nauczyciela, czekając co powie. Ale jak to z panem Andrzejem bywa, jak za bardzo się zawstydzi lub zwyczajnie go ‘zatka’ to nie ma nic do powiedzenia.
***
I zrób tu człowieku coś szalonego, a będzie się to za tobą ciągnęło do końca życia. No, przynajmniej do końca szkoły. Momentalnie nasze szare szkolne życie, pozostało szkolne, ale już nie szare. O, bynajmniej. Takiej ilości ‘cześć’ czy innych powitań w życiu nie słyszałam. Te uśmiechy, szczere lub nie, zaczynały mnie powoli przerażać. Adzie i Adrianowi wręcz przeciwnie. Zwłaszcza Adrianowi. Te tabuny dziewczyn, które chciały go poznać i machały do niego na przerwach… Matko Boska i Wszyscy Święci! On był wręcz wniebowzięty. A Ada po prostu się tym nie przejmowała, rozmawiała z każdym, kto tylko tego chciał. Jak zawsze.
Czułam się trochę zagubiona w tej całej sytuacji, ale próbowałam sobie radzić jak tylko mogłam.  Na niektóre rzeczy w ogóle nie zwracałam uwagi, jeżeli nie miałam na to czasu. Jednak jedna sprawa zupełnie mnie pogrążyła.
Kilka dni po moim wystąpieniu na stoliku w sklepiku szkolnym, gdy przyszłam do szkoły z Adą, wszystkie spojrzenia skierowały się na nas. Wszystkie co do jednego. Myślałam, że mi serce stanie. Rozumiałam to cało zamieszanie, ale to już chyba przesada. Trwało to kilka sekund, potem wiele par oczu się od nas odwróciło i zaczęto coś szeptać. Ada była równie przerażona co ja. Patrzyła niepewnie to na mnie to na resztę i nie mogła wydusić słowa.
Ale w końcu musiałyśmy iść na lekcje, a co za tym idzie pójść do szatni zostawić kurtki. Przełamałam się jakoś i zrobiłam ten pierwszy krok. Ada poszła zaraz ze mną. Nie wiele czasu zajęło mi zrozumienie tej całej sytuacji i właśnie to mnie przeraziło – doskonale wiedziałam, dlaczego tak się na nas gapią.
-Ada, oni pewnie coś wiedzą o mnie i Michale, pewnie usłyszeli jakieś plotki i to wszystko ze sobą powiązali – mówiłam szeptem, nie chcąc, żeby ktokolwiek z nich wszystkich usłyszał o co mi chodzi. Przyjaciółka popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Nie martw się, przecież wszystko się da wyjaśnić.
- Michał mi mówił, że któryś serwis plotkarski się nim zainteresował w kwestii jakiejś ‘tajemniczej dziewczyny’. Przecież oni mi żyć nie dadzą. Zwłaszcza one.
Wyszłyśmy z szatni, udając, że o czymś rozmawiamy i poszłyśmy pod klasę, w której mieliśmy mieć lekcje. Na szczęście nasza klasa przywitała nas normalnie, bez żadnych sensacji. Odetchnęłam na chwilę z ulgą, dopóki nie podszedł do nas były przewodniczący szkoły, Daniel. Zaskakujące, dlaczego do nas, skoro nie utrzymywaliśmy ze sobą żadnych kontaktów. Daniel był popularny w szkole, za sprawą niegdyś pełnionej funkcji. Miał mnóstwo fanek, podobno jakaś nauczycielka się w nim nawet podkochiwała. I właśnie ten Daniel miał do mnie interes, jak się później dowiedziałam.
- Czy Iza z tobą rozmawiała?
- Nie. A o czym miała ze mną rozmawiać?
- Wiesz, że mam zespół, prawda? Nasza wokalistka zrobiła sobie przerwę i musimy znaleźć kogoś na jej miejsce. Iza zaproponowała ciebie.
- Co?! – niezbyt kulturalne słowo wypłynęło z moich ust, ale nie mogłam nic innego powiedzieć. Przecież Iza mnie nawet nie lubi, no dajcie spokój! I przede wszystkim, śpiewa lepiej ode mnie. Czułam, że ktoś mnie nieźle wrabia, tylko do końca nie wiedziałam w co. Daniel stał przede mną, wyraźne zaskoczony moją reakcją. Nie dziwię się, przeważnie dziewczyny mu nie odmawiały. A że ja nie należałam do tych, które jadły mu z ręki, to ta reakcja była jak najbardziej na miejscu.  – Ale dlaczego ja?! Czemu nie Iza na przykład?! W ogóle skąd taki pomysł?
- Iza mi ciebie poleciła, miała ci powiedzieć, ale widocznie zapomniała… Chociaż to przemyśl, ja naprawdę na gwałt potrzebuję wokalistki.
- Na gwałt tym bardziej nie – popatrzył na mnie dziwnie – W sensie, że teraz. Ostatnio nie mam na nic czasu  a matura za pasem. Po za tym niedługo będę organizować kolejny wyjazd.
- Proszę, przemyśl to. Przyjdę jutro i zapytam jeszcze raz.
Uśmiechnął się i poszedł, zostawiając mnie w kropce. Ada przysłuchiwała się naszej rozmowie, jak od nas odszedł, to postukała mnie w ramię.
- I co?
- Nic, nie zgodzę się. To jest ostatnie, co chcę teraz zrobić. Może zaproponuję ciebie, co?
Gdyby ten wzrok mógł zabić, to zginęłabym ja i ludzie w promieniu pięciu kilometrów. Wolałam nie ciągnąć tego tematu, tak dla własnego bezpieczeństwa.
***


Przyszłam do domu prosto ze szkoły, prawie trafiając na obiad. Jak wychodziłam ze szkoły po lekcjach, zaczepił mnie Daniel i ponowił swoją prośbę. Chyba naprawdę mu na tym zależało, widocznie grunt palił mu się pod nogami. Nie zamierzałam przyjąć tej propozycji, gdyby złożył ją dużo wcześniej, to pewnie bym się zgodziła. Kiedyś chciałam śpiewać w jakimś zespole, można powiedzieć, że o tym marzyłam, ale jakoś z czasem mi przeszło. Nie miałam ochoty wystawiać się na ocenę mnóstwa osób, które za pewne i tak by mnie skrytykowały. Zwłaszcza teraz, kiedy utrzymuję bliższy kontakt z Michałem. Jeszcze powstałyby jakieś dziwne plotki, gdyby ktoś na przykład usłyszał naszą rozmowę czy coś.
Szłam właśnie do kuchni, żeby zjeść obiad, kiedy zadzwonił telefon. A to sobie Michał wybrał porę!
- Skończyłaś już zajęcia?
- Tak, właśnie jestem w domu i zamierzam zjeść obiad. A co? Planujesz mi zrobić kolejną niespodziankę?
- Bardzo bym chciał, uwierz, ale nie mogę się wyrwać. Ale za to przyjedzie ktoś inny.
- Mów jaśniej, bo mam kibica w domu, w dodatku w podeszłym wieku. Tata jak ciebie zobaczył o mało nie zemdlał, pamiętasz?
- Tak, nieźle się zdziwił. Dlatego dzwonię, żeby cię uprzedzić, że jedzie do ciebie sam Kooistra z biletami na Ligę Mistrzów. Stwierdzili, że nie muszą czekać na twój telefon, więc wysłali Holendra, żeby dostarczył ci dokładnie 35 biletów.
Zabrzmiało to trochę dziwnie, ale jakoś nie czułam się specjalnie zaskoczona. Ostatnio działo się tyle dziwnych rzeczy, że jestem w stanie uwierzyć w to, co mówił Kubiak. Tylko jedna sprawa mnie zainteresowała
- Ale dlaczego 35? Przecież nas jest 34. Musieli się chyba pomylić.
- I tu właśnie jest mała niespodzianka, mianowicie ten jeden bilet jest dla mnie.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Zarezerwuj mi miejsce obok siebie.
- Jasne. A na kiedy są te bilety, wiesz?
- Ja wiem wszystko. Widzimy się za dokładnie 8 dni w Łodzi. Akurat ten mecz został przesunięty na piątek, więc nie będziecie mieć żadnych problemów.
- Już nie mogę się doczekać.
- Ja też. Tęsknię. Muszę już kończyć, bo mam trening. Do usłyszenia!
Weszłam w końcu do tej kuchni i szybko wsunęłam coś na ząb, żeby godnie przyjąć gościa w mieszkaniu. Boże, ja nawet nie wiem, czy on mówi po polsku! Przecież gra w Polsce od niedawna, ma prawo nie znać języka. I pewnie będzie głodny.
- Mamo, zostaw trochę z obiadu, bo będziemy mieć gościa.
- A kto przyjedzie? Michał?
Od tamtej pory bardzo często o niego pytała. Sprytna, wyczuła materiał na zięcia. Choć w sumie, nie miałabym nic przeciwko. Aż walnęłam się w czoło. O czym ja myślę?
- Nie, ale też siatkarz. Z Holandii.
- Skąd? Taki kawał drogi jedzie? Znowu siatkarz?
Taka właśnie jest moja mama – zadaje mnóstwo pytań na minutę.
- Po pierwsze – przyjeżdża, żeby przywieźć mi bilety na Ligę Mistrzów. Po drugie – nie będzie rozumiał, co do niego mówisz, więc nie mów zbyt dużo. Po trzecie – nie jedzie z Holandii, tylko z Bełchatowa. W tym sezonie gra w Polsce.
Ledwo skończyłam tłumaczyć mamie szczegóły, dotyczące gościa, a rozległ się dzwonek do drzwi. Poprawiłam włosy i poszłam otworzyć. Coś się szybko uwinął, pomyślałam, skoro Michał dzwonił dopiero teraz. Otwarłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętego, bardzo wysokiego Holendra przed sobą. Grzecznie się przywitałam i wpuściłam go o środka. Mówiłam do niego po angielsku, mam nadzieję, że zrozumiał. Zdjął kurtkę i buty, zaprosiłam go do dużego pokoju i poprosiłam mamę, żeby podała mu obiad.
- Nie musieliście się tak fatygować, mogliście posłać kuriera.
- Ostatnio tak zrobiliśmy i przesyłka znalazła się zupełnie gdzie indziej, więc tym razem ja zgodziłem się pobawić w kuriera.
Tak z bliska, to był nawet przystojny, ale byłam zbyt zauroczona Kubiakiem, żeby powiedzieć cokolwiek więcej. Holender wyciągnął szarą kopertę i mi ją wręczył.
- Tyle, ile się umawialiście. Plus bilet dla Michała, który raczył podać nam twój adres. Się biedak trochę wystraszył, ale gdy wyjaśniliśmy swoje intencje, to zmienił zdanie i zaproponował, że cię uprzedzi.
- Tak, dzwonił dosłownie kilka minut temu. Widocznie nie chciał przeszkadzać, ledwo wróciłam ze szkoły.
Wydawał się trochę zaskoczony tym, co powiedziałam, więc zapytałam o co chodzi.
- Przepraszam, jak zobaczyłem was wtedy na meczu, wydawało mi się, że jesteście trochę starsi.  – teraz przyglądał się zdjęciu wiszącemu nad stołem. Byłam na nim ja i Ada, w Spodku. Z racji tego, że nie miałam już miejsca u siebie w pokoju, powiesiłam je tutaj.  – To ta dziewczyna, Ada, tak?
- Tak, moja przyjaciółka – przypatrywał się przez chwilę z uśmiechem temu zdjęciu, do momentu, kiedy mama przyniosła mu obiad na tacy. Biedny, jak zobaczył taką ilość jedzenia, to nie wiedział, co ma z nią zrobić. A mówiłam mamie, że oni wbrew pozorom nie jedzą dużo… 


No, to macie niespodziankę! Dzisiaj dodaję trzy, bo jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie dwa tygodnie :) Jako że sama nie lubię przerw na niektórych blogach, to postanowiłam zostawić wam większą porcję przygód :)
Jakże piękny mieliśmy wczoraj wieczór! Dwa złote medale ^^ Mam nadzieję, że to nie koniec krążków z tego kruszcu, które mogą paść w nasze posiadanie :)
Pozdrawiam gorąco!