piątek, 14 września 2012

Epilog. Kiedyś, gdzieś - nieważne gdzie, ważne z kim.




-Boże, nareszcie chwila spokoju – usiadłam na jednym z foteli, wzdychając głośno. Nigdy nie przypuszczałam, że doczekam takiego dnia, w którym dosłownie będę padać z nóg.
- Uważaj, bo się pomniesz cała. I jak będziesz wyglądać, sierotko?
Z kim – z Adą, Kamilą. Nawet Adrian się gdzieś kręcił i oglądał fotografie wiszące na ścianach, takie jego małe zboczenie zawodowe. Jak to z nami właśnie bywa, ta cisza była bezcenna. Ale nie trwała długo, została przerwana śmiechem Ady. Minęła chwila, a śmialiśmy się wszyscy. Radość w czystej postaci.
Kiedyś, parę lat temu, byliśmy tylko my. Połowy ludzi znajdujących się za wielkimi drzwiami w ogóle nie znaliśmy, no może z telewizji. A teraz zwyczajnie z nimi rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nawet płakaliśmy, bo takie momenty też były.
Chcieliśmy dziś, chociaż na małą chwilę, powrócić do tamtych dni, kiedy byliśmy tylko my. Powspominać tamte chwile w wąskim gronie, przypomnieć te sytuacje, które wywróciły nasze życie do góry nogami.
- Pamiętasz holenderskiego księcia? Ja do tej pory nie wiem, skąd ci to przyszło na myśl! Ale w sumie miałaś rację.
- Ja zawsze mam rację! Skąd ten książę? Widziałam się z nim wtedy, przyjechał z biletami na mecz do mnie do domu. Jak on wpatrywał się w to nasze zdjęcie… Właściwie tylko w ten fragment, na którym byłaś ty.
Moje przyjaciółki siedziały na sofie naprzeciwko mnie z lekko rozmarzonym i zmęczonym wzrokiem. W końcu był już późny wieczór, inni nadal szaleli, a my pogrążyliśmy się wspomnieniach. Tych dobrych, jak te, gdy spotkaliśmy swoje drugie połówki, te śmieszne wypadki, które temu towarzyszyły. Aż nie można uwierzyć w to, że minęło tylko czasu od tamtych wydarzeń. Odkąd poznałam Michała, odkąd Ada poznała Kooistre, a Adrian… Po prostu był naszą małpką, która stopniowo ewoluowała w dorosłego człowieka.
- A przypominasz sobie, co zrobił Kooistra jak zobaczył twoich rodziców?
Nie było mnie przy tym, ale Ada dokładnie mi o wszystkim opowiedziała.
- Ale to nie dlatego…. Przecież on się wywalił dlatego, że strop był za nisko, a nie dlatego, że zobaczył mojego ojca!
- Ale i tak był przerażony, to musisz przyznać. Taki wielki chłop, a jaki strachliwy!
- Lepiej sobie przypomnij, co Michał zrobił, jak do was przyjechał.
- Tak, to było coś. Tak się zabarykadowali z mamą w kuchni i rozmawiali o różnych przepisach, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Ale potem, jak pojechałam do niego którymś razem, to upiekł dla mnie sernika. To nic, że wyszedł zakalec… Ale się starał.
- Dla mnie i tak najpiękniejszym wspomnieniem będą jego oświadczyny. Żeby tak Kooistra zrobił podobnie… Ale nie, bo stwierdził, żeby tak publicznie, przy wszystkich, z boiska. Myślałam, że się pod ziemię zapadnę. Ale ostatecznie rzuciłam się mu na szyję
- Może w Holandii tak mają? Że każde miejsce jest dobre…
- Nie mówmy już o tym, lepiej opowiedz jeszcze raz o waszych zaręczynach.
Doskonale znały każdy szczegół, nawet najmniejszy tamtego dnia. Zbliżały się święta, bardzo szczególne ze względu na to, że po raz pierwszy cała nasza rodzina miała zjeść wspólną wigilię. Wśród nas nie było już malutkich dzieci, wszyscy mniej lub więcej zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Pojechaliśmy jak zawsze we trójkę, wcześniej, żeby pomóc przy przygotowaniach. Chciałam, żeby Michał przyjechał razem ze mną, poznałby moją rodzinę. Miały to być pierwsze święta spędzone razem. Jednak odmówił, chciał spędzić te dni ze swoimi rodzicami. Nawiasem mówiąc, bardzo miłymi i serdecznymi ludźmi. Musiałam się z tym pogodzić, w końcu wiele dni spędzaliśmy osobno.
Kiedy wszystko było przygotowane, stół nakryty, wszyscy byli obecni, pod domem babci zaparkował samochód. Nikt nie wiedział, kto to mógł być, przynajmniej tak mi się wydawało. Czułam, że to jest dość podejrzane, bo moi rodzice mieli dziwne uśmiechy na twarzy. I kiedy drzwi się otwarły i on wszedł do środka, już wiedziałam dlaczego. Jednak nie zachowywał się jak zawsze, kiedy się widzieliśmy. Z nutką niepewności na twarzy podszedł do mnie, nie wiedziałam co się dzieje, jak reszta ludzi tam zebranych. Ale gdy dosłownie padł na kolana, oczy zaszły mi łzami. Usiadłam na krześle, razem z moją chrześnicą na kolanach, nie chcąc jej upuścić. Michał uśmiechnął się i gdzieś z kieszeni wyciągnął małe pudełeczko. Wokół mnie ludzie wręcz oniemieli z wielkim uśmiechem na ustach. Nie potrafię odtworzyć tego, co powiedział, bo byłam za bardzo wzruszona tym, co się dzieje. Wiem tylko, że mówił pięknie, aż moja mama się wzruszyła. Nie mogłam wydusić słowa, ale zrobiła to za mnie moja chrześnica. Jej ‘tak’ było jej pierwszym, świadomym słowem.
- Został na wigilii razem z moją rodziną i resztę już przecież znacie.
Wszyscy troje stali przede mną z uśmiechem na twarzy. Tak bardzo się cieszyłam, że ich mam, że mogę na nich liczyć. I choć przed nami jest całe życie i jak się dowiedzieliśmy, los płata różne figle, wiedziałam, że oni zawsze będą dla mnie. Tak jak i ja dla nich. Między nami różnie bywało, jak to między ludźmi. Nie zawsze w stu procentach się dogadywaliśmy, mieliśmy różne zdanie na jakiś temat, ale nigdy nie doszło między nami do żadnej poważnej kłótni. Padły słowa, których żałowaliśmy wiele razy, ale nigdy nie byliśmy dla siebie wrogami.
- Wiecie, że was kocham, prawda?
- Ale chyba nie bardziej niż mnie? – zza drzwi wychyliła się głowa ze słodkimi ślipkami. Uśmiechnęłam się do niego i pokazałam, żeby podszedł do nas. Stanął obok mnie i trzymał moją dłoń, prawą dłoń. Z obrączką na serdecznym palcu.
- Goście domagają się tańca z panią młodą.
Rozłożyłam ręce w geście bezradności i razem z moim mężem i przyjaciółmi, udałam się na salę, gdzie odbywało się nasze wesele. Gdy przechodziliśmy przez drzwi lekko się zachwiałam i o mało nie wylądowałam na ziemi. Tym razem nie skończyło się jak zawsze, Michał podtrzymał mnie i dzięki temu nie upadłam.
- No i jeszcze refleks ma – plus panie Kubiak!
- Liga?

W taki oto sposób drogie czytelniczki zakończyło się to opowiadanie. Mam nadzieję, że będziecie ze mną dalej, z kolejnym opowiadaniem. Takie krótkie wprowadzenie do nowej historii :) 
Wiśnia powstała trochę przypadkiem, po kolejnym meczu, tym razem ZAKSA - SKRA. Zdecydowanie bardziej jest mi bliższe niż to i mam nadzieję, że polubicie je bardziej. Wiśnia jest pierwszym opowiadaniem, z którego jestem w pełni dumna, któremu według mnie nic nie brakuje. 
Jest to historia też o nas, o Idzie, Adzie i Adrianie. W podobnym, komicznym ale też czasami całkiem zwyczajnym klimacie. Jest znacznie dłuższe niż to, w dodatku jestem właśnie w trakcie pisania drugiej jego części. Nie pozostaje mi nic innego, tylko zaprosić was na prolog:

piątek, 7 września 2012

Piętnaście, czyli mogę śpiewać, mogę tańczyć i czuć zapach pomarańczy.



Mieliśmy jeszcze sporo czasu do meczu, kiedy znaleźliśmy się pod halą w Łodzi. Wypakowaliśmy się z autobusu i stwierdziliśmy, że pójdziemy już zając miejsca, bo może uda się zobaczyć rozgrzewkę.
- Pójdę do szatni, pogadam z nimi przed meczem, ok? Zajmij mi miejsce – Michał po zaznajomieniu się z ochroniarzami, skręcił w jakiś korytarz i tyle go było. Całe szczęście, mało kto zwracał jeszcze na to uwagę. Wszyscy żyli czekającym nas meczem i spotkaniem z siatkarzami. Mogłam na chwilę odetchnąć z ulgą i cieszyć chwilą spokoju. Dopóki nie zauważą nas kamery.
Zajęliśmy swoje miejsca i przygotowaliśmy nasze transparenty, które braliśmy na każdy mecz. Razem z przyjaciółmi wyciągnęliśmy żółto  - czarne akcesoria i czekaliśmy na przybycie zawodników. Siatkarze z przeciwnej drużyny już rozgrzewali się na parkiecie, ale nie pochłaniali zbytnio naszej uwagi. Kiedy nasze gwiazdy pojawiły się na parkiecie z ukłonem w naszym kierunku, dostali owacje na stojąco. Mimo to, że nie wszyscy z naszej ekipy kibicowali Skrze. Teraz wszyscy zjednoczyliśmy się i połączyliśmy siły. Mariusz bez trudu wypatrzył nas na trybunach i zawołał do siebie, więc zabraliśmy manatki i podeszliśmy do kapitana klubu. A razem z kapitanem stał kto? No oczywiście holenderski środkowy!
- Widzę, że stawiliście się w komplecie. Bardzo nas to cieszy. Zawołałem was, bo mój kolega chciał was osobiście poznać, właściwie twoich przyjaciół, bo sami mieliście się okazję spotkać.
Ada nic nie mówiąc popatrzyła na mnie zaskoczona, na co wzruszyłam ramionami. Pan środkowy holenderski z wielką gracją i radością przedstawił się mojej przyjaciółce, na co biedna się trochę zawstydziła. Nie sądziłam, że okaże jej aż taką sympatię przy samym przywitaniu! Ale cóż, raz się żyje. Z Adrianem przywitali się po męsku, po czym pan Kooistra oddalił się na rozgrzewkę razem z Mariuszem, jeszcze raz pozdrawiając nasz klub na trybunach. Dołączyliśmy do reszty, Michał już siedział na swoim miejscu. Uśmiechnęłam się pięknie do pana siatkarza i zajęłam miejsce obok niego.
- A ty gdzie masz szalik mój drogi? Dzisiaj będziesz kibicował z nami.
- Pożyczę od ciebie.
- A co jeżeli ci go nie pożyczę?
- A to wtedy cię przekonam, żebyś mi go pożyczyła.
- Tak, a w jaki sposób?
- A w taki, że odwiedzę cię w przyszłym tygodniu. Postanowiłem skorzystać z zaproszenia twoich rodziców.
- Jakiego zaproszenia? Nic mi nie mówili.
- Widocznie zapomnieli. Zaprosili mnie jak przyjechałem.
- W takim razie mogę oddać ci nie tylko szalik.
***
Zachwyceni i szczęśliwi z powodu wygranego przez Skrę meczu, członkowie naszego klubu szukali w pośpiechu swoich flamastrów i jakiś kartek, żeby zebrać autografy. My mieliśmy już cały komplet, więc korzystaliśmy z okazji i robiliśmy zdjęcia. Nie tylko im rzecz jasna! Zorientowałam się, że w całym zamieszaniu przy naszych spotkaniach, nie mamy żadnego zdjęcia. Kubiak wręcz się tym przeraził, czym bardzo mnie zaskoczył. To miłe z jego strony, że chciał mnie zatrzymać przy sobie chociaż w taki sposób.
Nie czułam się źle z tym, że prawie w każdej przerwie pokazywali nasz sektor, co za tym idzie mnie i Michała oraz najbliżej siedzących. Czułam się trochę skrępowana, ale czując uścisk dłoni Michała na swojej, powoli się do tego przyzwyczajałam.
- Powieszę sobie nad łóżkiem w dużym formacie.
- W dużym? Przerażasz mnie trochę.
- Muszę się pochwalić znajomym jaką mam piękną… - zawahał się, ale dokończył – dziewczynę.
- Naprawdę tego chcesz? Jestem zwykłą, szarą obywatelką, kibicującą Skrze Bełchatów.
- Zapomniałaś dodać, że jesteś idealna. I piękna. I miła. I słodko się rumienisz. I jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które w tobie uwielbiam i brakło by nam dni, żeby je wszystkie wymienić.
Świat zwyczajnie przestał istnieć, wszystko przestało się liczyć, oprócz tego, co właśnie powiedział. I choć można było powiedzieć jeszcze wiele słów i wypowiedzieć wiele obietnic, to nam wystarczało. To, że mieliśmy siebie i nie zwracając uwagi na innych mogliśmy należeć do siebie bezinteresownie. I to, że bez obecności kamer mógł mnie pocałować po raz pierwszy i nie ostatni. Ta cała magia, która była w nas, wystarczyła, żeby płomień uczucia nie gasnął, świecił w momentach lepszych i złych, w dzień i w nocy. Cały czas.
Od tego momentu mogliśmy naliczać wspólnie spędzone godziny, dni, te wszystkie chwile, kiedy świat przestawał dla nas istnieć i z niczym nie musieliśmy się liczyć. Od tego momentu zaczęło się dla nas inne życie i choć wiedzieliśmy, że na razie będzie więcej chwil spędzonych osobno, bez tego drugiego, to chcieliśmy o to walczyć.
***
Długo się żegnaliśmy, zanim pozwoliliśmy sobie nawzajem odejść w zupełnie inne strony. Pozostał ten ogień, który cały czas płonął, dawał tyle uczucia, kiedy tej drugiej osoby nie było w pobliżu.
Nie tylko ja marzyłam. Marzyła też Ada. Jeszcze jej takiej nie widziałam, cała promieniała, uśmiech nie schodził jej w twarzy. Nie mogłam wytrzymać, musiałam zapytać.
- Powiesz mi wreszcie, dlaczego jesteś taka rozpromieniona?
- Powiedzmy, że miałaś rację z tym holenderskim księciem. I powiedzmy też, że dałam temu księciu swój numer telefonu i ten książę obiecał zadzwonić oraz, że obiecał mnie niedługo odwiedzić i mówił same bardzo miłe rzeczy…
- .. O których mi zapewne nie powiesz.
- A ty mi mówisz, o czym sobie tam szepczecie z Kubiakiem? Lepiej mi powiedz, kiedy robimy wieczór panieński!
Trzepnęłam ją w ramię, żartów się jej zachciało. Ale wybaczyłam, w końcu dziś obie miałyśmy świetny humor.
- Nawet nie wiem jaka jestem szczęśliwa.  Powiedział mi, że chce ze mną być. Właśnie ze mną, rozumiesz?
- Dzisiaj rozumiem wszystko! Mogę śpiewać, mogę tańczyć i czuć zapach pomarańczy!
***

Witam drogie czytelniczki, Wiśnia z tej strony ;) Mam trzy wiadomości. Pierwsza z nich dotyczy nowej strony, która się tutaj pojawiła. Jest to jednoczęściówka, niezwiązana z siatkówką, ale bardzo bym chciała, żebyście podzieliły się ze mną swoimi wrażeniami. Druga wiadomość, dość smutna jest taka, że w przyszłym tygodniu epilog. A trzecia wiadomość, dość wesoła (chyba, że macie mnie dość xD) jest taka, że kolejne opowiadanie już czeka na publikację. Jest to właściwa 'Wiśnia', również w podobnym kontekście. Bohaterowie główni są ci sami, tylko siatkarzy przybędzie ^^ Mam nadzieję, że to nowe opowiadanie również przypadnie wam do gustu, jeszcze bardziej niż to :) Adres nowego opowiadania za tydzień razem z epilogiem! 
Pozdrawiam i kocham :)

piątek, 31 sierpnia 2012

Czternaście, czyli wyjazd i niespodziewane okoliczności.



Jak zawsze zebraliśmy się przy szkole, żeby uczcić nasz wyjazd pamiątkowym zdjęciem na tle naszej szkoły. Taki pewnego rodzaju sygnał, że nasz klub kibica nadal działa, pomimo tamtej niemiłej przygody z odwołanym meczem. Uradowani do granic możliwości, z szalikami na szyjach (niekoniecznie tymi żółto- czarnymi) przemierzyliśmy ulicę i wsiedliśmy do autobusu.
Dzisiaj, żyjąc w przekonaniu, że za kilka godzin zobaczę się z Michałem Kubiakiem, totalnie nie mogłam się skupić. Można było mówić do mnie tysiące razy, a i tak nic do mnie nie dochodziło. Ada jak i Adrian z kilkoma innymi osobami, zrozumieli, że dzisiaj się ze mną nie dogadają, więc po prostu zostawili mnie samą w swoim świecie, za co byłam im dozgonnie wdzięczna.
Gdy wczoraj rozmawiałam z Michałem, wszystko toczyło się wokół naszego dzisiejszego spotkania. Głównie to, że prawdopodobnie dzisiaj, po mniej więcej dwóch tygodniach od naszego pierwszego spotkania, ludzie dowiedzą się, że tamto spotkanie nie było przypadkiem. Próbowałam przygotować się na to psychicznie, mieć w nosie wszystkie media i portale plotkarskie oraz pytania komentatorów po meczu. I muszę przyznać, że osiągnęłam swój mały sukces – w tym momencie to najmniej mnie obchodziło. Na samą myśl o tym, że on będzie siedział obok mnie, że będę mieć go na wyciągnięcie ręki, robiło mi się ciepło na sercu. Cały czas w głowie krążyła mi myśl, że to co się dzieje jest szaleństwem, czymś zupełnie przeciwnym niż coś z czym miałam kontakt do tej pory. To, co działo się ze mną i Kubiakiem, całkowicie przerastało moje oczekiwania, kłóciło się ze wszystkimi moimi teoriami na temat związków i kontaktów międzyludzkich.
Moi przyjaciele czy moja rodzina na pewno zauważyli, że to dzieje się za szybko, że sama ledwo nadążałam za swoimi uczuciami. Jednak mimo wszystko, mimo to, że to szaleństwo może kiedyś tak po prostu się skończyć i przejść do przeszłości jak gdyby nigdy nic, nie chciałam niczego zmieniać. Zostawiłam to samemu sobie, niech biegnie tempem jakim chce. Byłam zwyczajnie szczęśliwa odbierając każdy telefon od niego, rozmawiając z nim godzinami, śmiejąc się i czasem płacząc, gdy musieliśmy kończyć. Oni mogli zarzucić mi, że mnie to wykończy. To ciągłe czekanie, te wszystkie rozczarowania, które mogę nadejść. Ale ja byłam świadoma, może nie do końca, że to może się skończyć i wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy. I mimo to nigdy nie będę żałować tego, co dzięki niemu mnie spotkało.
- Mówię do ciebie, Ida!  - Ada widocznie od jakiegoś czasu szarpała mnie za ramię i próbowała coś mi powiedzieć, ale byłam zbyt zajęta rozmyślaniem o obecnej sytuacji.  – Telefon ci dzwoni od pięciu minut! – wyciągnęła mi komórkę z kieszeni i postawiła przed oczami wyświetlacz ze zdjęciem Michała. Zrobiłam mu to zdjęcie tydzień temu, chwilę przed tym jak musieliśmy się rozstać. Chciałam zostawić sobie to spojrzenie, to jak na mnie patrzył. 
- Ał! Czemu mnie uszczypałaś?
- Żebyś odebrała telefon, bo twój Romeo dzwoni już szósty raz.
Podała mi słuchawkę, uśmiechając się pod nosem z mojego stanu, w jakim znajdowałam się od rana.
- Już myślałem, że nie odbierzesz. Stało się coś?
Ada zaczęła się śmiać, jakby usłyszała, co powiedział. Dopiero po tym akcie desperackiego śmiechu z jej strony, zorientowałam się, że zupełnie nieświadomie włączyłam głośnomówiący. Trochę speszona naprawiłam sytuację i wróciłam do rozmowy z Michałem.
- Powiedzmy, że jestem trochę rozkojarzona.
- Ja też i to przez ciebie. I teraz mam pewien problem.
- Tylko mi nie mów, że cię nie będzie.
Nie o to odliczałam dni do naszego spotkania, żeby teraz przeżyć rozczarowanie. Przecież nie potrafiłabym się cieszyć nawet ze zwycięstwa Bełchatowian. Boże, jak on wpływał na moje uczucia! Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Musiałam mieć rzeczywiście przerażającą minę, bo Ada momentalnie przestała się śmiać i patrzyła z wyczekiwaniem w moją stronę. Nawet Adrian wychylił się z siedzenia obok, żeby sprawdzić, co się dzieje.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale nie wiem, czy mi się uda. Samochód mi nawalił, jestem kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi.
- Poczekaj moment, ok?
Wygramoliłam się z siedzenia i podeszłam na do naszego nauczyciela z błagającą miną.
- Proszę pana, czy nie moglibyśmy kogoś zgarnąć po drodze?
- Niby w jaki sposób? Przecież mamy komplet.
- Ale to naprawdę bardzo ważne, przecież chodzi tylko o jedną osobę.
Obok mnie znalazła się Ada, pewnie zobaczyła, że nie mogę sobie sama dać rady. Z bojowym nastawieniem przypatrywała się sytuacji, nic nie mówiąc.
- Powiedziałem, że to jest wykluczone.
W tym momencie do akcji wkroczyła Ada.
- Chce pan, żeby jeden z przyjmujących polskiej reprezentacji zamarznął gdzieś przy drodze?
Naszego nauczyciela wcięło. Tak samo, jak resztę autobusu. Wszelkie szepty ucichły, wszyscy zaczęli się przysłuchiwać naszej rozmowie. Łącznie z Danielem, który cały czas mnie obserwował. Wyglądał tak, jakby nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę. I coś mi podpowiadało, że nie chodziło o to, że mam właśnie Kubiaka na linii.
- O czym ty mówisz?
- Ida dostała o jeden bilet więcej, żeby mogła się z nim spotkać. Więc niech im pan nie rujnuje życia, tylko go zabierze po drodze.
Pan kierowca, zaprzyjaźniony pan kierowca,  postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i włączył się do rozmowy.
- Gdzie on dokładnie jest?
- On panu lepiej wyjaśni – powiedziałam Michałowi, żeby zorientował się, gdzie jest i powiedział o tym panu kierowcy. Przystawiłam swój telefon do ucha pana Jacka (naszego kierowcy). Oglądnęłam się za siebie, choć bałam się wyrazu ich twarzy. Nic o tym nie wiedzieli, nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, że mam bliższy kontakt z jednym siatkarzem kadry narodowej. Bałam się, że w momencie zaczną mnie obgadywać, posądzać o niestworzone rzeczy, że stanę się obiektem ich nienawiści i innych negatywnych uczuć. I pewnie by tak było, gdyby nie Daniel. Jego zdanie zawsze się liczyło i większość społeczności szkolnej, w tym naszego klubu, szanowała jego słowa.
- Uszanujcie to i nie próbujcie powiedzieć o niej złego słowa, jasne? Jeżeli dojdzie do mnie jakakolwiek plotka na ich temat, to policzę się z każdym, który tą plotkę przekazał.
 Byłam zaskoczona jego reakcją, brakowało mi słów, żeby okazać swoją wdzięczność. Szepnęłam w jego stronę krótkie dziękuję, choć wiem, że to zdecydowanie za mało. Posłuchali go. Nie patrzyły na mnie nieprzyjazne twarze, tylko nadal ci sami, roześmiani ludzie. Daniel uśmiechnął się smutno w moim kierunku i odwrócił wzrok, żeby już na mnie nie patrzeć. Zrobiło mi się go żal, współczułam mu, że dokonał złego wyboru, że nie mogłam dać mu tego, czego chciał. I nie chodziło mi tutaj o to, że nie chcę śpiewać w jego zespole, tylko o coś zdecydowanie poważniejszego.
Pan kierowca skończył rozmawiać z Michałem i zapewnił go, że jak będziemy dojeżdżać do tego miejsca, to damy mu znać, żeby wyszedł na pobocze. Tymczasem Kubiak miał spędzić jakieś dwie godziny w pobliskim zajeździe.
- Nic się nie martw, kochana. Twój przyjaciel pojedzie z nami. A tych, którym to nie pasuje, wysadzę z autobusu.  – ostatnie zdanie skierował między innymi do naszego nauczyciela, siedzącego obok.
- Nie bój się, już ja nie dopuszczę do tego, żeby coś wam przeszkodziło – wróciłyśmy z Adą na swoje miejsca, kiedy w autobusie panowała zupełna cisza. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i do przyjaciółki i swobodnie odetchnęłam. Po czym przybiłam piątkę Adrianowi i rozparłam się wygodnie na siedzeniu.  
***
Podróż strasznie mi się dłużyła, jak nigdy dotąd. Od tamtej wymiany zdań minęło trochę czasu, a w autobusie nadal panowała grobowa cisza. Czasem tylko ktoś się odezwał po cichu do kogoś siedzącego obok, ale po za tym było cicho jak makiem zasiał.
- Ciekawe czy ta cisza jest spowodowana zainteresowaniem Kubiakiem i mną czy reakcją Daniela na to, co się dzieje?
Wyrwałam Adę z zamyślenia, choć sama byłam duchem, gdzie indziej. Trochę się bałam, że nasze relacje się osłabią. Nawet nie podziękowałam jej za to, że się za mną wstawiła. I jeszcze teraz była jakby nieobecna.
- Myślę, że po części i tym, i tym. W końcu go szanują bardziej niż nas i gdyby nie on zjedliby cię żywcem.
- Chyba powoli zaczyna mnie to wszystko przerastać. Nawet ci nie podziękowałam, że się za mną wstawiłaś. Bez ciebie nie dałabym rady, jak zawsze.
Uśmiechnęła się do mnie i oparła głowę na moim ramieniu.
- Tak nawiasem mówiąc, to o czym myślałaś?
- Tobie się udało. A mnie? Jak zawsze nic.  – wiedziałam, że prędzej czy później stanie się tak, że zacznę poświęcać jej mniej czasu niż zazwyczaj. Zupełnie nieświadomie, zaczynałam się powoli zamykać w swoim dwuosobowym świecie – moim i Michała. Chciałam to zmienić, ale jeszcze bardziej pogrążyłam sprawę. Gdyby sytuacja była odwrotna, pewnie czułabym to samo. Tak jak kiedyś, kiedy mieliśmy mały kryzys. Był taki okres, kiedy prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy, rzadko się widywałyśmy. Większość czasu spędzałam wtedy z Kamilą, która jakoś utrzymała mnie przy normalności. Tamte miesiące były dla mnie naprawdę okropne, czułam, że ktoś ‘pożera’ mi przyjaciół i zostaję sama. Całkowicie sama. Miałam też chwile złości, kiedy odczuwałam do nich niechęć i wściekłość. Przed samymi wakacjami, chciałam, żeby ten rok szkolny się w końcu zakończył, chciałam odpocząć od tych wszystkich emocji. Wrzesień zaczął się zdecydowanie lepiej i weselej, potem było już w porządku.  – Zostanę sama z małpką – Adrianem u boku.
- Wiem, że nie jestem do końca w porządku i nie czujesz się z tym dobrze. Ale to tylko kwestia czasu, niedługo spotkasz swojego księcia. Może nawet holenderskiego?
Popatrzyła na mnie zdziwiona, na co tylko wzruszyłam ramionami. Niech sobie ten Wyjec czy jak mu tam nie myśli, że nie widziałam jak się wpatrywał w to zdjęcie, nie ze mną te numery. Zobaczymy dzisiaj, co zrobi pan środkowy.
- Dlaczego akurat holenderskiego? Co ci do głowy strzeliło?
- Nic, tak mi się powiedziało.
Ada odwróciła się do Adriana, żeby o coś zapytać, a ja znowu odpłynęłam. Już nad tym nie panowałam, nie chciałam. Z każdą minutą, kiedy byliśmy bliżej Łodzi, moje myśli były pochłonięte całkowicie przez tego niepozornego i cichego misia – przytulankę o słodkich ślipkach. Czułam się jakby był cały czas obok mnie, patrzył na mnie, trzymał mnie za rękę. Niesamowita jest siła ludzkich pragnień, która pozwala odczuwać nawet te najbardziej nierzeczywiste uczucia. Czy to co było pomiędzy mną a nim można nazwać nierzeczywistym? Chyba można, chociaż pod względem tempa i niewiarygodnego zbiegu okoliczności. Lecz z drugiej strony, kiedy był blisko, wszystko stawało się realne.
- Widzisz, znowu odpłynęła. Uśmiecha się sama do siebie.
Usłyszałam tylko z boku, kiedy miałam jeszcze pozorny kontakt z rzeczywistością. Teraz słyszałam tylko to, co chciałam usłyszeć.
- Jak patrzę na Daniela, to szczerze mu współczuje. Gdyby wcześniej się odważył, może coś by z tego wyszło. A teraz? Nie ma najmniejszych szans i dobrze o tym wie.
To w takim razie dlaczego usłyszałam to? Skrzywiłam się lekko i rozejrzałam po autobusie. Nie wychylałam się zanadto, żeby nie zwrócić znowu na siebie uwagi. Zobaczyłam go na samym końcu autobusu, patrzył na mnie. Jego wzrok był tak ostry, ale zarazem przygnębiający, że musiałam spuścić głowę. Nie mogłam wytrzymać tego natłoku emocji, które próbował mi przekazać. I co ja mogłam w tej sprawie zrobić.
- Nic na to nie poradzisz, kiedyś mu przejdzie. Pogodzi się z tym, że nie jesteś zainteresowana albo będzie czekał aż Kubiakowi spowinie się noga.
- Nie mów tego tak, jakbyśmy mieli się zaraz pobrać, proszę.
Adrian wygłosił kolejną swoją mądrość, która dla mnie takową nie była. Może i stwierdził fakty, ale w taki sposób, jakby to, co kiedyś będzie, już było przesądzone.
- Nie rozmawiajmy już o tym. To ma być nasz dzień, pamiętacie? Mamy udowodnić reszcie, że to, co mówiliśmy, jest prawdą w każdym calu. Rozsądzanie przyszłości zostawmy komuś innemu.
I to była dobra rada, na Adę zawsze można liczyć w sytuacjach podbramkowych – takich jak ta. Mimo że byliśmy przyjaciółmi, czasem zdarzało się, że mamy odmienne zdanie na dany temat. Nie kłóciliśmy się o to, kto ma racje, ale atmosfera robiła się gęsta. Dlatego musieliśmy jakoś zmienić temat i zapomnieć o tej rozmowie. Tak jak o tej.
- Jesteśmy już blisko tego zajazdu. Mamy sporo czasu, więc zrobimy sobie tam przerwę.
Serce zabiło mocniej, jak zawsze kiedy był blisko. Tętno przyspieszało, oczy nabierały blasku. Przynajmniej tak się czułam, nie wiem ile z tego można było w rzeczywistości dostrzec. Dla mnie była to wyjątkowa chwila, dla niektórych najzwyklejsza, codzienna. Przeze mnie traktowana jako święto, przez innych jak dzień powszedni. Ale była to wyjątkowa chwila dla wszystkich. Dla mnie dlatego, że znowu będę mogła być blisko niego, a dla nich – że poznają go osobiście, zobaczą na własne oczy swojego idola.
Kierowca skręcił w prawo i zatrzymał się na parkingu. Kilka metrów dalej widać było światła, z zajazdu. Ubrałam kurtkę i jako pierwsza wyszłam z autobusu z towarzyszącymi mi szeptami. Ale co mnie teraz obchodziły czyjeś szepty, kiedy on był tutaj, gdzieś blisko. Rozglądnęłam się w około, ani żywej duszy. Było ciemno, nie paliły się żadne uliczne latarnie, wiał zimny wiatr. Normalnie – scena jak z horroru, ale nie dla mnie i nie w tej chwili. Poszłam w kierunku zajazdu, czując na swoich plecach wiele spojrzeń. Słyszałam tylko jeszcze podniesiony głos Ady i zapewne Adriana, coś mówili do reszty. Zauważyłam w ciemności zbliżającą się sylwetkę, nie byłam na początku pewna, czy to on. Ale gdy podszedł bliżej i rozstawił ręce, nie miałam żadnych wątpliwości. Puściłam się biegiem i mocno do niego przywarłam. Okręcił mnie wokół własnej osi i nie chciał puścić. Poczułam znowu to przyjemnie rozchodzące się po moim ciele ciepło, nie potrzebowałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że to on.
- Nareszcie jesteś. Już myślałem, że się ciebie nie doczekam. Wypiłem hektolitry kawy, mimo że trener nam zakazał i wyjadłem im mnóstwo cukierków. Nawet pomyśleli, że mam jakiś spadek cukru.
Ciszę na parkingu przerwał nasz śmiech. Kubiak trzymał mnie w ramionach tak długo, dopóki Ada nie przyszła do nas. Przywitała się z Michałem i zamieniła z nim kilka słów.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co ja z nią miałam przez całą drogę. Zwłaszcza po tym, jak zadzwoniłeś. Nic do niej nie docierało.
- Uwierz, że ze mną było podobnie. A oni wiedzą, że…?
- Że z nami jedziesz? Wiedzą i zazdroszczą. Gdyby nie interwencja jednego kolegi, to by ją zjedli.
Michał ucałował mnie w czoło i mocno przycisnął do siebie. Chciał dodać mi otuchy, pokazać mi, że jest obok i nie muszę niczego się obawiać.
- Jak wybiegłaś, to powiedzieliśmy im, żeby nie szaleli i zachowali się przyzwoicie. Nie wiem na ile nas posłuchają.
- Myślicie, że jak dam im autografy, to dadzą nam chwile spokoju? Wiem, że to trywialne z mojej strony, ale…
- Nie masz innego wyjścia, chłopie. Jak chcesz spędzić trochę czasu ze swoją Julią, musisz poświęcić go też im.
Trzymając się za ręce, podeszliśmy do reszty spokojnie i w milczeniu. Na szczęście nikt nie wysyłał pod naszym adresem żadnych niemiłych spojrzeń. Wszyscy patrzyli na nas z zaciekawieniem w oczach i lekką niecierpliwością, przynajmniej tak mi się zdawało.
- Cześć wszystkim. Cieszę się, że mogę się z wami zabrać. Ida coś wspominała o autografach, więc jeżeli ktoś sobie życzy, to proszę bardzo. Mogę nawet pozować do zdjęć. W końcu muszę się jakoś odwdzięczyć.
Dzięki niemu atmosfera się trochę rozluźniła. Kubiak przywitał się z naszym nauczycielem i panem kierowcą, zamienił z nimi parę zdań. Jak weszliśmy do autobusu, zaczął rozdzielać autografy. Z uśmiechem podchodził do każdego, czasem zagadał. Pozował do zdjęć chyba ze wszystkimi i po kilkunastu minutach wrócił do mnie.
- Usiądziesz mi na kolanach?
Podniosłam się z siedzenia i pozwoliłam mu usiąść, po czym sama usiadłam na jego kolanach. Przytulił mnie do siebie, jak tylko on to potrafi, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Głaskał mnie po plecach, co pewnie ściągało wzrok wszystkich. Zwłaszcza Daniela. Nie przejmowało mnie to, musiałam się do tego przyzwyczaić. Do miłych i nieprzyjemnych spojrzeń, do serdecznych i nienawistnych komentarzy. To wszystko było wliczone w pakiet, chcąc nie chcąc. Kolejna próba miała nastąpić w Łodzi, jak będziemy siedzieć razem na trybunach. Nie ma mocnych, żebyśmy ukrywali się przez cały mecz. Prędzej czy później Michał zostanie zauważony, a co za tym idzie – ja.
- Dajesz radę?
- Tak. Przecież jesteś obok.
- A jeżeli później mnie nie będzie.
- Michaś, nie masz się czego bać. Zawsze stanę po jej stronie, w końcu jest moją przyjaciółką.
- Ja też! Cokolwiek by się nie działo.
- Przyjaciele na dobre i na złe, zawsze możesz na nich liczyć, co?
- Ty też Michał. W końcu przyjaciele Idy, są naszymi przyjaciółmi.