Jak zawsze zebraliśmy się przy
szkole, żeby uczcić nasz wyjazd pamiątkowym zdjęciem na tle naszej szkoły. Taki
pewnego rodzaju sygnał, że nasz klub kibica nadal działa, pomimo tamtej
niemiłej przygody z odwołanym meczem. Uradowani do granic możliwości, z
szalikami na szyjach (niekoniecznie tymi żółto- czarnymi) przemierzyliśmy ulicę
i wsiedliśmy do autobusu.
Dzisiaj, żyjąc w przekonaniu, że
za kilka godzin zobaczę się z Michałem Kubiakiem, totalnie nie mogłam się
skupić. Można było mówić do mnie tysiące razy, a i tak nic do mnie nie
dochodziło. Ada jak i Adrian z kilkoma innymi osobami, zrozumieli, że dzisiaj
się ze mną nie dogadają, więc po prostu zostawili mnie samą w swoim świecie, za
co byłam im dozgonnie wdzięczna.
Gdy wczoraj rozmawiałam z
Michałem, wszystko toczyło się wokół naszego dzisiejszego spotkania. Głównie
to, że prawdopodobnie dzisiaj, po mniej więcej dwóch tygodniach od naszego
pierwszego spotkania, ludzie dowiedzą się, że tamto spotkanie nie było
przypadkiem. Próbowałam przygotować się na to psychicznie, mieć w nosie
wszystkie media i portale plotkarskie oraz pytania komentatorów po meczu. I
muszę przyznać, że osiągnęłam swój mały sukces – w tym momencie to najmniej
mnie obchodziło. Na samą myśl o tym, że on będzie siedział obok mnie, że będę
mieć go na wyciągnięcie ręki, robiło mi się ciepło na sercu. Cały czas w głowie
krążyła mi myśl, że to co się dzieje jest szaleństwem, czymś zupełnie
przeciwnym niż coś z czym miałam kontakt do tej pory. To, co działo się ze mną
i Kubiakiem, całkowicie przerastało moje oczekiwania, kłóciło się ze wszystkimi
moimi teoriami na temat związków i kontaktów międzyludzkich.
Moi przyjaciele czy moja rodzina
na pewno zauważyli, że to dzieje się za szybko, że sama ledwo nadążałam za
swoimi uczuciami. Jednak mimo wszystko, mimo to, że to szaleństwo może kiedyś
tak po prostu się skończyć i przejść do przeszłości jak gdyby nigdy nic, nie
chciałam niczego zmieniać. Zostawiłam to samemu sobie, niech biegnie tempem
jakim chce. Byłam zwyczajnie szczęśliwa odbierając każdy telefon od niego,
rozmawiając z nim godzinami, śmiejąc się i czasem płacząc, gdy musieliśmy
kończyć. Oni mogli zarzucić mi, że mnie to wykończy. To ciągłe czekanie, te
wszystkie rozczarowania, które mogę nadejść. Ale ja byłam świadoma, może nie do
końca, że to może się skończyć i wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy. I
mimo to nigdy nie będę żałować tego, co dzięki niemu mnie spotkało.
- Mówię do ciebie, Ida! - Ada widocznie od jakiegoś czasu szarpała
mnie za ramię i próbowała coś mi powiedzieć, ale byłam zbyt zajęta rozmyślaniem
o obecnej sytuacji. – Telefon ci dzwoni
od pięciu minut! – wyciągnęła mi komórkę z kieszeni i postawiła przed oczami
wyświetlacz ze zdjęciem Michała. Zrobiłam mu to zdjęcie tydzień temu, chwilę
przed tym jak musieliśmy się rozstać. Chciałam zostawić sobie to spojrzenie, to
jak na mnie patrzył.
- Ał! Czemu mnie uszczypałaś?
- Żebyś odebrała telefon, bo twój
Romeo dzwoni już szósty raz.
Podała mi słuchawkę, uśmiechając się pod nosem z mojego stanu, w jakim znajdowałam się od rana.
- Już myślałem, że nie
odbierzesz. Stało się coś?
Ada zaczęła się śmiać, jakby
usłyszała, co powiedział. Dopiero po tym akcie desperackiego śmiechu z jej
strony, zorientowałam się, że zupełnie nieświadomie włączyłam głośnomówiący. Trochę
speszona naprawiłam sytuację i wróciłam do rozmowy z Michałem.
- Powiedzmy, że jestem trochę
rozkojarzona.
- Ja też i to przez ciebie. I
teraz mam pewien problem.
- Tylko mi nie mów, że cię nie
będzie.
Nie o to odliczałam dni do
naszego spotkania, żeby teraz przeżyć rozczarowanie. Przecież nie potrafiłabym
się cieszyć nawet ze zwycięstwa Bełchatowian. Boże, jak on wpływał na moje
uczucia! Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Musiałam mieć rzeczywiście
przerażającą minę, bo Ada momentalnie przestała się śmiać i patrzyła z
wyczekiwaniem w moją stronę. Nawet Adrian wychylił się z siedzenia obok, żeby
sprawdzić, co się dzieje.
- Zrobię wszystko, co w mojej
mocy, ale nie wiem, czy mi się uda. Samochód mi nawalił, jestem kilkadziesiąt
kilometrów od Łodzi.
- Poczekaj moment, ok?
Wygramoliłam się z siedzenia i
podeszłam na do naszego nauczyciela z błagającą miną.
- Proszę pana, czy nie moglibyśmy
kogoś zgarnąć po drodze?
- Niby w jaki sposób? Przecież
mamy komplet.
- Ale to naprawdę bardzo ważne,
przecież chodzi tylko o jedną osobę.
Obok mnie znalazła się Ada,
pewnie zobaczyła, że nie mogę sobie sama dać rady. Z bojowym nastawieniem
przypatrywała się sytuacji, nic nie mówiąc.
- Powiedziałem, że to jest
wykluczone.
W tym momencie do akcji wkroczyła
Ada.
- Chce pan, żeby jeden z
przyjmujących polskiej reprezentacji zamarznął gdzieś przy drodze?
Naszego nauczyciela wcięło. Tak
samo, jak resztę autobusu. Wszelkie szepty ucichły, wszyscy zaczęli się
przysłuchiwać naszej rozmowie. Łącznie z Danielem, który cały czas mnie
obserwował. Wyglądał tak, jakby nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę. I coś
mi podpowiadało, że nie chodziło o to, że mam właśnie Kubiaka na linii.
- O czym ty mówisz?
- Ida dostała o jeden bilet
więcej, żeby mogła się z nim spotkać. Więc niech im pan nie rujnuje życia,
tylko go zabierze po drodze.
Pan kierowca, zaprzyjaźniony pan
kierowca, postanowił wziąć sprawę w
swoje ręce i włączył się do rozmowy.
- Gdzie on dokładnie jest?
- On panu lepiej wyjaśni –
powiedziałam Michałowi, żeby zorientował się, gdzie jest i powiedział o tym
panu kierowcy. Przystawiłam swój telefon do ucha pana Jacka (naszego kierowcy).
Oglądnęłam się za siebie, choć bałam się wyrazu ich twarzy. Nic o tym nie
wiedzieli, nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, że mam bliższy kontakt z
jednym siatkarzem kadry narodowej. Bałam się, że w momencie zaczną mnie
obgadywać, posądzać o niestworzone rzeczy, że stanę się obiektem ich nienawiści
i innych negatywnych uczuć. I pewnie by tak było, gdyby nie Daniel. Jego zdanie
zawsze się liczyło i większość społeczności szkolnej, w tym naszego klubu,
szanowała jego słowa.
- Uszanujcie to i nie próbujcie
powiedzieć o niej złego słowa, jasne? Jeżeli dojdzie do mnie jakakolwiek plotka
na ich temat, to policzę się z każdym, który tą plotkę przekazał.
Byłam zaskoczona jego reakcją, brakowało mi
słów, żeby okazać swoją wdzięczność. Szepnęłam w jego stronę krótkie dziękuję,
choć wiem, że to zdecydowanie za mało. Posłuchali go. Nie patrzyły na mnie
nieprzyjazne twarze, tylko nadal ci sami, roześmiani ludzie. Daniel uśmiechnął
się smutno w moim kierunku i odwrócił wzrok, żeby już na mnie nie patrzeć.
Zrobiło mi się go żal, współczułam mu, że dokonał złego wyboru, że nie mogłam
dać mu tego, czego chciał. I nie chodziło mi tutaj o to, że nie chcę śpiewać w jego
zespole, tylko o coś zdecydowanie poważniejszego.
Pan kierowca skończył rozmawiać z
Michałem i zapewnił go, że jak będziemy dojeżdżać do tego miejsca, to damy mu
znać, żeby wyszedł na pobocze. Tymczasem Kubiak miał spędzić jakieś dwie
godziny w pobliskim zajeździe.
- Nic się nie martw, kochana.
Twój przyjaciel pojedzie z nami. A tych, którym to nie pasuje, wysadzę z
autobusu. – ostatnie zdanie skierował
między innymi do naszego nauczyciela, siedzącego obok.
- Nie
bój się, już ja nie dopuszczę do tego, żeby coś wam przeszkodziło – wróciłyśmy
z Adą na swoje miejsca, kiedy w autobusie panowała zupełna cisza. Uśmiechnęłam
się z wdzięcznością i do przyjaciółki i swobodnie odetchnęłam. Po czym
przybiłam piątkę Adrianowi i rozparłam się wygodnie na siedzeniu.
***
Podróż
strasznie mi się dłużyła, jak nigdy dotąd. Od tamtej wymiany zdań minęło trochę
czasu, a w autobusie nadal panowała grobowa cisza. Czasem tylko ktoś się
odezwał po cichu do kogoś siedzącego obok, ale po za tym było cicho jak makiem
zasiał.
-
Ciekawe czy ta cisza jest spowodowana zainteresowaniem Kubiakiem i mną czy
reakcją Daniela na to, co się dzieje?
Wyrwałam
Adę z zamyślenia, choć sama byłam duchem, gdzie indziej. Trochę się bałam, że
nasze relacje się osłabią. Nawet nie podziękowałam jej za to, że się za mną
wstawiła. I jeszcze teraz była jakby nieobecna.
- Myślę,
że po części i tym, i tym. W końcu go szanują bardziej niż nas i gdyby nie on
zjedliby cię żywcem.
- Chyba
powoli zaczyna mnie to wszystko przerastać. Nawet ci nie podziękowałam, że się
za mną wstawiłaś. Bez ciebie nie dałabym rady, jak zawsze.
Uśmiechnęła
się do mnie i oparła głowę na moim ramieniu.
- Tak
nawiasem mówiąc, to o czym myślałaś?
- Tobie
się udało. A mnie? Jak zawsze nic. –
wiedziałam, że prędzej czy później stanie się tak, że zacznę poświęcać jej
mniej czasu niż zazwyczaj. Zupełnie nieświadomie, zaczynałam się powoli zamykać
w swoim dwuosobowym świecie – moim i Michała. Chciałam to zmienić, ale jeszcze
bardziej pogrążyłam sprawę. Gdyby sytuacja była odwrotna, pewnie czułabym to
samo. Tak jak kiedyś, kiedy mieliśmy mały kryzys. Był taki okres, kiedy prawie
w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy, rzadko się widywałyśmy. Większość czasu
spędzałam wtedy z Kamilą, która jakoś utrzymała mnie przy normalności. Tamte
miesiące były dla mnie naprawdę okropne, czułam, że ktoś ‘pożera’ mi przyjaciół
i zostaję sama. Całkowicie sama. Miałam też chwile złości, kiedy odczuwałam do
nich niechęć i wściekłość. Przed samymi wakacjami, chciałam, żeby ten rok
szkolny się w końcu zakończył, chciałam odpocząć od tych wszystkich emocji.
Wrzesień zaczął się zdecydowanie lepiej i weselej, potem było już w
porządku. – Zostanę sama z małpką –
Adrianem u boku.
- Wiem,
że nie jestem do końca w porządku i nie czujesz się z tym dobrze. Ale to tylko
kwestia czasu, niedługo spotkasz swojego księcia. Może nawet holenderskiego?
Popatrzyła
na mnie zdziwiona, na co tylko wzruszyłam ramionami. Niech sobie ten Wyjec czy
jak mu tam nie myśli, że nie widziałam jak się wpatrywał w to zdjęcie, nie ze
mną te numery. Zobaczymy dzisiaj, co zrobi pan środkowy.
-
Dlaczego akurat holenderskiego? Co ci do głowy strzeliło?
- Nic,
tak mi się powiedziało.
Ada
odwróciła się do Adriana, żeby o coś zapytać, a ja znowu odpłynęłam. Już nad
tym nie panowałam, nie chciałam. Z każdą minutą, kiedy byliśmy bliżej Łodzi,
moje myśli były pochłonięte całkowicie przez tego niepozornego i cichego misia
– przytulankę o słodkich ślipkach. Czułam się jakby był cały czas obok mnie,
patrzył na mnie, trzymał mnie za rękę. Niesamowita jest siła ludzkich pragnień,
która pozwala odczuwać nawet te najbardziej nierzeczywiste uczucia. Czy to co
było pomiędzy mną a nim można nazwać nierzeczywistym? Chyba można, chociaż pod
względem tempa i niewiarygodnego zbiegu okoliczności. Lecz z drugiej strony, kiedy
był blisko, wszystko stawało się realne.
-
Widzisz, znowu odpłynęła. Uśmiecha się sama do siebie.
Usłyszałam
tylko z boku, kiedy miałam jeszcze pozorny kontakt z rzeczywistością. Teraz
słyszałam tylko to, co chciałam usłyszeć.
- Jak
patrzę na Daniela, to szczerze mu współczuje. Gdyby wcześniej się odważył, może
coś by z tego wyszło. A teraz? Nie ma najmniejszych szans i dobrze o tym wie.
To w
takim razie dlaczego usłyszałam to? Skrzywiłam się lekko i rozejrzałam po
autobusie. Nie wychylałam się zanadto, żeby nie zwrócić znowu na siebie uwagi.
Zobaczyłam go na samym końcu autobusu, patrzył na mnie. Jego wzrok był tak
ostry, ale zarazem przygnębiający, że musiałam spuścić głowę. Nie mogłam
wytrzymać tego natłoku emocji, które próbował mi przekazać. I co ja mogłam w
tej sprawie zrobić.
- Nic na
to nie poradzisz, kiedyś mu przejdzie. Pogodzi się z tym, że nie jesteś
zainteresowana albo będzie czekał aż Kubiakowi spowinie się noga.
- Nie
mów tego tak, jakbyśmy mieli się zaraz pobrać, proszę.
Adrian
wygłosił kolejną swoją mądrość, która dla mnie takową nie była. Może i
stwierdził fakty, ale w taki sposób, jakby to, co kiedyś będzie, już było
przesądzone.
- Nie
rozmawiajmy już o tym. To ma być nasz dzień, pamiętacie? Mamy udowodnić
reszcie, że to, co mówiliśmy, jest prawdą w każdym calu. Rozsądzanie
przyszłości zostawmy komuś innemu.
I to
była dobra rada, na Adę zawsze można liczyć w sytuacjach podbramkowych – takich
jak ta. Mimo że byliśmy przyjaciółmi, czasem zdarzało się, że mamy odmienne
zdanie na dany temat. Nie kłóciliśmy się o to, kto ma racje, ale atmosfera
robiła się gęsta. Dlatego musieliśmy jakoś zmienić temat i zapomnieć o tej
rozmowie. Tak jak o tej.
-
Jesteśmy już blisko tego zajazdu. Mamy sporo czasu, więc zrobimy sobie tam
przerwę.
Serce
zabiło mocniej, jak zawsze kiedy był blisko. Tętno przyspieszało, oczy
nabierały blasku. Przynajmniej tak się czułam, nie wiem ile z tego można było w
rzeczywistości dostrzec. Dla mnie była to wyjątkowa chwila, dla niektórych
najzwyklejsza, codzienna. Przeze mnie traktowana jako święto, przez innych jak
dzień powszedni. Ale była to wyjątkowa chwila dla wszystkich. Dla mnie dlatego,
że znowu będę mogła być blisko niego, a dla nich – że poznają go osobiście,
zobaczą na własne oczy swojego idola.
Kierowca
skręcił w prawo i zatrzymał się na parkingu. Kilka metrów dalej widać było
światła, z zajazdu. Ubrałam kurtkę i jako pierwsza wyszłam z autobusu z
towarzyszącymi mi szeptami. Ale co mnie teraz obchodziły czyjeś szepty, kiedy
on był tutaj, gdzieś blisko. Rozglądnęłam się w około, ani żywej duszy. Było
ciemno, nie paliły się żadne uliczne latarnie, wiał zimny wiatr. Normalnie –
scena jak z horroru, ale nie dla mnie i nie w tej chwili. Poszłam w kierunku
zajazdu, czując na swoich plecach wiele spojrzeń. Słyszałam tylko jeszcze
podniesiony głos Ady i zapewne Adriana, coś mówili do reszty. Zauważyłam w
ciemności zbliżającą się sylwetkę, nie byłam na początku pewna, czy to on. Ale
gdy podszedł bliżej i rozstawił ręce, nie miałam żadnych wątpliwości. Puściłam
się biegiem i mocno do niego przywarłam. Okręcił mnie wokół własnej osi i nie
chciał puścić. Poczułam znowu to przyjemnie rozchodzące się po moim ciele
ciepło, nie potrzebowałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że to on.
-
Nareszcie jesteś. Już myślałem, że się ciebie nie doczekam. Wypiłem hektolitry
kawy, mimo że trener nam zakazał i wyjadłem im mnóstwo cukierków. Nawet
pomyśleli, że mam jakiś spadek cukru.
Ciszę na
parkingu przerwał nasz śmiech. Kubiak trzymał mnie w ramionach tak długo,
dopóki Ada nie przyszła do nas. Przywitała się z Michałem i zamieniła z nim
kilka słów.
- Nie
wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co ja z nią miałam przez całą drogę. Zwłaszcza
po tym, jak zadzwoniłeś. Nic do niej nie docierało.
-
Uwierz, że ze mną było podobnie. A oni wiedzą, że…?
- Że z
nami jedziesz? Wiedzą i zazdroszczą. Gdyby nie interwencja jednego kolegi, to
by ją zjedli.
Michał
ucałował mnie w czoło i mocno przycisnął do siebie. Chciał dodać mi otuchy,
pokazać mi, że jest obok i nie muszę niczego się obawiać.
- Jak
wybiegłaś, to powiedzieliśmy im, żeby nie szaleli i zachowali się przyzwoicie.
Nie wiem na ile nas posłuchają.
-
Myślicie, że jak dam im autografy, to dadzą nam chwile spokoju? Wiem, że to
trywialne z mojej strony, ale…
- Nie
masz innego wyjścia, chłopie. Jak chcesz spędzić trochę czasu ze swoją Julią,
musisz poświęcić go też im.
Trzymając
się za ręce, podeszliśmy do reszty spokojnie i w milczeniu. Na szczęście nikt
nie wysyłał pod naszym adresem żadnych niemiłych spojrzeń. Wszyscy patrzyli na
nas z zaciekawieniem w oczach i lekką niecierpliwością, przynajmniej tak mi się
zdawało.
- Cześć
wszystkim. Cieszę się, że mogę się z wami zabrać. Ida coś wspominała o
autografach, więc jeżeli ktoś sobie życzy, to proszę bardzo. Mogę nawet pozować
do zdjęć. W końcu muszę się jakoś odwdzięczyć.
Dzięki
niemu atmosfera się trochę rozluźniła. Kubiak przywitał się z naszym
nauczycielem i panem kierowcą, zamienił z nimi parę zdań. Jak weszliśmy do
autobusu, zaczął rozdzielać autografy. Z uśmiechem podchodził do każdego,
czasem zagadał. Pozował do zdjęć chyba ze wszystkimi i po kilkunastu minutach
wrócił do mnie.
-
Usiądziesz mi na kolanach?
Podniosłam
się z siedzenia i pozwoliłam mu usiąść, po czym sama usiadłam na jego kolanach.
Przytulił mnie do siebie, jak tylko on to potrafi, chciałam, żeby ta chwila
trwała wiecznie. Głaskał mnie po plecach, co pewnie ściągało wzrok wszystkich.
Zwłaszcza Daniela. Nie przejmowało mnie to, musiałam się do tego przyzwyczaić.
Do miłych i nieprzyjemnych spojrzeń, do serdecznych i nienawistnych komentarzy.
To wszystko było wliczone w pakiet, chcąc nie chcąc. Kolejna próba miała
nastąpić w Łodzi, jak będziemy siedzieć razem na trybunach. Nie ma mocnych,
żebyśmy ukrywali się przez cały mecz. Prędzej czy później Michał zostanie
zauważony, a co za tym idzie – ja.
- Dajesz
radę?
- Tak.
Przecież jesteś obok.
- A
jeżeli później mnie nie będzie.
-
Michaś, nie masz się czego bać. Zawsze stanę po jej stronie, w końcu jest moją
przyjaciółką.
- Ja
też! Cokolwiek by się nie działo.
-
Przyjaciele na dobre i na złe, zawsze możesz na nich liczyć, co?
- Ty też
Michał. W końcu przyjaciele Idy, są naszymi przyjaciółmi.
Kurde no, leżąc w szpitalu traciłam kolejne pieniądze na internet w telefonie, bo czekałam na kolejne Twoje rozdziały. I dzięki temu opowiadaniu właśnie doszłam do pewnych wniosków, które pomogły przeżyć mi zarówno ciężką chorobę, jak i rozstanie z kimś, kto był dla mnie jedyny, wyjątkowy. Coś wspaniałego. Aż się uśmiecham na samą myśl kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńBędzie kiss? Hahahahaha!
Szkoda mi trochę Daniela, bo sama nieraz przeżyłam zakochanie się w nieodpowiedniej osobie. Cóż poradzić. Może dojdą do jakiegoś kompromisu?
Czekam na więcej ;*
Masha
Aż zaczęłam Idzie zazdrościć. Nie tyle samej miłości i Kubiaka, co tego uczucia odrealnienia, życia w śnie na jawie, poczucia, że właśnie oto dzieje się coś, co zapamięta na długie lata. Rzadko go doświadczam, nawet nie umiem go opisać, a szkoda, bo jest cudowne :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za zaległości w komentowaniu. Nienawidzę czytać i nie pozostawiać po sobie śladu, bo to taki jakby brak szacunku do autora, ale ostatnio jak na złość słowa nie chcą mi się układać w zdania. Może to przez tęsknotę za meczami? Mam nadzieję, że tak i wraz z rozpoczęciem Plus Ligi coś się zmieni :)
Ja się bardzo cieszę, że mogę znów coś poczytać i spokojnie odetchnąć przy czymś tak fajnym. Dodatkowo po dwóch dniach mega zdenerwowania i rzucania wszystkim czym się da, jest wielka poprawa i z optymizmem patrzę na kolejne dni :) 11.09 i to też dzięki Tobie :)
OdpowiedzUsuńNo i jest Michał ! A jednak Daniel mimo tego wszystkiego jej pomógł. Miło z jego strony. Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuń[siedem-mil-do-nieba]
http://krotkie-historie-by-desti.blogspot.com/ zapraszam na nowego bloga, mam nadzieję, że się spodoba ;)
OdpowiedzUsuń