piątek, 29 czerwca 2012

Pięć, czyli jak fajnie jest spełniać marzenia.


Wujek wysadził nas przed Galerią Krakowską i życzył dobrej zabawy. Przypomniałam mu jeszcze raz, żeby nas nie wydał, po czym jeszcze raz przysiągł wierność naszym planom. Pomachaliśmy mu na pożegnanie i weszliśmy do galerii.
- Zostało pół godziny. Na pewno znajdziecie drogę?
- Oczywiście, przecież nie jesteśmy tu pierwszy raz.
No tak, za pierwszym razem, gdy byłyśmy same z Adą, krążyłyśmy dość długo, bo omijałyśmy dobre przejście. Jednak kiedy znalazłyśmy się w końcu na dworcu, powiedziałyśmy sobie, że następnym razem trafimy bez problemu. Ludzie obecni wtedy na dolnej płycie dworca autobusowego, będą nas pamiętać chyba do końca życia. Powiem tylko tyle, że nasza radość z dojścia do celu, była co najmniej taka, jakbyśmy błądziły kilka dni po pustyni, szukając czegoś do picia i nagle znaleźli oazę. Było na co popatrzeć.
Ale tym razem naprawdę trafiłyśmy bez problemu. Przeprowadziłyśmy Adriana przez wszystkie zasadzki, w postaci pani sprzedającej precelki czy spacerujących ochroniarzy, zagubionych podróżnych, którzy zasłaniali wszelakie przejścia. Dotarliśmy bezpiecznie na dworzec autobusowy, skąd było jak rzut beretem na PKP. Maszerowaliśmy dzielnie z plecakami przez korytarz, kiedy nagle pojawił się mały problem.
- Adrian, z którego peronu odjeżdża ten pociąg?
- Z drugiego.
 - Z drugiego mówisz…. – zatrzymałam się przed wejściem na drugi peron, które akurat dzisiaj było zamknięte. Wszystkie inne były otwarte, ale nasze było zamknięte. Tupnęłam nogą, czytając komunikat.
- Wygląda na to, że będziemy musieli wyjechać tam windą.
Ada szła kawałek za nami, machając do nas preclami. Mówiła coś, ale nie mogliśmy usłyszeć co, ponieważ coś okropnie wyło i dawało się nam porozumieć.
- A co złego jest w windzie?
- Słyszysz ten bardzo głośny dźwięk?
- Nie da się go nie słyszeć. Ma coś wspólnego z windą?
- Tak, to dźwięk windy stojącej między podziemiem a peronem.
- No to mamy problem.
Ada doszła do nas i wręczyła każdemu po obwarzanku. Powiedzieliśmy jej, jak się mają sprawy. Moje tupnięcie przy jej reakcji to była kropla w morzu. Ada zrzuciła plecak na ziemię i bojowym krokiem podeszła do jednego z okienek. Ku niezadowoleniu turystów, wepchała się do kolejki i zaczęła mówić bardzo podniesionym tonem do pani bileterki. Choć dodam, że ten podniesiony ton, był naprawdę bardzo, bardzo podniesiony.
Przerażona pani bileterka zadzwoniła do kogoś z obsługi technicznej i już trzy minuty później, pan w zółtej kamizelce przybył z odsieczą. Ściągnął zaciętą windę i wywiózł nas bezpiecznie na peron numer dwa. Ada grzecznie podziękowała panu i pomachała mu jak odjeżdżał.
Odetchnęliśmy z ulgą. Nasz pociąg właśnie wjeżdżał na stację. Stanęliśmy obok innych ludzi czekających na ten pociąg. Zaczęliśmy się śmiać. Trochę dziwnie to wyglądało. Bo z czego może śmiać się troje młodych ludzi przy krawędzi peronu numer dwa na stacji Kraków Główny?
Nie, nie z Adriana. Z perspektywy nadchodzącej wielkimi krokami przygody!
***
 Po sprawdzeniu biletów przez pana w śmiesznej, niebieskiej czapeczce (nie wiedziałam, że takie jeszcze noszą) zajęliśmy swoje miejsca. W wagonie było mnóstwo ludzi, krążących w poszukiwaniu swoich miejsc. Całe szczęście, że nie byliśmy tak zabiegani jak oni. Kręcili się, mruczeli coś pod nosem. W pewnym momencie nawet jeden pan, dość przystojny próbował wmówić mi, że siedzę na jego miejscu. Spojrzałam na niego zdziwiona i pokazałam numer na siedzeniu. Pomyliła się biedakowi kolejność, ja siedziałam na miejscu dwunastym a on szukał dwudziestego pierwszego. A wsiadając do tego pociągu, myślałam, że nic mnie już nie zdziwi. Bo samo to, że jedziemy na ten mecz, było zaskoczeniem.
Uśmiechnięci od ucha do ucha, przyglądaliśmy się pewnej pani, która zarezerwowała miejsce obok. Chyba zauważyła, że się jej przyglądamy. Uśmiechnęła się do nas i usiadła obok Ady. Pierwotnie na tym miejscu miałam siedzieć ja, ale że jak Ada tak i Adrian chcieli miejsce przy oknie, to musiałam ustąpić. Pani wyciągnęła z torby jakąś dużą książkę i pogrążyła się w lekturze.
A my jakoś spoważnieliśmy. Tak, potrafimy być poważni, tylko nie zawsze nam to wychodzi. Tym razem się nam udało. Ada myślała o czymś przyjemnym, patrząc w okno. Uśmiechała się, co jakiś czas pisała smsy, zapewne do Kamili. Wyciągnęłam odtwarzacz z plecaka i włączyłam coś przyjemnego dla ucha – 30 Second to Mars – z rozmarzonym uśmiechem na twarzy. Wszystko jak dotąd układało się idealnie, zmierzaliśmy wytrwale do bełchatowskiego celu. Z drugiej strony było mi trochę żal, że mogliśmy pojechać tylko my. Było to trochę nie fair w stosunku do naszych znajomych. Tamte dwa wyjazdy na mecze wykrystalizowały pewien skład, w pewnym sensie mecze stały się opcją tylko dla wybranych. A teraz mieliśmy formę all inclusive.
Gdy przymknęłam na chwilę oczy, odezwał się głos, przypominający, że ostatnio mało spałam. Teraz, gdy większość emocji trochę przygasła, poczułam się senna. Wyłożyłam się wygodnie na fotelu i wsłuchując się w głos wokalisty powoli odpływałam. Mruknęłam niezadowolona, gdy poczułam jak coś się obok mnie wierci. Co było jak najbardziej normalne, kiedy siedział obok mnie Adrian. To jeszcze nic, dosłownie sekundę później wyjął mi jedną słuchawkę z lewego ucha. Zmusiło mnie to otworzyć jedno oko i sprawdzić co jest grane. Uśmiechnięta małpka patrzyła na mnie i pokazała mi, że mogę się oprzeć na jego ramieniu. Co wcale takie złe nie było. Zauważyłam też, że Ada wyciągnęła się na siedzeniu tak, że oparła nogi na siedzeniu Adriana.
To z boku wyglądało na niezbyt wygodną konfiguracją, ciekawe co sobie pomyślała ta pani, która siedziała obok nas. A rzeczywistości było nam całkiem wygodnie. I miło.  
***
- Jesteśmy w Łodzi. I co dalej, wielki przewodniku?
Postawiliśmy nogi na zimnym i śliskim łódzkim dworcu. Podróżni mijali nas, doskonale znając swój cel. My też go znaliśmy, tylko mieliśmy problem ze znalezieniem do niego celu.
- Małpko przyjaźniej brzmiało…
Adrian zachował się jakby nie usłyszał słów Ady. A ja zareagowałam jak najbardziej poprawnie, zwyczajnie zaczęłam się śmiać. Ada szturchnęła mnie i wskazała ręką na Adriana. Z bardzo poważną miną, rozglądał się wokoło, aż w końcu natrafił chyba na coś ciekawego. Kazał nam zaczekać i sam zniknął. Protestowałyśmy, ale zdało się to na nic. Adrian poszedł sam, twierdząc, że tak krócej mu zejdzie.
I najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że miał rację. Nasza małpka naprawdę miała rację. Wrócił może po dziesięciu minutach, z nowymi biletami w ręce i jeszcze z ciepłą herbatą. Pozostało nam rozłożyć ramiona z miłej bezradności i wypić herbatę.
Nasz kolejny pociąg odjeżdżał z Łodzi za godzinę, więc mogliśmy się trochę rozejrzeć. Weszliśmy do kilku sklepów, w tym do papierniczego i kupiliśmy potrzebne rzeczy do transparentu. Nie było tego dużo, mieliśmy jedną rzecz z głowy. Wyspani, zwarci i gotowi obserwowaliśmy przechodzących ludzi i piliśmy herbatę. Oprócz tego, musiałyśmy jakoś z temperować wyniosłość Adriana. Po tym jak przyszedł z tymi biletami, chodził dumny, wypinając pierś do przodu.
- Oj tam, oj tam tylko drogę znalazłeś. My też byśmy znalazły.
- Ale zniżki na bilety byście nie dostały!
Nie miałam już odwagi się więcej odezwać.
***
Wsiedliśmy do tego pociągu, nawet czystego jak się okazało. Zajęliśmy miejsca w pierwszym lepszym przedziale wagon klasy drugiej. Nie byliśmy zmęczeni. Przespaliśmy prawie całą drogę do Łodzi, więc mieliśmy nockę z głowy. Ada skupiona, kombinowała coś nad tekstem na transparent, przynajmniej miała jakieś zajęcie. Adrian na korytarzu konwersował z jakimś gościem, śmiali się, jak starzy dobrzy przyjaciele. Nie wnikałam jakoś szczególnie głęboko, kim jest ten nieznajomy, czasem tylko zerkałam przed drzwi.
I jakieś pięć minut później, kiedy pan nieznajomy wszedł do naszego przedziału, zrozumiałam swój błąd. Bardzo, bardzo wielki błąd. Oprócz tego nasuwało mi się tylko jedno pytanie.
- To Paweł Zatorski jeździ pociągami?
***
Ada oderwała się od kartki i z zaskoczenia upuściła długopis, który zgrabnie potoczył się pod siedzenie. Wyglądało na to, że na tym etapie musiała przerwać twórczość artystyczną, bo był to nasz ostatni długopis.
- Na twoim miejscu wybrałabym inny środek transportu. Wiesz, dzisiaj z PKP nigdy nic nie wiadomo. Mogą na przykład ukraść trakcje na odcinku Łódź Bełchatów czy pociąg będzie spóźniony, bardzo spóźniony.
- Dlatego jadę dzisiaj, a nie jutro. Pociągi nie są przepełnione jak autobusy. I podróż jest spokojna, mało fanów jeździ pociągami.
Nastąpiła chwila ciszy, która następnie została przerwana przez złowieszczy śmiech Ady. Paweł spojrzał na mnie, potem na Adriana pytającym wzrokiem. Wyglądał na trochę wystraszonego, jakby się bał, że się na niego zaraz rzucimy. Ale bez przesady, przecież to był tylko Paweł Zatorski – normalny człowiek! Polak! Co innego, gdyby jechał z nami na przykład Michał Winiarski….. Żarcik taki. Zdjęłam swój plecak z półki i zaczęłam przeszukiwać wnętrze. Musiałam dokopać się do samego dna, bo tam przecież się chowa najcenniejsze rzeczy.
Nie, nie szukałam pieniędzy. Szukałam bełchatowskiego szalika!
Gdy zadowolona wyciągnęłam małą siateczkę, Paweł był jeszcze bardziej przerażony. Adrian natomiast, z tego pawłowego napięcia, starał się zachować powagę. I, o zgrozo, mu wychodziło. Ja, spokojnie i powoli, wyciągnęłam z reklamówki zawiniątko.
- Wiesz, co do tych kibiców, to też się mylisz. Tylko proszę cię, nie bój się tak, bo nie jesteśmy tacy straszni. Nie zrobimy ci krzywdy. Nawet nie poprosimy o autograf, bo aktualnie nie mamy przy sobie długopisu.
Paweł jakby odetchnął z ulgą, gdy Adrian poklepał go po plecach. Biedak, naprawdę się wystraszył. Schowałam szalik z powrotem do plecaka i zaprosiłam szanownego gościa, żeby przeniósł się do naszego przedziału. Czym przedział bogaty, tym rady!
Opowiedzieliśmy młodemu libero wszystko od początku. Jak zaplanowaliśmy ten  wyjazd, że wszystko już było gotowe, kiedy nasz nauczyciel go odwołał. I jak to się stało, że jedziemy z nim w tym przedziale wagonu pociągu Łódź – Bełchatów. Paweł wysłuchał nas z zaciekawieniem i dezaprobatą dla zachowania naszego nauczyciela.
- Rzeczywiście was nieźle załatwił. Ale myślę, że ja i mój klub możemy wam to jakoś wynagrodzić. Co wy na to?
Ale jaja! Tego tośmy się w ogóle nie spodziewali. Ada popatrzyła na Pawła podejrzliwie, Adrian po prostu usiadł, a ja znowu nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jakby mi mowę odjęło.
- Drogi Pawle, a co masz na myśli?
Zatorski przybrał minę pokerzysty i z założonymi rękami wygłosił definicję ‘bełchatowskiego’ wynagrodzenia.
- Na początek koszulki z autografami zawodników i wspólne zdjęcie. Myślę, że bez problemu zgodzą się także na pojedyncze zdjęcia. Potem powiedzmy, namówimy pana Swędrowskiego na krótkie oświadczenie i pozdrowienia dla waszego nauczyciela. I z racji tego, że miał to być wyjazd szkolny, to zorganizujemy kolejny. Może tym razem na Ligę Mistrzów?
Ja. Ciesz. Pierdziele. Adrian o mało nie spadł z siedzenia, na szczęście Ada zdążyła go złapać. Ona sama nie była mniej zdziwiona, więc gdy go złapała, to spadli oboje. A ja ze wzruszeniem w oczach, z racji tego, że siedziałam najbliżej Pawła, przytuliłam go mocno i ucałowałam w obydwa policzki. Nie powiem, że nie był zdziwiony moją reakcją. Ale co innego można zrobić, jeżeli ktoś oferuje ci gwiazdkę z nieba?
- Paweł zostałeś zaszczycony, Idę bardzo rzadko stać na taką spontaniczność. Zostałeś wpisany na karty historii.
- Powiedziała nasza małpka, która w akcie spontaniczności spadła z siedzenia.  – taka już natura Ady, że nie mogła powstrzymać się od kąśliwego komentarza w stosunku do Adriana.
- A tak na poważnie, to naprawdę jesteśmy ci wdzięczni. To wiele dla nas znaczy. I myślę, że te dwa dni zapamiętamy do końca życia.
- Fajnie jest spełnić czyjeś marzenia. 
***


Boże, wreszcie mogę odetchnąć, bo znam wyniki matur. Choć może nie do końca, bo jeszcze czeka nas rekrutacja... Ale cóż, przeżyjemy! Prezentuję Wam odcineczek piąty, który dedykuję komentującej Pani zakochanej w Adrianie na zabój xD Pozdrawiam gorąco! 

8 komentarzy:

  1. Tak, nie zeby ktos o mnie zapomniał :) Dzieki za tą piateczkę dzisiaj, gdy obmyslam plan zdobycia świata. Kocham ;**

    Wiesz,że ja też mimo wszystko kocham Adiego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ta "Pani zakochana w Adrianie na zabój" to niejaka Masha?
    Ha ha ha, na wszelkie wypadek powiem DZIĘKUJĘ! <3

    Cóż, spotkać Zatora w pociągu... marzenie.
    Choć powiem w tajemnicy, że ja raz spotkałam (naprawdę, proszę mi wierzyć) Atanasijević'a i Cupković'a na zakupach w Manufakturze. Myślałam że padnę. Autograf złożony na serwetce (bo nie byłam przygotowana na coś takiego) tak mnie uradował, że chociaż serwetka jest podarta i brudna, nadal widnieje na honorowym miejscu, ha ha ha ;D
    Jestem ciekawa jednak czy uda się zdobycie autografu Winiarskiego.
    No i Małpka... Słodziak, który z rozdziału na rozdział podoba mi się coraz, coraz bardziej, mmm ;*
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleks i Konstantin!!! Powiem, że z tym drugim wiążą sie bardzo miłe wspomnienia :))

      Otwieramy akcję: ZAKOCHAJ SIĘ W ADRIANIE I TY xD

      Usuń
    2. Tak, to był dla mnie niezły szok. Konkretnie, kupowali cheeseburgery w McDonaldzie. Dwa taki dwumetrowe dryblasy w okularach przeciwsłonecznych. Tych loków nie da się ominąć, a jak jeszcze pod nimi skacze banda rozwrzeszczonych wariatek, to nie ma się wątpliwości ;>
      Naprawdę coś wspaniałego. Akurat mam blisko do Łodzi, więc jadę na Ligę Mistrzów do Atlas Areny (o zgrozo, ja tam występowałam!) i przypomnę im (może pamiętają), że ja to ta z Manufaktury, której serwetkę podpisywali i stała jak wryta, bawiąc się okularami Konstantina ;>

      Ooo, to mi się podoba, jak najbardziej. ADRIANIE, BĘDZIESZ MÓJ! xD <3

      Usuń
  3. @Wiśnia: Ha ha ha, dziękuję za info, zazdrość nie jest taka zła! ;>
    To spotkanie było bardzo edukacyjne, żałuję że nie mam żadnego zdjęcia, ani nic, ale wspomnienia pozostaną. Jak bawiłam się awiatorami Konstantina xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah, cudo! Planuję jechać na Wagnera, bo moja Ardżentina tam gra, a konkretnie takich dwóch i od razu mówię, że nie Conte.
    Może dwa lata mojej nauki hiszpańskiego się przyda.

    Z Bazylią, jak to mój brat mówi? Jeju, rzeczywiście nie da się do końca życia zapomnieć!
    A Sidao był? Bo jak tak, to normalnie Adrian pójdzie na pięć sekund w odstawkę, ha ha ha ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dodałam czwóreczkę na zrozumialam-po-co-zyje.blogspot.com
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeżyjemu? Wierzę Ci na słowo, bo ja mam już dość po czytaniu tych wszystkich opisów procedur rekrutacyjnych;D
    Zatorski jeździ pociągami? Też bym się nie spodziewała, ale coś mi się wdaje, że dzięki temu zapalam większą miłością do tego środka transportu;)
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń