Wiedziałam, że to wszystko idzie za dobrze. Po prostu czułam,
że coś się musi stać. Noc minęła całkiem spokojnie, nawet udało mi się usnąć i
zapomnieć na chwilę o tym podekscytowaniu. Wstałam rano wypoczęta, zjadłam
śniadanie i dopakowałam potrzebne rzeczy, których nie spakowałam wcześniej. Aż
tu nagle dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam, kogo niesie wcześnie rano. Tata mnie
ubiegł i otworzył drzwi. Ku mojemu zdziwieniu ukazał mi się wujek Zbyszek z
jajkami. Z mnóstwem jajek. „Żeby tylko nie chciał mnie podwieźć! Błagam”
- O, Zbysiu jesteś już. Iduniu ty już jedziesz do Kamili?
- Tak, mamo. Umówiłam się z Adrianem w mieście, jedziemy
razem.
- Aha. To może wujek was podrzuci, przecież to po drodze.
Pozostała mi tylko nadzieja na to, że nie zauważyli w oczach
mojego przerażenia. Boże, dlaczego dzisiaj go tu przysłałeś! Nie mogłeś go
przysłać w jakiś inny dzień?! Zaczęłam lekko panikować. Bo co ja powiem
wujkowi? Przecież obiecałam, że nikomu nie powiem o naszej eskapadzie.
Oczywiście wujek nie chciał słuchać żadnej odmowy i musiałam
wsiąść z nim do tego piekielnego samochodu.
- Gdzie mieliście się spotkać z Adrianem?
- Ale wujku, my naprawdę pojedziemy busem, to nie jest
daleko…
- Nie ma mowy. To gdzie mam jechać?
- Na postój taksówek… Ale wujku my naprawdę pojedziemy sami!
- Przestań marudzić, jedziemy po Adriana!
- Ale wujku nie możemy z tobą jechać, bo nie jedziemy do
Kamili!
Aż się uniosłam. Nie wiedziałam, że można wyprodukować tak
upartych ludzi jak wujek Zbyszek. Jak krzyknęłam, on z wrażenia się zatrzymał.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, opartą na siedzeniu i wpatrującą się w
niego błagalnymi oczami.
- To gdzie jedziecie? I dlaczego nie powiedzieliście
rodzicom? Bo wnioskuję, że jego rodzice też nic nie wiedzą.
- To zależy, czy powiesz rodzicom.
Popatrzyłam na niego jeszcze bardziej błagalnym wzrokiem,
mając nadzieję, że stanie jak zawsze po mojej stronie. Bo muszę napisać, że
wujek Zbyszek zawsze mnie popierał! Mnie i moje plany!
- Nie powiem im. Mów, gdzie was niesie.
- Ale obiecujesz, że nie piśniesz ani słówka?
- Przyrzekam! Mów.
- Jedziemy do Bełchatowa. Sami. Ja, Adrian i Ada. O
dwunastej mamy pociąg z Krakowa do Łodzi. Mamy nawet bilety zarezerwowane,
pierwszą klasę. I hotel w Bełchatowie. I błagam cię nic nie mów rodzicom, bo
będzie po mnie!
- To trzeba było tak od razu mówić. Zawiozę was do tego
Krakowa. Tylko mi autograf Winiarskiego masz przywieź!
- Tak jest szefie! Poważnie nas zawieziesz? Co powiesz
cioci?
- Że mnie z pracy wezwali.
- Normalnie cię kocham!
- Dobra, dobra. Uprzedź Adę. Ją też zabierzemy.
Gdy podjechaliśmy na postój, od razu wypatrzyłam Adriana.
Stał w umówionym miejscu i się rozglądał. Nie dzwoniłam do niego, stwierdziłam,
że nie ma takiej potrzeby. Gdy zobaczył mnie w samochodzie wujka, aż zbladł na
twarzy i o mało nie upuścił plecaka. Dałam mu znak, żeby podszedł do samochodu
i wsiadł do środka.
- Nie miałam wyjścia, musiałam powiedzieć wujkowi. Zawiezie
nas do Krakowa.
- A co z rodzicami?
- Nie martw się, nikomu nic nie powiem. Ida zna warunki.
- Jakie warunki?
- Mam mu przywieźć autograf Winiarskiego i jesteśmy kwita.
Adrian odetchnął z ulgą i rozparł się na tylnym siedzeniu.
Naprawdę się wystraszył, chyba pierwszy raz się czegoś tak bał. A ja, nawiasem
mówiąc, miałam z niego niezłą uciechę…
Po drodze zgarnęliśmy Adę. Ona bynajmniej nie była
wystraszona, rozpierała ją pozytywna energia. Zapakowała plecak do bagażnika i
mogliśmy spokojnie ruszać w kierunku Krakowa. Wujek dopytywał się o szczegóły
naszej podróży, o hotel, w którym się zatrzymamy. Adrian odpowiedział na
wszystkie jego pytania, po czym wujek odparł, że możemy bez żadnego wahania
pojechać z nim na koniec świata. Obie z Adą wybuchłyśmy śmiechem, bo doskonale
wiedziałyśmy jaki jest Adrian. I na pewno na koniec świata byśmy z nim nie
pojechały. Pan Małpka popatrzyła to na jedną, to na drugą. Wyglądał jak zawsze,
czyli jakby szukał ciętej riposty. Jednak my dwie wiedziałyśmy, że takowa z
jego ust nie padnie.
- Tak, śmiejcie się, śmiejcie. Ale ja wam zaraz coś pokażę!
- Co takiego?
- Aaaa, ciekawość zżera, co? A folder hotelu, w którym się
zatrzymamy.
Pogrzebał chwilę w plecaku i wyciągnął z niego jakąś pomiętą
ulotkę i podał ją Adzie. W samochodzie zapadła cisza, wszyscy byli ciekawi tego
‘rewelacyjnego’ hotelu. A Ada trzymała tą ulotkę i uparcie się w nią
wpatrywała.
- Ada, no daj tą kartkę w końcu!
Wyrwałam jej ten folder z ręki i sama zaczęłam czytać.
- Ja ciesz pierdziele! Adrian, czyś ty zwariował?!
***
- I co? Zaskoczyłem?
- W życiu nie pomyślałabym, że zarezerwujesz nam pokoje w
czterogwiazdkowym hotelu! Ty chcesz nas z torbami puścić, jak Boga kocham!
Brakowało mi słów, żeby określić to, co zrobił i kompletnie
nie wiedziałam, czy mam się z tego cieszyć czy martwić. Jednego byłam pewna,
mój budżet przez ten weekend zostanie dość mocno nadszarpnięty. I chyba
zaczynałam się bać, bo mógł wymyślić coś jeszcze. Nigdy nie wiadomo, co on
sobie w tej swojej główce myśli.
- Ida, wrzuć na luz. Przecież mówiłem ci, że to będzie
rozsądna cena.
- Wiesz, co? Może lepiej mi nic nie mów. Nie chcę sobie psuć
tego cudownego dnia.
Ada przysłuchiwała się naszej rozmowie, widocznie tak jak
ja, nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła tylko swoimi oczkami to na mnie, to
na Adriana. Nawet czasem wznosiła głowę w niebiosa. Wszystko bez słowa.
Rzuciłam w nią chusteczkami.
- Powiedz coś, no. Przynajmniej będę mieć kogoś po swojej
stronie. Babska solidarność?
Przepraszająco spojrzała na Adriana, po czym poparła moją
opinię. Alleluja! Nasz przyjaciel, jak zawsze w takich momentach, zamilknął i
zaczął coś knuć. Ale wiedział, że i tak nie ma nic do gadania, cokolwiek by nie
wymyślił. W końcu byłyśmy dwie, a on tylko jeden!
W akcie obrazy majestatu, nie odzywał się przez resztę
drogi. Patrzył sobie przez okno, podziwiając korki na Zakopiance. Ja bynajmniej
nie widziałam w tym nic pięknego, ale jak to mówią – na bezrybiu i rak ryba. On
sobie patrzył, ja rozmawiałam z Adą.
- Zrobimy jakiś mały transparencik, dotyczący naszego pana
nauczyciela? Wyrażający satysfakcję, że mimo to, że mieliśmy nie jechać, to i
tak będziemy na meczu?
- Czy ja wiem? Ostatecznie przecież go lubimy….
- Ida, pomyśl sobie, jak by nas potem traktował! Z
szacunkiem! I już nie odwołałby żadnego wyjazdu, bo bał by się, że narobimy mu
wstydu.
- Aby zadziałało, to musi to zobaczyć w telewizji, więc
musiałybyśmy jakoś dać mu znać, żeby oglądał. A do tego robić niestworzone
rzeczy na trybunach, żeby kamera nas ujęła…. Ale to będzie akurat fajne.
- Czyli musimy się rozejrzeć za czymś, co by nam się
przydało. Ale w Krakowie chyba nie zdążymy. Z resztą, mogłybyśmy się zgubić i
spóźnić na pociąg. Najlepszym rozwiązaniem będzie Bełchatów.
- Tylko mi się w tym Bełchatowie nie zgubcie!
- Nie martw się wujku, przecież mamy prywatne gps w postaci
Adriana – mrugnęłam do Ady, chciałam, żeby podłapała wątek. Na szczęście
znałyśmy się na tyle, że zrozumiała o co mi chodziło.
- Z tym jego urokiem osobistym, to każda kobieta wskaże mu
drogę!
Musiałam się mocno hamować, żeby nie wybuchnąć śmiechem i
wszystkiego nie zepsuć. I poskutkowało. Adrian uśmiechnął się pod nosem i w
końcu odwrócił wzrok od szyby. Z założonymi rękami i zadowolonym wyrazem twarzy
rozparł się na tylnym siedzeniu.
- Widzi pan, jak sobie je wytresowałem? Wystarczy tylko nie
zwracać na nie uwagi i proszę!
Po tych słowach został zdzielony w głowę przez Adę, a ja
rzuciłam w niego butelką z Tymbarkiem. Już nie pokusił się o podobne słowa, w
rzeczywistości bał się z nami zadzierać. I takiego go lubiłyśmy. Potulnego,
spokojnego, baranka – Adrianka. A jak zdarzyły mu się jakieś wygłupy, to
wystarczyło jedno spojrzenie i wszystko wracało do normy.
***
Witam w kolejną sobotę, prezentując Wam kolejną część :) Jestem meeeeeeeeeeega szczęśliwa i dumna z naszych siatkarzy za niedzielny bój z Brazylią, która już nie jest tak wielka jak była wcześniej. Teraz to my jesteśmy wielcy i to my "tworzymy grupę śmierci" ^^ Pozdrawiam, Wiśnia.
Hah, ja chcę takiego wujka!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą jestem ciekawa, czy uda się zdobyć autograf Winiarskiego. No i Adrian... kurde, totalnie w moim typie! <3
Świetnie, świetnie. Czekam na piąteczkę :)
Buziaki ;**
I właśnie takich wujków nam trzeba! Wprawdzie było trochę strachu, ale ostatecznie wszystko skończyło się całkiem nieźle, bo przecież zdobycie autografu Winiarskiego nie jest zadaniem niemożliwym, zwłaszcza jak się jedzie na mecz;D
OdpowiedzUsuńTeraz to już chyba żadne przeszkody nie staną im na drodze, bbo co złego może się stać, kiedy mieszka się w czterogwiazdkowym hotelu?:D
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[mwiniarski]
@Masha : w Adrianie można się zakochać :) Zgadzam się!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział...szybciej następny prosze!
@Anna9: No właśnie ja szaleję na jego punkcie xD
UsuńPo tym rozdziale normalnie będę piszczała na jego "widok". Siatkarze idą w odstawkę, ha ha ha ;D
@Masha: On się rozkręci jeszcze bardziej :) poproś autorkę o numer telefonu w następnym rozdziale ha ha ha :) czekam na następne części to pogadamy pod nimi xD
OdpowiedzUsuńKochana Wisienko, mam zaszczyt zaprosić cię na trójeczkę na zrozumialam-po-co-zyje.blogspot.com
OdpowiedzUsuńI dziękuję za dodanie do linków ;**
@Anna9: Z tym numerem do dobry pomysł nie powiem. Zaraz dzwonię. Właściwie, zawsze mogę popędzić do Bełka i znaleźć ten czterogwiazdkowy hotel, ha ha ha! <3
@Masha: jadę z Toba :)bierzemy Wisienkę! twoje opowiadanie świetne :) dodaje do ulubionych. Też piszę, ale jakoś nie mam odwagi i natchnienia publikować.
Usuń