piątek, 13 lipca 2012

Siedem, czyli kolejne wypadki i śniadanie z sąsiadem.


Pan Bartman patrzył na nas lekko zdezorientowany w czasie i przestrzeni. Z racji tego, że Ada leżała na swoim łóżku i dalej się śmiała, na co wskazywały dziwne ruchy jej ciała, musiałam udzielić panu siatkarzowi odpowiedzi.
- Ale tak od początku?
- No przydałby się jakiś kontekst.
- Kontekst jest taki, że przyjechaliśmy na jutrzejszy mecz Skry Bełchatów i panów – ja, Ada i Adrian, który śpi na podłodze. Przechodząc do sedna sprawy. Jak panowie przyszli do pokoju naprzeciwko naszego, Adrian was usłyszał i widział przez wizjer. My w tym czasie czyściłyśmy ręce z czarnego flamastra, którym nas porysował. Gdy wyszłam z łazienki, zachowywał się dziwnie, więc stwierdziłam, że będzie lepiej dla nas i dla was, gdy go tam zamknę. Potem oglądałyśmy film z Adą i jak film się skończył, stwierdziłyśmy, że go wypuścimy. Więc wstałam, otwarłam drzwi i się potknęłam o jego głowę i wylądowałam na podłodze. A on nadal spał. To tak w skrócie.
- A dlaczego on ma czerwony nos? Przypomina Rudolfa!
Zabłysnął błyskotliwością pan Bartman. Pan Kubiak przypatrywał się z dziwnym wyrazem twarzy Adrianowi, jakby był przybyszem z kosmosu.
- Taki odwet za porysowane ręce. Miał go zmyć, ale widocznie usnął. Przepraszam, że was obudziłam, nie miałam tego w planach. Tak samo jak upadku na podłogę.
- Ważne, że nic ci się nie stało. No i jemu też. Chyba możemy iść spać, nie?
- Oczywiście, musicie się wyspać przed meczem. Jeszcze raz przepraszamy za zamieszanie.
Odprowadziłam sąsiadów do drzwi. Próbowałam jakoś ukryć wielkie zażenowanie. Zaczekałam aż wejdą do pokoju i zamykałam drzwi, kiedy Kubiak na chwilę zawrócił. Po raz pierwszy zobaczyłam, że się uśmiecha. Do tej pory zachował kamienną twarz.
- Jak masz na imię?
- Ida.
- Dobranoc, Ida. Do zobaczenia jutro na meczu.
- Do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się jeszcze raz do Kubiaka i schowałam się w pokoju. Na szczęście Ada przestała się już śmiać. Patrzyła się na mnie, cała czerwona od śmiechu.
- Fatalnie to wypadło, nie? Ja cały czas się śmiałam, a ty na tej podłodze… Ale wybacz, po prostu nie mogłam. Jak cię zobaczyłam, jak leżysz na tej podłodze, a ta małpa śpi, to nie mogłam się powstrzymać. Z resztą nadal chce mi się śmiać!
- Nie, proszę cię, przestań już.  – rzuciłam się na łóżko i nakryłam głowę poduszką. – Boże, jaka kompromitacja! Przecież oni nas jutro wyśmieją!
- Pomyśl o tym, jak wyśmieją Adriana.
Uchyliłam poduszkę i spojrzałam na Adę.
- Dobra, ulżyło mi.
Z powrotem opuściłam poduszkę. Nie chciało mi się już wstawać, to całe zamieszanie mnie zmęczyło i chciało mi się spać. Uchyliłam poduszkę jeszcze raz i popatrzyłam na Adę błagalnie.
- Dobra, dobra. Obudzę go. Śpij.
- Dziękuje – mruknęłam spod poduszki i przykryłam się kołdrą. Jakąś minutę później usłyszałam głośne, męskie protesty, spowodowane wylaniem szklanki wody na głowę osobnika płci męskiej.
***
Spałam jak zabita. Nic mi się nie śniło, co bardzo mnie ucieszyło, bo z pewnością nie byłyby to zwykłe sny. Zawsze, gdy tylko coś mi się śniło, były to jakieś ekstremalne sytuacje, które potrafiły rozbawić wszystkich dookoła. Ada też czasem miewała takie sny, ale nie w takim stopniu zwariowania jak ja. A Adrian spał wszędzie i o każdej porze i rzadko kiedy coś mu się przyśniło.
Wstałam jako pierwsza, świeża i wypoczęta. Poszłam się umyć do łazienki i przebrać w czyste ciuchy. Gdy wyszłam, Ada przeciągała się na łóżku. Musiałam ją obudzić, jak wstawałam.
- Która godzina?
No właśnie. Dobre pytanie. Nawet nie spojrzałam na zegarek. Rzuciłam na podłogę piżamę i zaczęłam nurkować pod kołdrą w poszukiwaniu telefonu. Było dziesięć minut po dziesiątej. Ale oni tego nie wiedzieli, więc postanowiłam na tym skorzystać.
- Matko! Już wpół do pierwszej! Przecież mamy być za półgodziny pod halą!
W momencie pościel zaczęła fruwać w pokoju i Ada wręcz wbiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Adrian tego nie zauważył i przywalił głową w drzwi. Boże, jak musiałam walczyć ze sobą, żeby nie zacząć się śmiać! Usiadłam na podłodze i zaczęłam się kolebać na boki.
Adrian jakby się rozbudził i zaczął mi się przyglądać. Po chwili zaczął walić w drzwi do łazienki.
- Ada, nie spiesz się. Ona żartowała.
Po czym włócząc za sobą nogami, wrócił do łóżka. Minutę później z łazienki wyszła Ada z założonymi rękami i bluzką ubraną tył na przód. Bez słowa wpatrywałam się w nią ze łzami w oczach. Miała bojowy wyraz twarzy.
- Błagam, błagam, tylko nie to!
Jednak moje błagania zdały się na nic. Ada rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać. Mój pisk był tak głośny, że bałam  się, że za chwilę mogą wkroczyć tu nasi sąsiedzi w postaci zawodników Jastrzębskiego Węgla.
- Ada, bo znowu tu przyjdą i znowu się skompromitujemy!
To ją przekonało. Zostawiła mnie w końcu w spokoju. Tylko, że ja nie do końca miałam spokój. Jak tylko wstała z podłogi, rozległo się pukanie do drzwi. Ada otworzyła. A z racji tego, że leżałam na podłodze zaraz przy drzwiach…
- Michał, uważaj!
… zostałam przygnieciona przez Michała Kubiaka. Na nic zdały się ostrzeżenia Ady, Michał wyłożył się jak długi. I to na mnie.
- Boże, ratunku! Bo zaraz przestanę oddychać!
Michał zadziwiająco szybko się podniósł i poprawił okulary. Po czym pomógł mi wstać. Obrócił mnie raz i drugi, oglądając z każdej strony stwierdził, że nic mi nie jest. Kubiak odetchnął z ulgą. Ja też. On wcale tak mało nie waży.
Temu wszystkiemu towarzyszył śmiech Ady, do której dołączył Zbyszek, i dziwnie spojrzenie Adriana z nad kołdry. Jednak ten ostatnio mało się nami zainteresował, bo odwrócił się do nas plecami i cały nakrył kołdrą.
- Wygląda na to, że was wyjazd jest bardzo urozmaicony w wszelkiego rodzaju… przygody.
Michałowi było trochę głupio, z powodu tego wejścia smoka. Z resztą mi też. Kolejna kompromitacja. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
- Oj, tak, można by film nakręcić. To wszystko moja wina, nie zdążyłam usunąć się z linii strzału.
- Ale w końcu to ja strzelałem.
Zaczęliśmy się śmiać, jak na dziesiątą rano to mieliśmy niezłe metafory.
- Może zjecie z nami śniadanie? O to przyszliśmy zapytać.  
- My bardzo chętnie. Adrian już nie tak chętnie. Najwyżej potem zje. Tylko dajcie mi minutę, muszę się przebrać.
Ada wparowała szybko do łazienki a ja zabrałam rzeczy i wyszłam z chłopakami na korytarz. Oparłam się o ścianę i westchnęłam.
- Jakie to wszystko jest zwariowane. Najpierw wystraszony Zatorski w pociągu, potem te upadki. A to miał być zwyczajny wyjazd na mecz.
- Sądząc po koszulce Ady, to kibicujecie Skrze?
- Tak, ale wam w drugiej kolejności. Nawet byliśmy na waszym meczu w grudniu, przed świętami. I daliście nam autografy. Ale tam było mnóstwo ludzi, więc pewnie nie pamiętacie.
Widać było zastanowienie na ich twarzach, aż nagle Michał na coś wpadł.
- To wy jesteście z tego liceum! Nawet transparent mieliście!
- Tak, to najwidoczniej my. Fajnie, że coś wam utkwiło w pamięci.
***
Gdy Ada do nas dołączyła, zeszliśmy do restauracji. Jak na dość późną godzinę, dużo stolików było pozajmowanych. Miałam wrażenie, że nagle oczy tych wszystkich ludzi, zwróciły się na nas. Niewątpliwie siatkarze Jastrzębskiego Węgla byli niebywałą atrakcją, zwłaszcza, że pojawili się publicznie z nikomu nieznanymi dziewczynami.
Czułam się dziwnie, bałam się jakiegokolwiek ruchu, żeby nie zrobić jakiejś gafy. Byłam strasznie spięta i najchętniej uciekłabym stąd jak najszybciej. Ada natomiast czuła się świetnie, rozmawiała z chłopakami o dzisiejszym meczu. Ręce zaczęły mi się trząść, gdy zauważyłam, że ludzie siedzący przy stoliku obok, uparcie się we mnie wpatrują.
Wstałam powoli od stolika, przynajmniej starałam się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Nie byłam pewna, co do wyniku. Michał i Zbyszek byli zaskoczeni, że tak szybko chcę ich upuścić. Co miałam im powiedzieć? Że wszyscy mnie obserwują i nie czuję się z tym komfortowo? Przecież by nie zrozumieli, bo są do tego przyzwyczajeni. Zwyczajnie się uśmiechnęłam i powiedziałam Adzie, żeby zamówiła mi śniadanie do pokoju. Przyspieszonym krokiem opuściłam pomieszczenie i będąc już za drzwiami odetchnęłam z ulgą. Nienawidzę być w centrum uwagi.
Gdy emocje opadły, powoli wdrapałam się po schodach na drugie piętro. Szłam powoli korytarzem, kiedy zostałam złapana za rękę. Serce podskoczyło mi do gardła i o mało nie wrzasnęłam. Osobą, która o mało nie przysporzyła mnie o atak serca był sam Michał Kubiak.
- Stało się coś? Tak szybko wyszłaś…
- Powiedzmy, że nie czułam się najlepiej.
- Mogę być dociekliwy i zapytać, dlaczego?
I co? Miałam mu powiedzieć, że nie może i teatralnie odejść? No dobra, mogłam tak zrobić, ale jakoś nie w tym wypadku. Ten gość miał dość dobry dar przekonywania, coś, co sprawiało, że możesz mu powiedzieć o wszystkim.
- Nie lubię być w centrum uwagi. A tam… oni wszyscy się na nas gapili. Nic bym nie przełknęła czując, że jestem przez kogoś obserwowana.
- Też nie bardzo to lubię, ale jakoś muszę z tym żyć. Ciesz się, że nie musisz się z tym użerać. 
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu za dodanie otuchy i skierowałam  kroki do naszego pokoju. W końcu trzeba było dobudzić Adriana, inaczej istnieje taka możliwość, że się spóźnimy.
- I nie musisz jeść sama. Powiedziałem Zbyszkowi, żeby przysłali mi porcję na górę.
I tu mnie zaskoczył swoim poświęceniem. Jestem dla niego zupełnie obcą osobą, nie zna mnie i mimo to chce zjeść ze mną śniadanie. Myślałam, że padnę! Musiałam mieć dziwny wyraz twarzy, bo pan Kubiak, patrząc na mnie, zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Z twojej miny.
- Bo to wszystko jest naprawdę dziwne.
- Co w tym takiego dziwnego, że chcę zjeść z tobą śniadanie? Przecież to chyba zupełnie normalne, że ludzie rano jedzą śniadanie.
- Taa, bardzo śmieszne. Chodziło mi o to, że do dzisiejszego dnia, ludzie tacy jak tyli byli dla mnie zupełnie nieosiągalni. Ba, nie pomyślałam nawet, że będę przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu, tym bardziej, że będą przeze mnie przepadać.
Kubiak wręcz zanosił się śmiechem, nawet łzy popłynęły mu po twarzy. A ja tak sobie stałam przed nim i patrzyłam na to, co się z nim dzieje. I w takiej sytuacji zastali nas kelnerzy z restauracji. Widziałam, że próbują zachować powagę, ale tak śmiejący się Kubiak, zarażał wszystkich. Poprosiłam, żeby zostawili te tacki z jedzeniem w moim pokoju i dałam im kartę. Musiałam coś wymyślić. Coś co mogłoby uspokoić przyjmującego Jastrzębskiego Węgla. Tylko na razie nie miałam żadnego pomysłu.
Usiadłam obok niego na podłodze (bo w międzyczasie zdążył osunąć się po ścianie, nie mogąc utrzymać pionu). I czekałam, nie zwracając uwagi na to, że on nadal się śmieje. Kelnerzy wyszli z pokoju i oddali mi kartę. Mijając nas mieli dziwne uśmieszki na twarzy, widocznie ich też to śmieszyło. Zaczynałam się trochę denerwować Chcąc ocalić resztki cierpliwości, postanowiłam wdrożyć drastyczne środki. Wstałam i bez słowa poszłam do pokoju, zamykając drzwi.
Adrian nadal spał, a ja usiadłam sobie przy stole i zaczęłam konsumować śniadanie. Muszę przyznać, że kuchnię mieli tu całkiem niezłą.
Drastyczne środki zawsze skutkują. Nie minęło kilka minut, rozległo się pukanie do drzwi. Ale to nie było zwykłe pukanie. To pukanie należało do tego rodzaju pukań, które wyrażały skruchę. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak ten uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy, bo poszłam otworzyć drzwi. Ujrzałam Michała, z niewyraźną minką; przestał się śmiać.
- Wpuścisz mnie? Jestem głodny…
Chyba zrozumiał swój błąd, a ja nie miałam sumienia trzymać głodnego człowieka za drzwiami. Zwłaszcza, że u mnie znajdowało się jego śniadanie. Otwarłam szerzej drzwi i wpuściłam gościa do środka.
- Nie zwracaj uwagi na bałagan, proszę cię. Śniadanie masz na stole.
Patrząc pod nogi, Michał Kubiak dotarł do stołu cały i zdrowy. Usiadł sobie wygodnie i zaczął konsumować śniadanko.
- Skoro to – zakreślił przestrzeń ręką – nazywasz bałaganem to ciekawe jak określiłabyś nasze pokoje podczas zgrupowania. Uwierz, wyglądają znacznie, znacznie gorzej niż wasz.
Jedliśmy sobie w spokoju, w ciszy, którą przerywały tylko reklamy produktów Mango w telewizji. Normalnie sielanka, przerywana głosem Zygmunta Chajzera. Jak w bajce. Do czasu.
Znałam Adriana dość dobrze, żeby stwierdzić, że kanał Mango 24 jest jego znienawidzonym programem. I mogłam przewidzieć, że na dłuższą metę nie wytrzyma i kiedyś wstanie. Ale nie mogłam przewidzieć tego, że zacznie rzucać na oślep czym popadnie. Małpka słuch ma dobry, więc zapewne stwierdził, że jem coś przy stole. Pomysł sam w sobie był dobry, ale cóż, pech – nie jadłam sama.
I takim oto sposobem, Michał Kubiak, bardzo miły siatkarz, został zdzielony zegarkiem w głowę. Na początku nie mogłam dość do tego, co się stało. Widziałam tylko tyle, że nasz gość zerwał się z krzesła, łapiąc się za głowę. Żeby tego było mało, to potknął się o własne nogi i po raz drugi tego dnia wylądował na podłodze. Tylko tym razem nie miał miękkiego lądowania.
Nie śmiałam nawet przypuszczać, że Adrian użyje jako broni swojej najcenniejszej rzeczy – własnego zegarka. Miał go już bardzo długo, bardzo często się nim bawił, ale nigdy nim nie rzucał! Gdy zobaczyłam go pod stołem, zrozumiałam co się stało.
- Adrian, debilu, trafiłeś w Michała!
W tym momencie stał się cud! Tak, byłam świadkiem prawdziwego cudu! Otóż Adrian wyrwał się z łóżka i tak szybko jak mógł podbiegł do Michała i zaczął go przepraszać. Cudem nie było to, że go przepraszam. Mianem cudu określiłam to, że wstał z łóżka! Z nieprzymuszonej woli.
Nasz poszkodowany, dokończył swoje śniadanie, przykładając sobie do bolącego miejsca zimny ręcznik. Adrian bacznie go obserwował, aż tamten o mało się nie zakrztusił. Zaciągnęłam przyjaciela do łazienki i znowu go w niej zamknęłam. Nie chciałam, żeby Kubiak się udławił.
- Właśnie to miałam na myśli, kiedy rozmawialiśmy na korytarzu.
- Wy tak codziennie macie?
- Nie, nie mieszkamy razem. Z resztą to byłoby szkodliwe dla otoczenia i nas samych.
- Tak, zdecydowanie.
Zrobiło mi się go żal, naprawdę. Siedział taki skulony na tym krześle i gmerał widelcem w talerzu. Postanowiłam ulżyć mu w cierpieniu i przytrzymać ten ręcznik. Byłam mu to winna.
- O niebo lepiej.
- Nie podlizuj się. Przed chwilą się ze mnie śmiałeś.
- Obiecuję, że już nie będę! Ale nawiasem mówiąc, to będzie bardzo trudne zadanie. Niczym pokonanie Brazylii. 



Tak, mamy złoto!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Płakałam jak bóbr już w połowie trzeciego seta meczu z Amerykanami, bo byłam tak skołowana, że nie wiedziałam co się dzieje. Teraz, panowie i panie, podbijamy Londyn i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Przedstawiam wam kolejny rozdział, ciesząc się niezmiernie razem z moim przyjaciółmi - dostaliśmy się na studia! 
Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Masz, jak to się mówi, lekkie pióro. I nie jest to wcale obelga, a zaleta, bo twoje opowiadanie czyta się tak przyjemnie, bez żadnego wysiłku, że w godzinę pochłonęłam wszystkie rozdziały.
    Gratuluję dostania się na studia :)
    Ta historia to miła odskocznia, bo ostatnio czytuję jedynie dramaty i książki fantasy. Zazdroszczę głównym bohaterom takich przygód, sama chciałabym je przeżyć. Ale kto wie? Może wszystko jeszcze przede mną. Wystarczy wylądować z siatkarzami w jednym hotelu :D Na razie jednak muszą mi wystarczyć przypały na trybunach.
    Informuj mnie dalej o nowościach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam zaległości, a w między czasie płakałam ze śmiechu. Małpka moim ulubieńcem. Ale to był postrzał ! Hahaha :D Michał to ma szczęście, ale co on tak w okół nasze Idzi się kręci, co ? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Anna9 na posterunku! Studentka numer dwa, czyta i podziwia studentkę numer 1 ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni zdecydowanie nie powinni tyle czasu przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu, bo to się kiedyś skończy ofiarami w ludziach:D
    Ale jedno jest pewne- będzie co wspominać po tym wyjeździe;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń