Chcąc
czy nie chcąc Adrian i tak musiał wstać, bo inaczej razem z Adą nie dałybyśmy
mu żyć. Nie mogłyśmy pozwolić na to, żeby wygoda hotelowego łóżka pozwoliła się
nam spóźnić na najważniejsze do tej pory spotkanie naszego życia.
Zgodnie
z planem, pierwsze zorientowaliśmy się, gdzie jest hala. Nie chcieliśmy wydawać
niepotrzebnych pieniędzy na taksówki czy inny rodzaj komunikacji. Postawiliśmy
na własne nogi, bo hala Energia była całkiem niedaleko od hotelu.
I takim
sposobem, krok za krokiem, dotarliśmy przed obiekt bełchatowskiej dumy.
Pozostało tylko przejść przez przejście dla pieszych i byliśmy na miejscu.
Zauważyliśmy niedużego gościa z torbą na plecach. Niby nic szczególnego w tej
torbie nie było, oczywiście oprócz herbu bełchatowskiego klubu. Po niezbyt
wysokim wzroście poznaliśmy Pawła. Chcąc jak najszybciej się do niego
przedostać, przyspieszyliśmy kroku. A że bełchatowskie drogi o tej porze roku,
to śliskie drogi… No cóż, Ada nie nadążyła i wyłożyła się na chodniku. Ja wiem,
że nie powinnam iść w ślady Adriana i po prostu parsknąć śmiechem, więc zamiast
tego odetchnęłam z ulgą. Ada podniosła się jak gdyby nigdy nic i poprawiając
kurtkę ruszyła przed siebie. Dołączyłam do niej i chwyciłam ją pod ramię, tak
profilaktycznie. Nie wiadomo, czy nasz limit pecha na te dni został wyczerpany,
czy nadal czekały na nas niespodzianki. Jednak nie byłabym sobą, gdybym czegoś
nie dodała.
- Nie
obraź się, ale ulżyło mi, że tym razem to nie ja. Wiesz, trzy razy jednego
dnia…
-
Skończ, dobra? Dzień dobry Pawle.
Przywitała
libero Skry z wielkim uśmiechem na ustach, całkowicie puszczając w niepamięć
to, co zdarzyło się przed chwilą.
- Witam
naszych drogich kibiców i zapraszam na włości.
Podekscytowani
poszliśmy za Pawłem. Doprowadził nas najkrótszą drogą na nasze miejsca i
powiedział, że za chwilę wróci, bo musi iść do szatni. Byliśmy na trybunach
zupełnie sami, chyba nigdy nie widzieliśmy pustej Energii. Zawsze przepełniona
kibicami w żółto – czarnych barwach zachwycała nas przed telewizorem. Jednak
teraz miała w sobie coś wyjątkowego, wręcz świętego. Niczym niezmącony spokój.
Nie
zdążyliśmy nawet wydusić słowa, Paweł wrócił już w dresie, ale co najważniejsze
nie wrócił sam. Przyprowadził ze sobą równie młodego kolegę, Aleksandra
Atanasjevica. Dzisiaj był poza składem z powodu jakiejś drobnej kontuzji.
Trener zdecydował, że lepiej dla niego będzie dzisiaj nie grać. Nie ukrywam,
dla nas też było to lepsze rozwiązanie. Ten młody, piękny pan miał nam
towarzyszyć podczas meczu. Oznaczało to, że musimy odświeżyć swoje zdolności
językowe, bo Aleksander nie zna polskiego przynajmniej na tyle, żeby z nami
rozmawiać. Na samym początku złożył nam autograf w zeszyciku, po czym usiadł
obok nas uśmiechnięty.
Nie
chciałam nic insynuować, ale młodemu Serbowi spodobało się to, że Ada
przywitała się z nim w jego ojczystym języku. Mało tego, był nieźle zdziwiony,
co potem przerodziło się w małe rozczarowanie. Ada nie znała na tyle tego
języka, żeby móc z nim swobodnie rozmawiać. Trzeba mi dodać, że po maturze chce
studiować slawistykę!
Młody
Serb był wyraźnie nią zachwycony, przyznał nawet, że dość niechętnie zgodził
się na propozycję Pawła, ale teraz bynajmniej jej nie żałuje. Tak na pierwszy
rzut oka i ucha to równy z niego gość.
Adrian
fotografował pustą halę, bo taki widok bardzo rzadko zdarzał się w Bełchatowie.
Ludzie zaczynali dopiero się schodzić i powoli zajmować swoje miejsca.
Widocznie chcieli zobaczyć rozgrzewkę Bełchatowian i z pewnością cyknąć kilka
fotek, tak jak my.
Na
boisku pojawili się pierwsi zawodnicy i ku naszemu zdziwieniu pierwsze co
zrobili, to nam pomachali. Nie mieliśmy pewności, czy to do nas, więc
odwróciłyśmy się najpierw, czy ktoś za nami nie siedzi. Jednak nikogo tam nie
było. Odmachałyśmy z Adą zadowolone, po czym razem z Aleksandrem zeszliśmy na
dół, do Adriana. Nasza małpka rozmawiała właśnie z trenerem Bełchatowa. Gdy
Adrian zauważył, że schodzimy, powiedział coś na odchodne do trenera, po czym
podał mu rękę i odszedł w naszym kierunku.
-
Nawrocki poprosił ochronę, żebym podczas rozgrzewki i meczu mógł podejść bliżej
z aparatem. Ale stwierdziłem, że podczas meczu nie będę robił im zdjęć, żeby
zbytnio ich nie rozpraszać. Za to teraz będę robił tyle i le się da.
Zadowolony
przeskoczył przez barierki, jakby czekał na to od urodzenia. A my miałyśmy
ochotę Pawła na rękach nosić, że dał nam tyle możliwości podczas tego
spotkania. Na boisku pojawiali się kolejni zawodnicy, powoli zaczynali
rozgrzewać się siatkarze z pierwszej szóstki. Wszyscy jak jeden mąż się z nami
witali, co naprawdę było bardzo, bardzo miłe. Czuliśmy się okropnie wyjątkowo,
czując zazdrosne spojrzenia innych kibiców.
- Weźcie
rzeczy, idziemy do loży.
Popatrzyłyśmy
na niego zdziwione.
- Jak to
do loży?
-
Sprawdziliśmy przed meczem, były akurat wolne miejsca, więc stwierdziliśmy, że
możemy was tam przenieść.
Przybiliśmy
sobie piątki i za Aleksandrem podążyłyśmy do vipowskiej loży. Zawołałyśmy
Adriana i pokazałyśmy gdzie siedzimy. Ten był tak samo zaskoczony jak my, mało
aparatu z wrażenie nie upuścił. Potem wrócił do robienia zdjęć naszej ukochanej
drużynie.
Na samym
końcu wyszedł kapitan Skry, Mariusz Wlazły. Pozdrowił wszystkich kibiców na
trybunach, po czym rozglądając się po hali, znalazł nas w loży i przywitał się
tak jak reszta zawodników. Potem podszedł do Adriana i podał mu rękę. Adrian
coś mu tam powiedział, zapewne życzył mu powodzenia w dzisiejszym meczu.
Mariusz był idolem Adriana, naszego młodego, początkującego siatkarza. Adrian
starał się na nim wzorować, choć nie zawsze mu to wychodziło. Jednak niektóre
akcje w jego wykonaniu były tak spektakularne jak Mariusza.
Zaraz po
Mariuszu, z szatni wyszła drużyna Jastrzębskiego Węgla. Banda Bartmana
przywitana równie gorąco przez coraz większą liczbę kibiców, podziękowała za
oklaski i przystąpiła do rozgrzewki. Nic dziwnego, że nasi nowi znajomi nie
zauważyli nas w tłumie. Loża zapełniła się już co do jednego miejsca. W innych
sektorach pozostały nieliczne wolne krzesełka.
Z racji
tego, że Aleksander cały czas konwersował podekscytowany z Adą, postanowiłam
zejść na chwilę do Adriana, który akurat coś gmerał przy aparacie. Tamta
dwójka, śmiem twierdzić, że nawet nie zauważyła mojej nieobecności, za to
Adrian ucieszył się, że na chwilę do niego zeszłam.
Przepełniony
ekscytacją, pokazał mi kilka ciekawych zdjęć, które zrobił siatkarzom
Bełchatowa. Kiedy przeglądałam serię zdjęć Bartka Kurka z rozgrzewki stawów
biodrowych, poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Tym razem to ja upuściłabym
aparat małpki.
- Już
myślałem, że cię tu nie ma. Szukałem we wszystkich sektorach oprócz..
- Loży.
Byli na tyle mili, że przenieśli nas przenieśli, bo były wolne miejsca.
Wspominałam
już, że Michał Kubiak ma bardzo ładny uśmiech? A oczy? Nie wspominałam? Więc
teraz mówię.
- Ale
wam dobrze, jeżeli chcecie, to powiem chłopakom, to zostaną chwilę na
pamiątkowe zdjęcie.
- Byłoby
naprawdę super.
Zajęta
rozmową z Michałem, nie zauważyłam, że od kiedy przyjmujący pojawił się obok,
Adrian robił nam zdjęcia. Szturchnęłam tylko Michała, żeby spojrzał w jego
kierunku i się uśmiechnął. I takim sposobem jeszcze przed rozpoczęciem meczu,
miałam zdjęcie z panem, który dziś rano się o mnie potknął i na mnie upadł.
- Muszę
uciekać, bo trener na mnie dziwnie patrzy, a nie chcę poczuć na własnej skórze,
co oznacza włoski temperament. Ale po meczu, będę cały do twojej, waszej
dyspozycji.
Nie
powiem, ciekawie zabrzmiało jego ostatnie zdanie, ale za nim zdążyłam coś
powiedzieć, to Kubiak uciekł na boisko i po drodze dał kuksańca śmiejącemu się
Bartmanowi. Michał się trochę zawstydził, ale odbił sobie udanym atakiem i
zadowolony z siebie spojrzał w moim kierunku. Tak przynajmniej powiedział
Adrian, bo ja w tym czasie obserwowałam ataki drużyny z Bełchatowa. Z pewnym
trudem, muszę przyznać, bo jakoś ciągnęło mnie teraz do jastrzębskiej połowy
boiska.
-
Adrian, zostajesz na dole czy idziesz do nas?
-Zostanę
tu, nawet zrobili mi miejsce. Może uda się jeszcze zrobić jakąś fotkę, Nawrocki
prosił.
- Dobra,
to ja wracam na górę, bo mnie zaraz ochrona pogoni.
Dumny, z
podniesioną głową, powiedział, że nie ma takiej opcji, bo z nim rozmawiam.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wróciłam do loży. Gdy wchodziłam na górę,
miałam okazję przyglądnąć się kto będzie dzielić z nami miejsca dla vipów. Było
kilka osobistości, które rozpoznawałam. Na przykład pana Piechockiego czy
Ryszarda Boska.
- Ida, a
gdzie ty byłaś? Myślałam, że siedzisz obok.
Tak jak
myślałam, Ada nie zauważyła, że mnie nie ma. Nasz przemiły towarzysz również.
Rozmawiałyśmy po polsku, więc była duża szansa, że Aleksander tego nie
zrozumie.
- Nie
chciałam wam przeszkadzać, więc poszłam do Adriana, a tam znalazł mnie Michał.
Podszedł się przywitać i powiedział, że powie chłopakom, żeby zaczekali chwilę,
to zrobimy sobie z nimi zdjęcie.
-
Poważnie?
- Jak
najbardziej. Cytując pana Kubiaka: „Po meczu będę cały do twojej, waszej
dyspozycji”
Ada
zrobiła jedną ze swoich chytrych min, zapewne spodobało jej się ten sam
fragment, który zabrzmiał ciekawie dla mnie. Kochałam tą jej chytrość i
przebiegłość i sprytność i wiele innych –ości.
Aleksander
szturchnął Adę, żeby powiedziała mu o czym rozmawiałyśmy, więc mu coś tam
wytłumaczyła. Chłopak się uśmiechnął w moim kierunku z tekstem ‘i like it’. On
naprawdę był tak zwariowany, jak się spodziewałyśmy.
Podczas całego
meczu, razem z nami, głośno dopingował swoich kolegów i to po polsku. Widocznie
to była ta część naszego języka, którą rozumiał. Atmosfera panująca w
bełchatowskiej hali była cudowna, większość trybun mieniła się na żółto –
czarno, tak jak my. No i oczywiście nasz transparent wiszący przy barierkach,
został pokazany przez Polsat. Mieliśmy nadzieję, że nasz pan nauczyciel oglądał
ten mecz, a jeżeli nie, to chociaż ktoś z grupy, która miała na ten mecz
przyjechać.
Wynik
nie był tak do końca przesądzony, bo Jastrzębski Węgiel był w dobrej formie i
częściowo zagrażał Skrze. Były momenty, w których gra wymykała się
Bełchatowianom spod kontroli, za sprawą świetnej gry Michała Kubiaka. Świetnie
zagrał, ale niestety reszta jego drużyny nie błyszczała zbytnio na boisku.
Miałam wrażenie, że ów przyjmujący przeciwnej drużyny, zerka czasem w stronę
loży, ale tak dużo się działo, że nie mogłam być tego pewna i mogło mi się to
przywidzieć.
Po
zakończonym meczu i głośnym krzyczeniu ‘ostatni’ dla Bełchatowa, odczekaliśmy
chwilę, żeby trybuny się przerzedziły. Michał i Zbyszek już czekali na dole
razem z Michałem Łasko i środkowym Holmes’em. Powiedziałyśmy Aleksandrowi, że
poznałyśmy kapitana Jastrzębskiego Węgla i jego przyjaciela w hotelu i chcemy
zrobić sobie z nimi zdjęcie. W tym czasie największe gwiazdy Skry rozdawały
autografy Klubowi Kibica, więc powiedziałyśmy, żeby dołączył do swoich
klubowych kolegów. Adrian zgodnie z obietnicą Michała, pojawił się zaraz obok
nich z aparatem w gotowości.
- To co?
Mała sesyjka na zakończenie tego meczu?
Zbyszek
zacierał ręce, widać było, że kochał to, jak ktoś robił mu zdjęcia. Gdy Ada mu
to wytknęła, wybronił się, że lubi tylko te zdjęcia z kibicami. Bo trzeba
przyznać, że był mecz, był dzień, w którym kibicowaliśmy Jastrzębiu. Ale tego
dnia, nie mogliśmy zrobić sobie z nimi zdjęcia. Adrian ustawił wszystkich
pięknie pod bandą, mnie ‘zupełnie’ przypadkiem obok Michała. Ada stanęła
pomiędzy Homes’em i Michałem Łasko. A Zibi zadowolony położył się na parkiecie
przed nami.
- Wyjeżdżacie
dzisiaj?
Usłyszałam
szept z prawej strony.
- Jutro
przed południem. A dlaczego pytasz?
- Po
prostu zastanawiam się, czy zdążymy jeszcze porozmawiać i zjeść kolację.
- Nie
boisz się, że tym razem też przydarzy ci się coś niespodziewanego? Bo jakoś
sprowadzam na ciebie kłopoty. Najpierw wylądowałeś na podłodze, potem dostałeś
zegarkiem od Adriana…
-
Zaryzykuję. To jak?
- Czekaj
w hotelu, teraz idziemy fotografować się z Bełchatowem.
Uśmiechnęłam
się do niego na pożegnanie i dałam się Adzie zaciągnąć na drugą stronę boiska.
Siatkarze
Skry już na nas czekali, komentując dzisiejszy pojedynek. Gdy w końcu do nich
dotarliśmy, nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Staliśmy oko w oko z tymi,
którzy dostarczali nam tyle emocji i radości zdobywając tytuły i medale. Nigdy
wcześniej nie pomyśleliśmy, że będziemy mogli z nimi osobiście porozmawiać. Ten
zaszczyt spotkał nas zupełnie przypadkiem, dzięki PKP. Kto by pomyślał!
Jak to
już wcześniej bywało, to ja musiałam coś powiedzieć, bo pozostałą dwójkę lekko
zatkało.
-
Dziękujemy, że poświęciliście nam trochę czasu. Nie wiem, czy Paweł wam
wspominał, ale ten przyjazd tutaj jeszcze przed paroma dniami, był odwołany.
Planowaliśmy przyjechać większą grupą, ale nasz opiekun to odwołał. Jakoś udało
się nam własnymi siłami, właściwie siłami Adriana tutaj dojechać. I jesteśmy
mega szczęśliwi, że możemy teraz przed wami stać, bo to od wielu miesięcy,
nawet lat było naszym największym marzeniem.
Myślałam,
że te słowa, nie będą dla nich zaskoczeniem, przecież mają mnóstwo fanów. A
jednak.
- Fajnie
wiedzieć, że to co robimy, jest dla kogoś źródłem tylu emocji. I możemy być
tylko dumni z takich kibiców. Rozmawiałem już a naszym managerem, jeżeli tylko
będziecie chcieli, to damy wam wejściówki na Ligę Mistrzów i inne rozgrywki,
dla tych co nie pojechali tym razem , też.
Co
mieliśmy zrobić, żeby się im odwdzięczyć? Przecież nie robili tego dla
wszystkich swoich kibiców, tylko dla nas. Co było w nas takiego wyjątkowego, że
zgodzili się nam w pewien sposób pomóc. Bardzo mnie to nurtowało, więc
zapytałam o to Mariusza. No bo kto inny jak nie ja? Adrian stał lekko
spetryfikowany, a Ada – no cóż, powiedzmy, że nie mogła nic z siebie wydusić
oprócz ‘dziękujemy’.
- Chyba
jeszcze nie spotkaliśmy tak wytrwałych kibiców jak wy. Z resztą Paweł nam mówił
o waszej reakcji na jego widok. Lekko żartobliwe podejście do sprawy, co
najważniejsze, nie rzuciliście się na niego z piskiem. Liczy się kontakt z
człowiekiem, a nie wielbienie go po nocach.
- Tym
bardziej nie wiem, co mam powiedzieć. Bo nic oprócz zwykłego ‘dziękuję’ nie
przychodzi mi na myśl.
Kapitan
Skry uśmiechnął się i przybyliśmy sobie piątki. A potem nastąpiła wielka sesja
fotograficzna. Z Mariuszem, Michałem, Bartkiem, Aleksandrem, Miguelem i innymi
bełchatowskimi siatkarzami. No i oczywiście z panem trenerem! Tu było najwięcej
śmiechu, między innymi dlatego, że na każdym zdjęciu zrobił nam rogi.
Kiedy
już mieliśmy się żegnać z zawodnikami i stanęliśmy przy wyjściu z koszulkami, z
mnóstwem zrobionych zdjęć i kontaktem do managera Skry, łzy kręciły się w
oczach. Zaskakujące było to, że nie tylko w naszych. Bo Paweł płakał prawie jak
bóbr. Uściskaliśmy go i zaprosiliśmy całą drużynę do naszego miasta w odwiedziny.
Przyjęli zaproszenie i powiedzieli, że jeżeli tylko znajdą chwilę wolnego czasu
między rozgrywkami, to z pewnością przyjadą.
Z
uśmiechem na ustach i rozradowanym sercem opuściliśmy halę. Jednak Adzie coś
nie dawało spokoju i wróciła do budynku. Zaciekawieni, razem z Adrianem
poszliśmy za nią. Ona zwyczajnie podeszła do Mariusza, wyższego od siebie o
więcej niż głowę i miłym głosem zapytała:
- A czy
mogę pana jeszcze uściskać?
Wlazły
się zaśmiał, dlaczego miałby się nie zgodzić.
-
Dziękuję.
Gdy
wróciliśmy do hotelu było koło dziewiętnastej. Wcale nie byliśmy zmęczeni, bo
jak może męczyć spełnianie marzeń?
bo jak może męczyć spełnianie marzeń?
OdpowiedzUsuńHasło przewodnie na moje całe życie. Piesza wycieczka do klubów :) Wakacje...:)
Ojejku, nawet nie sądziłam, że fakt, iż spotkali kiedyś Pawła w pociągu, otworzy im tyle drzwi:D Przecież gdyby go nie znali, nie przeżyliby tylu wspaniałych rzeczy... Adrian nigdy nie mógłby być na tyle blisko siatkarzy, żeby pstrykać dobre zdjęcia, a i spotkanie z Bartmanem pewnie nigdy nie byłoby możliwe;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[mwiniarski]
Dziękuję, że byłaś na tyle wytrwała i zostawiłaś mi powiadomienie o nowym rozdziale. Wiem, onet ssie :/
OdpowiedzUsuńCo ja mam niby napisać? Oprócz tego, że też tak chcę i ogromnie im zazdroszczę raczej nic więcej nie będę w stanie :)
Jej, jak miło, fajnie, symaptycznie, zabawnie i w ogóle mega. Ciekawa jestem, jak to dalej pójdzie, jak rozwinie się znajomość z siatkarzami Skry, no i Idy z Kubim :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Vodi-me