piątek, 20 lipca 2012

Osiem, zaryzykuję.


Chcąc czy nie chcąc Adrian i tak musiał wstać, bo inaczej razem z Adą nie dałybyśmy mu żyć. Nie mogłyśmy pozwolić na to, żeby wygoda hotelowego łóżka pozwoliła się nam spóźnić na najważniejsze do tej pory spotkanie naszego życia.
Zgodnie z planem, pierwsze zorientowaliśmy się, gdzie jest hala. Nie chcieliśmy wydawać niepotrzebnych pieniędzy na taksówki czy inny rodzaj komunikacji. Postawiliśmy na własne nogi, bo hala Energia była całkiem niedaleko od hotelu.
I takim sposobem, krok za krokiem, dotarliśmy przed obiekt bełchatowskiej dumy. Pozostało tylko przejść przez przejście dla pieszych i byliśmy na miejscu. Zauważyliśmy niedużego gościa z torbą na plecach. Niby nic szczególnego w tej torbie nie było, oczywiście oprócz herbu bełchatowskiego klubu. Po niezbyt wysokim wzroście poznaliśmy Pawła. Chcąc jak najszybciej się do niego przedostać, przyspieszyliśmy kroku. A że bełchatowskie drogi o tej porze roku, to śliskie drogi… No cóż, Ada nie nadążyła i wyłożyła się na chodniku. Ja wiem, że nie powinnam iść w ślady Adriana i po prostu parsknąć śmiechem, więc zamiast tego odetchnęłam z ulgą. Ada podniosła się jak gdyby nigdy nic i poprawiając kurtkę ruszyła przed siebie. Dołączyłam do niej i chwyciłam ją pod ramię, tak profilaktycznie. Nie wiadomo, czy nasz limit pecha na te dni został wyczerpany, czy nadal czekały na nas niespodzianki. Jednak nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie dodała.
- Nie obraź się, ale ulżyło mi, że tym razem to nie ja. Wiesz, trzy razy jednego dnia…
- Skończ, dobra? Dzień dobry Pawle.
Przywitała libero Skry z wielkim uśmiechem na ustach, całkowicie puszczając w niepamięć to, co zdarzyło się przed chwilą.
- Witam naszych drogich kibiców i zapraszam na włości.
Podekscytowani poszliśmy za Pawłem. Doprowadził nas najkrótszą drogą na nasze miejsca i powiedział, że za chwilę wróci, bo musi iść do szatni. Byliśmy na trybunach zupełnie sami, chyba nigdy nie widzieliśmy pustej Energii. Zawsze przepełniona kibicami w żółto – czarnych barwach zachwycała nas przed telewizorem. Jednak teraz miała w sobie coś wyjątkowego, wręcz świętego. Niczym niezmącony spokój.
Nie zdążyliśmy nawet wydusić słowa, Paweł wrócił już w dresie, ale co najważniejsze nie wrócił sam. Przyprowadził ze sobą równie młodego kolegę, Aleksandra Atanasjevica. Dzisiaj był poza składem z powodu jakiejś drobnej kontuzji. Trener zdecydował, że lepiej dla niego będzie dzisiaj nie grać. Nie ukrywam, dla nas też było to lepsze rozwiązanie. Ten młody, piękny pan miał nam towarzyszyć podczas meczu. Oznaczało to, że musimy odświeżyć swoje zdolności językowe, bo Aleksander nie zna polskiego przynajmniej na tyle, żeby z nami rozmawiać. Na samym początku złożył nam autograf w zeszyciku, po czym usiadł obok nas uśmiechnięty.
Nie chciałam nic insynuować, ale młodemu Serbowi spodobało się to, że Ada przywitała się z nim w jego ojczystym języku. Mało tego, był nieźle zdziwiony, co potem przerodziło się w małe rozczarowanie. Ada nie znała na tyle tego języka, żeby móc z nim swobodnie rozmawiać. Trzeba mi dodać, że po maturze chce studiować slawistykę!
Młody Serb był wyraźnie nią zachwycony, przyznał nawet, że dość niechętnie zgodził się na propozycję Pawła, ale teraz bynajmniej jej nie żałuje. Tak na pierwszy rzut oka i ucha to równy z niego gość.
Adrian fotografował pustą halę, bo taki widok bardzo rzadko zdarzał się w Bełchatowie. Ludzie zaczynali dopiero się schodzić i powoli zajmować swoje miejsca. Widocznie chcieli zobaczyć rozgrzewkę Bełchatowian i z pewnością cyknąć kilka fotek, tak jak my.
Na boisku pojawili się pierwsi zawodnicy i ku naszemu zdziwieniu pierwsze co zrobili, to nam pomachali. Nie mieliśmy pewności, czy to do nas, więc odwróciłyśmy się najpierw, czy ktoś za nami nie siedzi. Jednak nikogo tam nie było. Odmachałyśmy z Adą zadowolone, po czym razem z Aleksandrem zeszliśmy na dół, do Adriana. Nasza małpka rozmawiała właśnie z trenerem Bełchatowa. Gdy Adrian zauważył, że schodzimy, powiedział coś na odchodne do trenera, po czym podał mu rękę i odszedł w naszym kierunku.
- Nawrocki poprosił ochronę, żebym podczas rozgrzewki i meczu mógł podejść bliżej z aparatem. Ale stwierdziłem, że podczas meczu nie będę robił im zdjęć, żeby zbytnio ich nie rozpraszać. Za to teraz będę robił tyle i le się da.
Zadowolony przeskoczył przez barierki, jakby czekał na to od urodzenia. A my miałyśmy ochotę Pawła na rękach nosić, że dał nam tyle możliwości podczas tego spotkania. Na boisku pojawiali się kolejni zawodnicy, powoli zaczynali rozgrzewać się siatkarze z pierwszej szóstki. Wszyscy jak jeden mąż się z nami witali, co naprawdę było bardzo, bardzo miłe. Czuliśmy się okropnie wyjątkowo, czując zazdrosne spojrzenia innych kibiców.
- Weźcie rzeczy, idziemy do loży.
Popatrzyłyśmy na niego zdziwione.
- Jak to do loży?
- Sprawdziliśmy przed meczem, były akurat wolne miejsca, więc stwierdziliśmy, że możemy was tam przenieść.
Przybiliśmy sobie piątki i za Aleksandrem podążyłyśmy do vipowskiej loży. Zawołałyśmy Adriana i pokazałyśmy gdzie siedzimy. Ten był tak samo zaskoczony jak my, mało aparatu z wrażenie nie upuścił. Potem wrócił do robienia zdjęć naszej ukochanej drużynie.
Na samym końcu wyszedł kapitan Skry, Mariusz Wlazły. Pozdrowił wszystkich kibiców na trybunach, po czym rozglądając się po hali, znalazł nas w loży i przywitał się tak jak reszta zawodników. Potem podszedł do Adriana i podał mu rękę. Adrian coś mu tam powiedział, zapewne życzył mu powodzenia w dzisiejszym meczu. Mariusz był idolem Adriana, naszego młodego, początkującego siatkarza. Adrian starał się na nim wzorować, choć nie zawsze mu to wychodziło. Jednak niektóre akcje w jego wykonaniu były tak spektakularne jak Mariusza.
Zaraz po Mariuszu, z szatni wyszła drużyna Jastrzębskiego Węgla. Banda Bartmana przywitana równie gorąco przez coraz większą liczbę kibiców, podziękowała za oklaski i przystąpiła do rozgrzewki. Nic dziwnego, że nasi nowi znajomi nie zauważyli nas w tłumie. Loża zapełniła się już co do jednego miejsca. W innych sektorach pozostały nieliczne wolne krzesełka.
Z racji tego, że Aleksander cały czas konwersował podekscytowany z Adą, postanowiłam zejść na chwilę do Adriana, który akurat coś gmerał przy aparacie. Tamta dwójka, śmiem twierdzić, że nawet nie zauważyła mojej nieobecności, za to Adrian ucieszył się, że na chwilę do niego zeszłam.
Przepełniony ekscytacją, pokazał mi kilka ciekawych zdjęć, które zrobił siatkarzom Bełchatowa. Kiedy przeglądałam serię zdjęć Bartka Kurka z rozgrzewki stawów biodrowych, poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Tym razem to ja upuściłabym aparat małpki.
- Już myślałem, że cię tu nie ma. Szukałem we wszystkich sektorach oprócz..
- Loży. Byli na tyle mili, że przenieśli nas przenieśli, bo były wolne miejsca.
Wspominałam już, że Michał Kubiak ma bardzo ładny uśmiech? A oczy? Nie wspominałam? Więc teraz mówię.
- Ale wam dobrze, jeżeli chcecie, to powiem chłopakom, to zostaną chwilę na pamiątkowe zdjęcie.
- Byłoby naprawdę super.
Zajęta rozmową z Michałem, nie zauważyłam, że od kiedy przyjmujący pojawił się obok, Adrian robił nam zdjęcia. Szturchnęłam tylko Michała, żeby spojrzał w jego kierunku i się uśmiechnął. I takim sposobem jeszcze przed rozpoczęciem meczu, miałam zdjęcie z panem, który dziś rano się o mnie potknął i na mnie upadł.
- Muszę uciekać, bo trener na mnie dziwnie patrzy, a nie chcę poczuć na własnej skórze, co oznacza włoski temperament. Ale po meczu, będę cały do twojej, waszej dyspozycji.
Nie powiem, ciekawie zabrzmiało jego ostatnie zdanie, ale za nim zdążyłam coś powiedzieć, to Kubiak uciekł na boisko i po drodze dał kuksańca śmiejącemu się Bartmanowi. Michał się trochę zawstydził, ale odbił sobie udanym atakiem i zadowolony z siebie spojrzał w moim kierunku. Tak przynajmniej powiedział Adrian, bo ja w tym czasie obserwowałam ataki drużyny z Bełchatowa. Z pewnym trudem, muszę przyznać, bo jakoś ciągnęło mnie teraz do jastrzębskiej połowy boiska.
- Adrian, zostajesz na dole czy idziesz do nas?
-Zostanę tu, nawet zrobili mi miejsce. Może uda się jeszcze zrobić jakąś fotkę, Nawrocki prosił.
- Dobra, to ja wracam na górę, bo mnie zaraz ochrona pogoni.
Dumny, z podniesioną głową, powiedział, że nie ma takiej opcji, bo z nim rozmawiam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wróciłam do loży. Gdy wchodziłam na górę, miałam okazję przyglądnąć się kto będzie dzielić z nami miejsca dla vipów. Było kilka osobistości, które rozpoznawałam. Na przykład pana Piechockiego czy Ryszarda Boska.
- Ida, a gdzie ty byłaś? Myślałam, że siedzisz obok.
Tak jak myślałam, Ada nie zauważyła, że mnie nie ma. Nasz przemiły towarzysz również. Rozmawiałyśmy po polsku, więc była duża szansa, że Aleksander tego nie zrozumie.
- Nie chciałam wam przeszkadzać, więc poszłam do Adriana, a tam znalazł mnie Michał. Podszedł się przywitać i powiedział, że powie chłopakom, żeby zaczekali chwilę, to zrobimy sobie z nimi zdjęcie.
- Poważnie?
- Jak najbardziej. Cytując pana Kubiaka: „Po meczu będę cały do twojej, waszej dyspozycji”
Ada zrobiła jedną ze swoich chytrych min, zapewne spodobało jej się ten sam fragment, który zabrzmiał ciekawie dla mnie. Kochałam tą jej chytrość i przebiegłość i sprytność i wiele innych –ości.
Aleksander szturchnął Adę, żeby powiedziała mu o czym rozmawiałyśmy, więc mu coś tam wytłumaczyła. Chłopak się uśmiechnął w moim kierunku z tekstem ‘i like it’. On naprawdę był tak zwariowany, jak się spodziewałyśmy.
Podczas całego meczu, razem z nami, głośno dopingował swoich kolegów i to po polsku. Widocznie to była ta część naszego języka, którą rozumiał. Atmosfera panująca w bełchatowskiej hali była cudowna, większość trybun mieniła się na żółto – czarno, tak jak my. No i oczywiście nasz transparent wiszący przy barierkach, został pokazany przez Polsat. Mieliśmy nadzieję, że nasz pan nauczyciel oglądał ten mecz, a jeżeli nie, to chociaż ktoś z grupy, która miała na ten mecz przyjechać.
Wynik nie był tak do końca przesądzony, bo Jastrzębski Węgiel był w dobrej formie i częściowo zagrażał Skrze. Były momenty, w których gra wymykała się Bełchatowianom spod kontroli, za sprawą świetnej gry Michała Kubiaka. Świetnie zagrał, ale niestety reszta jego drużyny nie błyszczała zbytnio na boisku. Miałam wrażenie, że ów przyjmujący przeciwnej drużyny, zerka czasem w stronę loży, ale tak dużo się działo, że nie mogłam być tego pewna i mogło mi się to przywidzieć.
Po zakończonym meczu i głośnym krzyczeniu ‘ostatni’ dla Bełchatowa, odczekaliśmy chwilę, żeby trybuny się przerzedziły. Michał i Zbyszek już czekali na dole razem z Michałem Łasko i środkowym Holmes’em. Powiedziałyśmy Aleksandrowi, że poznałyśmy kapitana Jastrzębskiego Węgla i jego przyjaciela w hotelu i chcemy zrobić sobie z nimi zdjęcie. W tym czasie największe gwiazdy Skry rozdawały autografy Klubowi Kibica, więc powiedziałyśmy, żeby dołączył do swoich klubowych kolegów. Adrian zgodnie z obietnicą Michała, pojawił się zaraz obok nich z aparatem w gotowości.
- To co? Mała sesyjka na zakończenie tego meczu?
Zbyszek zacierał ręce, widać było, że kochał to, jak ktoś robił mu zdjęcia. Gdy Ada mu to wytknęła, wybronił się, że lubi tylko te zdjęcia z kibicami. Bo trzeba przyznać, że był mecz, był dzień, w którym kibicowaliśmy Jastrzębiu. Ale tego dnia, nie mogliśmy zrobić sobie z nimi zdjęcia. Adrian ustawił wszystkich pięknie pod bandą, mnie ‘zupełnie’ przypadkiem obok Michała. Ada stanęła pomiędzy Homes’em i Michałem Łasko. A Zibi zadowolony położył się na parkiecie przed nami.
- Wyjeżdżacie dzisiaj?
Usłyszałam szept z prawej strony.
- Jutro przed południem. A dlaczego pytasz?
- Po prostu zastanawiam się, czy zdążymy jeszcze porozmawiać i zjeść kolację.
- Nie boisz się, że tym razem też przydarzy ci się coś niespodziewanego? Bo jakoś sprowadzam na ciebie kłopoty. Najpierw wylądowałeś na podłodze, potem dostałeś zegarkiem od Adriana…
- Zaryzykuję. To jak?
- Czekaj w hotelu, teraz idziemy fotografować się z Bełchatowem.
Uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie i dałam się Adzie zaciągnąć na drugą stronę boiska.
Siatkarze Skry już na nas czekali, komentując dzisiejszy pojedynek. Gdy w końcu do nich dotarliśmy, nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Staliśmy oko w oko z tymi, którzy dostarczali nam tyle emocji i radości zdobywając tytuły i medale. Nigdy wcześniej nie pomyśleliśmy, że będziemy mogli z nimi osobiście porozmawiać. Ten zaszczyt spotkał nas zupełnie przypadkiem, dzięki PKP. Kto by pomyślał!
Jak to już wcześniej bywało, to ja musiałam coś powiedzieć, bo pozostałą dwójkę lekko zatkało.
- Dziękujemy, że poświęciliście nam trochę czasu. Nie wiem, czy Paweł wam wspominał, ale ten przyjazd tutaj jeszcze przed paroma dniami, był odwołany. Planowaliśmy przyjechać większą grupą, ale nasz opiekun to odwołał. Jakoś udało się nam własnymi siłami, właściwie siłami Adriana tutaj dojechać. I jesteśmy mega szczęśliwi, że możemy teraz przed wami stać, bo to od wielu miesięcy, nawet lat było naszym największym marzeniem.
Myślałam, że te słowa, nie będą dla nich zaskoczeniem, przecież mają mnóstwo fanów. A jednak.
- Fajnie wiedzieć, że to co robimy, jest dla kogoś źródłem tylu emocji. I możemy być tylko dumni z takich kibiców. Rozmawiałem już a naszym managerem, jeżeli tylko będziecie chcieli, to damy wam wejściówki na Ligę Mistrzów i inne rozgrywki, dla tych co nie pojechali tym razem , też.
Co mieliśmy zrobić, żeby się im odwdzięczyć? Przecież nie robili tego dla wszystkich swoich kibiców, tylko dla nas. Co było w nas takiego wyjątkowego, że zgodzili się nam w pewien sposób pomóc. Bardzo mnie to nurtowało, więc zapytałam o to Mariusza. No bo kto inny jak nie ja? Adrian stał lekko spetryfikowany, a Ada – no cóż, powiedzmy, że nie mogła nic z siebie wydusić oprócz ‘dziękujemy’.
- Chyba jeszcze nie spotkaliśmy tak wytrwałych kibiców jak wy. Z resztą Paweł nam mówił o waszej reakcji na jego widok. Lekko żartobliwe podejście do sprawy, co najważniejsze, nie rzuciliście się na niego z piskiem. Liczy się kontakt z człowiekiem, a nie wielbienie go po nocach.
- Tym bardziej nie wiem, co mam powiedzieć. Bo nic oprócz zwykłego ‘dziękuję’ nie przychodzi mi na myśl.
Kapitan Skry uśmiechnął się i przybyliśmy sobie piątki. A potem nastąpiła wielka sesja fotograficzna. Z Mariuszem, Michałem, Bartkiem, Aleksandrem, Miguelem i innymi bełchatowskimi siatkarzami. No i oczywiście z panem trenerem! Tu było najwięcej śmiechu, między innymi dlatego, że na każdym zdjęciu zrobił nam rogi.
Kiedy już mieliśmy się żegnać z zawodnikami i stanęliśmy przy wyjściu z koszulkami, z mnóstwem zrobionych zdjęć i kontaktem do managera Skry, łzy kręciły się w oczach. Zaskakujące było to, że nie tylko w naszych. Bo Paweł płakał prawie jak bóbr. Uściskaliśmy go i zaprosiliśmy całą drużynę do naszego miasta w odwiedziny. Przyjęli zaproszenie i powiedzieli, że jeżeli tylko znajdą chwilę wolnego czasu między rozgrywkami, to z pewnością przyjadą.
Z uśmiechem na ustach i rozradowanym sercem opuściliśmy halę. Jednak Adzie coś nie dawało spokoju i wróciła do budynku. Zaciekawieni, razem z Adrianem poszliśmy za nią. Ona zwyczajnie podeszła do Mariusza, wyższego od siebie o więcej niż głowę i miłym głosem zapytała:
- A czy mogę pana jeszcze uściskać?
Wlazły się zaśmiał, dlaczego miałby się nie zgodzić.
- Dziękuję.

Gdy wróciliśmy do hotelu było koło dziewiętnastej. Wcale nie byliśmy zmęczeni, bo jak może męczyć spełnianie marzeń?

4 komentarze:

  1. bo jak może męczyć spełnianie marzeń?

    Hasło przewodnie na moje całe życie. Piesza wycieczka do klubów :) Wakacje...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, nawet nie sądziłam, że fakt, iż spotkali kiedyś Pawła w pociągu, otworzy im tyle drzwi:D Przecież gdyby go nie znali, nie przeżyliby tylu wspaniałych rzeczy... Adrian nigdy nie mógłby być na tyle blisko siatkarzy, żeby pstrykać dobre zdjęcia, a i spotkanie z Bartmanem pewnie nigdy nie byłoby możliwe;)
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, że byłaś na tyle wytrwała i zostawiłaś mi powiadomienie o nowym rozdziale. Wiem, onet ssie :/
    Co ja mam niby napisać? Oprócz tego, że też tak chcę i ogromnie im zazdroszczę raczej nic więcej nie będę w stanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, jak miło, fajnie, symaptycznie, zabawnie i w ogóle mega. Ciekawa jestem, jak to dalej pójdzie, jak rozwinie się znajomość z siatkarzami Skry, no i Idy z Kubim :D.
    Pozdrawiam
    Vodi-me

    OdpowiedzUsuń