piątek, 27 lipca 2012

Dziewięć, czyli bierz jak dają.


Weszliśmy do pokoju w milczeniu i każdy walnął się na swoje łóżko. I jak to mamy w zwyczaju, kiedy zapadnie cisza dziwnego pochodzenia, to zaczęliśmy się śmiać. Tak beztrosko, bez powodu. Choć dziś tych powodów było mnóstwo. Zwłaszcza dlatego, że to spotkanie nie było ostatnim i będziemy mieli prawo jeszcze kiedyś z nimi porozmawiać, o wszystkim. Bo to też są ludzie i dzisiaj udowodnili nam to w najlepszy sposób – przez zrozumienie.
Mieliśmy wrażenie, rozmawiając z innymi ludźmi, że oni tego nie rozumieją. Nie rozumieją naszej pasji i zamiłowania. A oni, tak zwyczajnie, zrozumieli. Nareszcie ktoś wiedział, co czujemy i sprawił, że przez następne miesiące będziemy czuć się cudownie, nie dumnie, tylko cudownie.
- Przecież jak powiemy o tym reszcie, to pomyślą, że sobie z nich kpimy.
- Bo to jest nierealne, a to jednak rzeczywistość.
- Rzeczywistość jest taka, że ktoś puka do drzwi. Mogę też stwierdzić, że jest brutalna, bo to ja muszę je otworzyć.
Adrian zeskoczył z łóżka i ruchami niczym z teledysku Maroon 5 podszedł do drzwi. Nas zawsze śmieszyły te jego… Nawet nie wiem jak je nazwać, ale w każdym razie śmiałyśmy się do łez. Tym razem też. A on swobodnie konwersował sobie z tym kimś, kto do nas przyszedł. Trzymał nas długo w niepewności i nie chciał szerzej uchylić drzwi. Mogłybyśmy usłyszeć i poznać po głosie z kim rozmawia, ale śmiałyśmy się tak głośno, że nie byłyśmy w stanie tego zrobić.  Kiedy już miałyśmy zacząć krzyczeć na Adriana, żeby powiedział nam kto przyszedł, on otworzył szeroko drzwi i dobrze znana nam postać weszła do środka.
I wszystko byłoby w porządku i cacy, gdyby nie to, że był to Michał Kubiak. A ostatnio moja reakcja na jego widok jest tylko i wyłącznie jedna. Mianowicie, wszelkiego rodzaju upadek bądź wypadek. Jednak Michał się do tego przyzwyczaił. Gdy zaplątana w kołdrę, próbowałam wstać i jakoś się z nim przywitać, szybko znalazł się obok i pomógł mi się wcześniej odplątać.
- Wyprzedzanie reakcji. Plus dla pana w czarnym dresie!
Niczym prezes SKKT krzyknęła Ada. Potem wytłumaczyła Kubiakowi, kim jest ten pan i opisała go w samych superlatywach. Dlaczego tylko pozytywnie? Bo ten facet chyba nie miał żadnych wad, przynajmniej z takim przekonaniem żyliśmy przez dwa lata, kiedy nas uczył.
- Miałem przyjść, jak przyjdziecie i mieliśmy gdzieś przyjść… To znaczy pójść. Razem. Albo coś robić. Cokolwiek.
Gdyby to był zwykły, przeciętny gość, to zapewne bym go wyśmiała. Z resztą nie tylko ja, bo Ada i Adrian też. Ale gdy stoi przede mną gwiazda pierwszoligowej drużyny siatkarskiej ba, reprezentant Polski i zaczyna się peszyć na mój widok, to może być tylko słodkie zjawisko, z którego śmieje się tylko Adrian. A śmieje się dlatego, że zamiast drugiego chromosomu X, ma chromosom Y.
Tylko tak. Gdyby to był zwykły, przeciętny gość, to z pewnością bym się zgodziła, po tym jakbym go wyśmiała. Ale to nie był przeciętny gość, więc zaczynałam powoli panikować i musiałam jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Wiesz, mieliśmy w planie coś obejrzeć na DVD, może się dołączysz. Mogę ci nawet udostępnić swoje łóżko!
Tak to już mam, że powiem coś zanim pomyślę. I to był przykład tego irracjonalnego zachowania. Ale wydawało mi się, że Michał odebrał to całkiem spokojnie, nawet lekko odetchnął z ulgą. I uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- To zawołam jeszcze Zbyszka, niech się chłopak trochę rozerwie.
Zadowolony otworzył drzwi i zawołał Zbyszka. To znaczy kopnął w drzwi.
- Czego? – usłyszał z drugiej strony.
- Chodź, pooglądamy film z kibicami!
- Ale to przecież nie nasi kibice!
- Ale kibice. Pamiętasz zasadę trenera – kibice, niezależnie od tego, komu kibicują, są kibicami?
- Pamiętam. I co w związku z tym?!
- Właśnie to, że to są kibice!
Nie posiadaliśmy takich słów, żeby skomentować ich rozmowę. Nawet jednego, krótkiego słóweczka. Bo skoro my uważaliśmy się za dziwnych ludzi, to jak można nazwać tych dwóch?
Michał zamknął drzwi i wrócił do nas, osłupiałych do granic możliwości. Uśmiechnął się miło i wytłumaczył, że to zdarza się tylko wtedy, gdy Jastrzębie przegra i Zbyszek jest zły.
- Ale niby co takiego się zdarza?
Odezwałam się cicho spod okna, choć w sumie nie chciałam się odezwać. Ale czasem tak właśnie mam.
- To, że Zbyszek zaczyna zachowywać się jak dziecko i tak trzeba go traktować.
***
Zbyszek dołączył do nas po kilku minutach i wyglądał całkiem normalnie jak na dorosłego faceta. Ale jak na dyplomatów przystało, nie staraliśmy się przywiązywać uwagi, że zachowuje się inaczej. Zachowywaliśmy się normalnie, jak na nas oczywiście.
Tak jak mówiłam, odstąpiłam łóżko Kubiakowi. Jednak Ada, sprytne dziewczę, dosunęła swoje łóżko do mojego i kazała mi usiąść obok siebie. A co za tym idzie, obok Michała. W tym momencie jedna moja część chciała zrobić jej krzywdę, a druga chciała ją uściskać. Z racji tego, że te części były zarazem połowami i się neutralizowały, to nie zrobiłam nic, tylko usiadłam a właściwie położyłam się między nimi. Próbowałam położyć się na środku, ale oczywiście mi to nie wyszło, bo się potknęłam i wpadłam na Kubiaka. Boże, ten gość naprawdę musi mieć nerwy ze stali.
- Jezus Maria, przepraszam. Nic ci nie jest? Ta moja wrodzona nieporadność…
- Jest fajna.
Nie powiedziałam już nic więcej, skoro tak uważał. W sumie, to nawet było wygodnie trzymać sobie głowę na jego ramieniu. Tylko trochę gorzej z tym, że pozostali panowie dziwnie na nas patrzyli i poczułam się trochę zawstydzona. I Michał chyba trochę też. Ada, żeby rozładować atmosferę, a co najważniejsze odwrócić ich uwagę ode mnie i Kubiaka, rzuciła w nich poduszką. Chyba zrozumieli tą subtelną aluzję, bo przestali na nas patrzeć.
Popatrzyłam na Adę z podziękowaniem.
- Nie ma za co.  – odpowiedziała i po chwili powiedziała jeszcze raz to samo. Zrobiłam trochę dziwną minę, na co ona wskazała osobnika leżącego obok mnie.
- No co. Mama uczyła, że za pomoc się dziękuje.
- To co moi drodzy? Może jakiś horrorek? Żeby się pośmiać, co?
Czy to był jakiś spisek? Ja nie wiem, co Zibi robi podczas oglądania horrorów, może nawet się śmiać, ale ja nienawidziłam tego typu filmów.
- Adrian pomyśl sobie, kogo dłużej znasz: mnie czy Zbyszka? – Ada próbowała podejść go emocjonalnie, jednak tym razem się nie dał.
- Męska solidarność.  – Ada prychnęła i zaraz udzieliła mu odpowiedzi, bo w przeciwieństwie do niego, nie musiała długo szukać ciętej riposty.
- W sumie to mi to obojętne – poprawiła sobie poduszkę pod głową, po czym mruknęła pod nosem – I tak pójdę spać.  – ale tego oni już nie usłyszeli. Pomajstrowali coś przy dvd i zaczął się film. Mnie przerażała już sama muzyka na początku filmu, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Problem tkwił w tym, że nie potrafiłam tego ukryć, bo zaczęłam się trząść, co wyczuł Kubiak. Zaczął się trochę wiercić, a gdy przestał, zobaczyłam, że w ręce trzyma odtwarzacz. Nic nie mówiąc, włożył mi do ucha jedną słuchawkę. Myślałam, że zaraz włoży drugą, ale nachylił się nad moim drugim uchem.
- Będziesz mogła spokojnie sobie zasnąć. Przysuń się bliżej, to będzie ci wygodniej.
- Nic nie zauważą?
- Nie, są zbyt zainteresowani tym, co widzą.
Uśmiechnął się i włożył drugą słuchawkę. Przysunęłam się bliżej, co pozwoliło mu mnie objąć. Wahał się, ale ja nie miałam nic przeciwko temu. Chyba zaczęłam się do niego przyzwyczajać. Z jednej strony było to całkiem fajnie, to przyzwyczajanie, ale z drugiej… Dotarło do mnie to, że jutro nasze drogi się rozejdą i tak naprawdę nie wiem, kiedy się zobaczymy. Czy w ogóle się jeszcze spotkamy.
Mimo wszystko przytuliłam się do niego i wsłuchałam się z muzykę, o niczym już nie myśląc.
***
Czułam się dość dobrze, zamierzałam nawet otworzyć oczy, bo nie chciało mi się już spać, ale poczułam, że coś się obok mnie rusza, po prawej stronie. Zastygłam na chwilę, próbując przypomnieć sobie, co to może być. No tak, pomyślałam, przecież Ada zesunęła wczoraj łóżka. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i odetchnęłam spokojnie. Przetarłam jedno oko, potem drugie i powoli otwarłam obydwa. Trochę raziło mnie światło, więc musiałam przymrużyć oczy. Chwilkę później widziałam już normalnie.
Moje trybiki nie pracowały najlepiej, ale musiałam zacząć szybko kojarzyć fakty. Mianowicie: Ada leżała po mojej lewej stronie, więc to nie ona przed chwilą się ruszyła. Otrzeźwiona w momencie, odwróciłam się szybko w prawo i zobaczyłam dwa wpatrujące się we mnie ślipka. Właściciel tych ślipków właśnie się do mnie uśmiechał. Chciał coś powiedzieć, ale pokazałam mu, aby był cicho, żeby nie obudzić reszty. Sądząc po odgłosach, był tu też Zibi. Mając na myśli odgłosy, myślałam o chrapaniu. To było chrapanie na dwa głosy, a Ada nigdy nie chrapie. Czego nie można powiedzieć o Adrianie.
Ale wracając do ślipków, które na mnie patrzyły.
- Wygodnie ci się spało? – ślipka, to znaczy ich właściciel, się do mnie odezwał. Szeptem, oczywiście.
- Bardzo. A tobie? Nie przygniotłam cię przypadkiem? – wiem, że to dziwne. Ale co miałam poradzić, że zasnęłam z praktycznie obcym facetem na łóżku, który w dodatku ocalił mnie przed sennymi koszmarami?
- Słodki ciężar. Dawno się tak nie wyspałem, jak dzisiaj. Mogę cię o coś zapytać?
- Jest w pół do ósmej, nie musimy jeszcze wstawać. Przynajmniej ja nie muszę.
Michał o mało nie parsknął śmiechem, powstrzymał się w dosłownie ostatnim momencie. A ja zrozumiałam, że jednak nie chciał zapytać, która godzina i moje policzki stały się trochę bardziej czerwone niż zazwyczaj, więc zakryłam się poduszką tak, że było widać tylko moje oczy.
- Nie o to chciałem zapytać.
- Domyśliłam się. Więc o co?
- Czy miałabyś ochotę jeszcze kiedyś się ze mną spotkać?
- Możesz sprecyzować termin ‘jeszcze kiedyś’?
- Jak najwcześniej się da.
I to nie był żart. Mówił zupełnie poważnie. Każda dziewczyna odpowiedziałaby od razu..
Więc ja też odpowiedziałam.
- Bardzo chętnie. Możemy nawet już wyznaczyć termin. Chociaż nie. Ustalimy go, jak będziemy się żegnać. Teoretycznie minie mniej czasu od jego ustalenia niż gdybyśmy ustalili go teraz.
Nie chciałam, żeby moja inteligencja mentalnie go przygniotła, więc powiedziałam tylko ‘Bardzo chętnie’. Resztę wypowiedzi zachowałam dla siebie i tylko się uśmiechnęłam. Chyba się ucieszył z mojej odpowiedzi, choć nie byłam do końca pewna. Odwrócił się do poduszki i usłyszałam tylko ciche mruknięcie. Zrobiłam trochę zdziwioną minę, kiedy znowu się na mnie popatrzył.
- Normalnie w tym momencie bym krzyknął z radości, ale nie chciałem obudzić reszty.
***
I co miałam zrobić, kiedy te ślipka we mnie wpatrzone nie chciały mi pozwolić się spakować? Zacząć pakować się później.
Ani mój śmiech, ani głos Michała nie obudził reszty śpiochów. Sama nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo za dwie godziny mieliśmy pociąg, a nadal byliśmy w lesie. W bardzo ciemnym lesie.
Leżałam sobie na plecach obok przyjmującego reprezentacji Polski i zastanawiałam się, czy nasza farsa się nie wydała, czy rodzice nie zorientowali się, gdzie tak naprawdę jesteśmy. I chociaż wiedziałam, że gdyby coś poszło nie tak, to Kamila dałaby znać, to gdzieś tam w środku się bałam wrócić do domu. Nie lubiłam okłamywać ludzi, zwłaszcza jeżeli byli mi bliscy w jakikolwiek sposób.
- O czym tak myślisz?
- Jeżeli pytasz, czy myślę o tobie, to w pewnym sensie tak. Ale niedosłownie.
- To znaczy?
- Zastanawiam się, czy nasi rodzice, zauważyli, że nie jesteśmy tam, gdzie mieliśmy być. Znaczy, gdzie oni myślą, że mamy być.
Nie wiem jak tam u Michała z inteligencją, ale żeby mnie zrozumieć, to czasem naprawdę trzeba się wysilić. Odwróciłam głowę w jego stronę. – Rozumiesz?
- Powiedzmy. Czyli wasi rodzice nie wiedzą, że tu jesteście?
- Nie, inaczej by się nie zgodzili i nigdzie byśmy nie pojechali.
- To dobrze, że przyjechaliście. Inaczej byłoby nudno. I nie miałbym z kim spać.
Uśmiechnęłam się na te jego miśkowate teksty.
- Wiesz, zawsze mógłbyś spać ze Zbyszkiem…
Popatrzył na mnie spod byka i lekko szturchnął w ramię. Jego wzrok mówił sam za siebie, nigdy w życiu nie wszedł by Zbyszkowi do łóżka. Trochę śmiesznie wyglądał z tą miną na twarzy.
Konwersowalibyśmy sobie, byłoby miło i pięknie, ale zadzwonił telefon Ady. Dlaczego od razu pomyślałam o najgorszym? Ale to na szczęście nie byli jej rodzice, tylko jakiś bliżej nieznany mi ani telefonowi Ady numer. Z racji tego, że nie miałyśmy przed sobą tajemnic, to pozwoliłam sobie odebrać.
- Halo?
Wcale nie byłam zdziwiona, gdy chwilunię później usłyszałam przywitanie w obcym języku. Jakaż niespodzianka, panie Aleksandrze! Zwłaszcza po tym jak przegadali wczorajszy mecz. Skoro ja mogłam spać z Kubiakiem w jednym łóżku, to Aleksander mógł zadzwonić do Ady. Prosta proporcja.
Kubiak zaskoczony patrzył na mnie, bo zaczęłam rozmawiać z gościem po angielsku i mówić mu, że Ada jeszcze śpi. Ale robiłam to tak głośno, że moja przyjaciółka w końcu podniosła się z łóżka. Podeszła do mnie , po drodze robiąc jakiś dziwny gest w kierunku Michała, który za pewne miał oznaczać przywitanie, i wzięła mi telefon. Mówiąc coś rozmarzonym, sennym głosem weszła do łazienki. O, nie ze mną takie numery! Już ja ją wypytam o tego Serba!
Ale to potem, bo w międzyczasie znowu dzieliłam łóżko z Kubiakiem.
- A ty? O czym myślisz?
- Jeżeli pytasz, czy myślę o tobie, to tak, myślę. I zastanawiam się też, kiedy znowu się spotkamy.
Nie lubiłam sprawiać nikomu przykrości. A to spojrzenie jakim w tym momencie obdarzył mnie ten gość, wyglądało bardzo smutno. Aż  sama poczułam się trochę przygnębiona, będąc świadoma tego, że, już za niedługo będę musiała wrócić do domu, a on do Jastrzębia. To było dziwne, bo zupełnie się nie znamy, a ciężko nam myśleć o tym, że nie wiemy, kiedy znowu się spotkamy. Bo nie wiedziałam i im bardziej zaczynałam się zastanawiać, to miałam większy mętlik w głowie.
- Pomyślałem, że mogłabyś przyjechać na mecz za parę dni do Jastrzębia. Ale nic na siłę, jeżeli nie chcesz, to na pewno znajdziemy jakiś inny termin.
Do tej pory w swoim życiu nie widziałam smutnego Michała Kubiaka. Zawsze, gdy pokazywali go w telewizji, nie ważne kiedy, miał na twarzy uśmiech, którego teraz nigdzie nie mogłam zauważyć.
- Naprawdę byś tego chciał?
- Bardzo. Ale nie chcę cię do niczego zmuszać.
- To nie chodzi o to, że ja nie chcę. Nie chcę stanąć w centrum uwagi. Sam widziałeś, co się działo w restauracji, nie mogłam znieść spojrzeń tych wszystkich osób.
- Jeżeli o to chodzi, to obiecuję, że podczas meczu ani razu nie popatrzę w twoją stronę, będziesz sobie siedzieć w klubie kibica. Nikt nie będzie wiedział, że masz cokolwiek ze mną wspólnego.
- Ida, bierz jak dają.
Ada rzuciła się na łóżko obok mnie i tą swoją przekonującą miną podsumowała temat. I nie miałam nic do gadania, czego bardzo nie lubiłam. Przynajmniej w tym przypadku.
- Ale jak ja tam sama dojadę?
- Zawiozę cię, jeżeli będę mógł zostać na meczu.
Z łóżka obok odezwał się dziwny głos, który okazał się należeć do Adriana. Co oni sobie jaja ze mnie robią?
- Czy ktoś tu w ogóle śpi? Czy wszyscy udają?
- Ja nie udaję! – ktoś krzyknął spod łóżka. Ktoś, czyli Zbyszek, bo resztę miałam w zasięgu wzroku. Ładnie nas zrobili, sam Michał Kubiak był zdziwiony i lekko speszony, że oni wszystko słyszeli. Z drugiej strony rozpierało go szczęście, bo wiedział, że za kilka dni znowu się spotkamy.
- Jak mam pojechać, to Ada niech też jedzie, Adrian nie będzie się nudził.
- Niestety kochana, mam inne plany.
- A po za tym, nie chcę znowu przez cały czas obrywać z klaskacza!
Adrian ucieszony, że będzie miał święty spokój, wstał z łóżka i odtańczył swój dziki taniec na przywitanie poranka, czym rozruszał swoje stawy rzekome. Natomiast ja, jak sroka w gnat wpatrywałam się w beztrosko leżącą obok mnie Adriannę, z rozdziawioną paszczą.
- Jak to masz inne plany?
- Aleks przyjeżdża.
- Jak to Aleks przyjeżdża i czemu ja o tym nic nie wiem?
- Właśnie ci mówię. Mam wypowiadać większe litery?
- Tego nie da się zrobić, ale jak on tak… po prostu?
- No przecież nie inaczej.
Uaał. Fajnieee. Naprawdę cieszy mnie to, że znalazła sobie nowego kolegę. I chyba byłam trochę zazdrosna. Ale tylko przez chwilę, bo potem pomyślałam sobie, że ona może czuć to samo w stosunku do mnie i Kubiaka. Więc zazdrość mi tak szybko przeszła jak przyszła. 
***

Witam w kolejny piątek, z kolejną częścią! I to by było na tyle tego co mam dziś do powiedzenia xD 
Miłego czytania

Iii bym zapomniała! Za tydzień będzie niespodzianka^^

piątek, 20 lipca 2012

Osiem, zaryzykuję.


Chcąc czy nie chcąc Adrian i tak musiał wstać, bo inaczej razem z Adą nie dałybyśmy mu żyć. Nie mogłyśmy pozwolić na to, żeby wygoda hotelowego łóżka pozwoliła się nam spóźnić na najważniejsze do tej pory spotkanie naszego życia.
Zgodnie z planem, pierwsze zorientowaliśmy się, gdzie jest hala. Nie chcieliśmy wydawać niepotrzebnych pieniędzy na taksówki czy inny rodzaj komunikacji. Postawiliśmy na własne nogi, bo hala Energia była całkiem niedaleko od hotelu.
I takim sposobem, krok za krokiem, dotarliśmy przed obiekt bełchatowskiej dumy. Pozostało tylko przejść przez przejście dla pieszych i byliśmy na miejscu. Zauważyliśmy niedużego gościa z torbą na plecach. Niby nic szczególnego w tej torbie nie było, oczywiście oprócz herbu bełchatowskiego klubu. Po niezbyt wysokim wzroście poznaliśmy Pawła. Chcąc jak najszybciej się do niego przedostać, przyspieszyliśmy kroku. A że bełchatowskie drogi o tej porze roku, to śliskie drogi… No cóż, Ada nie nadążyła i wyłożyła się na chodniku. Ja wiem, że nie powinnam iść w ślady Adriana i po prostu parsknąć śmiechem, więc zamiast tego odetchnęłam z ulgą. Ada podniosła się jak gdyby nigdy nic i poprawiając kurtkę ruszyła przed siebie. Dołączyłam do niej i chwyciłam ją pod ramię, tak profilaktycznie. Nie wiadomo, czy nasz limit pecha na te dni został wyczerpany, czy nadal czekały na nas niespodzianki. Jednak nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie dodała.
- Nie obraź się, ale ulżyło mi, że tym razem to nie ja. Wiesz, trzy razy jednego dnia…
- Skończ, dobra? Dzień dobry Pawle.
Przywitała libero Skry z wielkim uśmiechem na ustach, całkowicie puszczając w niepamięć to, co zdarzyło się przed chwilą.
- Witam naszych drogich kibiców i zapraszam na włości.
Podekscytowani poszliśmy za Pawłem. Doprowadził nas najkrótszą drogą na nasze miejsca i powiedział, że za chwilę wróci, bo musi iść do szatni. Byliśmy na trybunach zupełnie sami, chyba nigdy nie widzieliśmy pustej Energii. Zawsze przepełniona kibicami w żółto – czarnych barwach zachwycała nas przed telewizorem. Jednak teraz miała w sobie coś wyjątkowego, wręcz świętego. Niczym niezmącony spokój.
Nie zdążyliśmy nawet wydusić słowa, Paweł wrócił już w dresie, ale co najważniejsze nie wrócił sam. Przyprowadził ze sobą równie młodego kolegę, Aleksandra Atanasjevica. Dzisiaj był poza składem z powodu jakiejś drobnej kontuzji. Trener zdecydował, że lepiej dla niego będzie dzisiaj nie grać. Nie ukrywam, dla nas też było to lepsze rozwiązanie. Ten młody, piękny pan miał nam towarzyszyć podczas meczu. Oznaczało to, że musimy odświeżyć swoje zdolności językowe, bo Aleksander nie zna polskiego przynajmniej na tyle, żeby z nami rozmawiać. Na samym początku złożył nam autograf w zeszyciku, po czym usiadł obok nas uśmiechnięty.
Nie chciałam nic insynuować, ale młodemu Serbowi spodobało się to, że Ada przywitała się z nim w jego ojczystym języku. Mało tego, był nieźle zdziwiony, co potem przerodziło się w małe rozczarowanie. Ada nie znała na tyle tego języka, żeby móc z nim swobodnie rozmawiać. Trzeba mi dodać, że po maturze chce studiować slawistykę!
Młody Serb był wyraźnie nią zachwycony, przyznał nawet, że dość niechętnie zgodził się na propozycję Pawła, ale teraz bynajmniej jej nie żałuje. Tak na pierwszy rzut oka i ucha to równy z niego gość.
Adrian fotografował pustą halę, bo taki widok bardzo rzadko zdarzał się w Bełchatowie. Ludzie zaczynali dopiero się schodzić i powoli zajmować swoje miejsca. Widocznie chcieli zobaczyć rozgrzewkę Bełchatowian i z pewnością cyknąć kilka fotek, tak jak my.
Na boisku pojawili się pierwsi zawodnicy i ku naszemu zdziwieniu pierwsze co zrobili, to nam pomachali. Nie mieliśmy pewności, czy to do nas, więc odwróciłyśmy się najpierw, czy ktoś za nami nie siedzi. Jednak nikogo tam nie było. Odmachałyśmy z Adą zadowolone, po czym razem z Aleksandrem zeszliśmy na dół, do Adriana. Nasza małpka rozmawiała właśnie z trenerem Bełchatowa. Gdy Adrian zauważył, że schodzimy, powiedział coś na odchodne do trenera, po czym podał mu rękę i odszedł w naszym kierunku.
- Nawrocki poprosił ochronę, żebym podczas rozgrzewki i meczu mógł podejść bliżej z aparatem. Ale stwierdziłem, że podczas meczu nie będę robił im zdjęć, żeby zbytnio ich nie rozpraszać. Za to teraz będę robił tyle i le się da.
Zadowolony przeskoczył przez barierki, jakby czekał na to od urodzenia. A my miałyśmy ochotę Pawła na rękach nosić, że dał nam tyle możliwości podczas tego spotkania. Na boisku pojawiali się kolejni zawodnicy, powoli zaczynali rozgrzewać się siatkarze z pierwszej szóstki. Wszyscy jak jeden mąż się z nami witali, co naprawdę było bardzo, bardzo miłe. Czuliśmy się okropnie wyjątkowo, czując zazdrosne spojrzenia innych kibiców.
- Weźcie rzeczy, idziemy do loży.
Popatrzyłyśmy na niego zdziwione.
- Jak to do loży?
- Sprawdziliśmy przed meczem, były akurat wolne miejsca, więc stwierdziliśmy, że możemy was tam przenieść.
Przybiliśmy sobie piątki i za Aleksandrem podążyłyśmy do vipowskiej loży. Zawołałyśmy Adriana i pokazałyśmy gdzie siedzimy. Ten był tak samo zaskoczony jak my, mało aparatu z wrażenie nie upuścił. Potem wrócił do robienia zdjęć naszej ukochanej drużynie.
Na samym końcu wyszedł kapitan Skry, Mariusz Wlazły. Pozdrowił wszystkich kibiców na trybunach, po czym rozglądając się po hali, znalazł nas w loży i przywitał się tak jak reszta zawodników. Potem podszedł do Adriana i podał mu rękę. Adrian coś mu tam powiedział, zapewne życzył mu powodzenia w dzisiejszym meczu. Mariusz był idolem Adriana, naszego młodego, początkującego siatkarza. Adrian starał się na nim wzorować, choć nie zawsze mu to wychodziło. Jednak niektóre akcje w jego wykonaniu były tak spektakularne jak Mariusza.
Zaraz po Mariuszu, z szatni wyszła drużyna Jastrzębskiego Węgla. Banda Bartmana przywitana równie gorąco przez coraz większą liczbę kibiców, podziękowała za oklaski i przystąpiła do rozgrzewki. Nic dziwnego, że nasi nowi znajomi nie zauważyli nas w tłumie. Loża zapełniła się już co do jednego miejsca. W innych sektorach pozostały nieliczne wolne krzesełka.
Z racji tego, że Aleksander cały czas konwersował podekscytowany z Adą, postanowiłam zejść na chwilę do Adriana, który akurat coś gmerał przy aparacie. Tamta dwójka, śmiem twierdzić, że nawet nie zauważyła mojej nieobecności, za to Adrian ucieszył się, że na chwilę do niego zeszłam.
Przepełniony ekscytacją, pokazał mi kilka ciekawych zdjęć, które zrobił siatkarzom Bełchatowa. Kiedy przeglądałam serię zdjęć Bartka Kurka z rozgrzewki stawów biodrowych, poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Tym razem to ja upuściłabym aparat małpki.
- Już myślałem, że cię tu nie ma. Szukałem we wszystkich sektorach oprócz..
- Loży. Byli na tyle mili, że przenieśli nas przenieśli, bo były wolne miejsca.
Wspominałam już, że Michał Kubiak ma bardzo ładny uśmiech? A oczy? Nie wspominałam? Więc teraz mówię.
- Ale wam dobrze, jeżeli chcecie, to powiem chłopakom, to zostaną chwilę na pamiątkowe zdjęcie.
- Byłoby naprawdę super.
Zajęta rozmową z Michałem, nie zauważyłam, że od kiedy przyjmujący pojawił się obok, Adrian robił nam zdjęcia. Szturchnęłam tylko Michała, żeby spojrzał w jego kierunku i się uśmiechnął. I takim sposobem jeszcze przed rozpoczęciem meczu, miałam zdjęcie z panem, który dziś rano się o mnie potknął i na mnie upadł.
- Muszę uciekać, bo trener na mnie dziwnie patrzy, a nie chcę poczuć na własnej skórze, co oznacza włoski temperament. Ale po meczu, będę cały do twojej, waszej dyspozycji.
Nie powiem, ciekawie zabrzmiało jego ostatnie zdanie, ale za nim zdążyłam coś powiedzieć, to Kubiak uciekł na boisko i po drodze dał kuksańca śmiejącemu się Bartmanowi. Michał się trochę zawstydził, ale odbił sobie udanym atakiem i zadowolony z siebie spojrzał w moim kierunku. Tak przynajmniej powiedział Adrian, bo ja w tym czasie obserwowałam ataki drużyny z Bełchatowa. Z pewnym trudem, muszę przyznać, bo jakoś ciągnęło mnie teraz do jastrzębskiej połowy boiska.
- Adrian, zostajesz na dole czy idziesz do nas?
-Zostanę tu, nawet zrobili mi miejsce. Może uda się jeszcze zrobić jakąś fotkę, Nawrocki prosił.
- Dobra, to ja wracam na górę, bo mnie zaraz ochrona pogoni.
Dumny, z podniesioną głową, powiedział, że nie ma takiej opcji, bo z nim rozmawiam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wróciłam do loży. Gdy wchodziłam na górę, miałam okazję przyglądnąć się kto będzie dzielić z nami miejsca dla vipów. Było kilka osobistości, które rozpoznawałam. Na przykład pana Piechockiego czy Ryszarda Boska.
- Ida, a gdzie ty byłaś? Myślałam, że siedzisz obok.
Tak jak myślałam, Ada nie zauważyła, że mnie nie ma. Nasz przemiły towarzysz również. Rozmawiałyśmy po polsku, więc była duża szansa, że Aleksander tego nie zrozumie.
- Nie chciałam wam przeszkadzać, więc poszłam do Adriana, a tam znalazł mnie Michał. Podszedł się przywitać i powiedział, że powie chłopakom, żeby zaczekali chwilę, to zrobimy sobie z nimi zdjęcie.
- Poważnie?
- Jak najbardziej. Cytując pana Kubiaka: „Po meczu będę cały do twojej, waszej dyspozycji”
Ada zrobiła jedną ze swoich chytrych min, zapewne spodobało jej się ten sam fragment, który zabrzmiał ciekawie dla mnie. Kochałam tą jej chytrość i przebiegłość i sprytność i wiele innych –ości.
Aleksander szturchnął Adę, żeby powiedziała mu o czym rozmawiałyśmy, więc mu coś tam wytłumaczyła. Chłopak się uśmiechnął w moim kierunku z tekstem ‘i like it’. On naprawdę był tak zwariowany, jak się spodziewałyśmy.
Podczas całego meczu, razem z nami, głośno dopingował swoich kolegów i to po polsku. Widocznie to była ta część naszego języka, którą rozumiał. Atmosfera panująca w bełchatowskiej hali była cudowna, większość trybun mieniła się na żółto – czarno, tak jak my. No i oczywiście nasz transparent wiszący przy barierkach, został pokazany przez Polsat. Mieliśmy nadzieję, że nasz pan nauczyciel oglądał ten mecz, a jeżeli nie, to chociaż ktoś z grupy, która miała na ten mecz przyjechać.
Wynik nie był tak do końca przesądzony, bo Jastrzębski Węgiel był w dobrej formie i częściowo zagrażał Skrze. Były momenty, w których gra wymykała się Bełchatowianom spod kontroli, za sprawą świetnej gry Michała Kubiaka. Świetnie zagrał, ale niestety reszta jego drużyny nie błyszczała zbytnio na boisku. Miałam wrażenie, że ów przyjmujący przeciwnej drużyny, zerka czasem w stronę loży, ale tak dużo się działo, że nie mogłam być tego pewna i mogło mi się to przywidzieć.
Po zakończonym meczu i głośnym krzyczeniu ‘ostatni’ dla Bełchatowa, odczekaliśmy chwilę, żeby trybuny się przerzedziły. Michał i Zbyszek już czekali na dole razem z Michałem Łasko i środkowym Holmes’em. Powiedziałyśmy Aleksandrowi, że poznałyśmy kapitana Jastrzębskiego Węgla i jego przyjaciela w hotelu i chcemy zrobić sobie z nimi zdjęcie. W tym czasie największe gwiazdy Skry rozdawały autografy Klubowi Kibica, więc powiedziałyśmy, żeby dołączył do swoich klubowych kolegów. Adrian zgodnie z obietnicą Michała, pojawił się zaraz obok nich z aparatem w gotowości.
- To co? Mała sesyjka na zakończenie tego meczu?
Zbyszek zacierał ręce, widać było, że kochał to, jak ktoś robił mu zdjęcia. Gdy Ada mu to wytknęła, wybronił się, że lubi tylko te zdjęcia z kibicami. Bo trzeba przyznać, że był mecz, był dzień, w którym kibicowaliśmy Jastrzębiu. Ale tego dnia, nie mogliśmy zrobić sobie z nimi zdjęcia. Adrian ustawił wszystkich pięknie pod bandą, mnie ‘zupełnie’ przypadkiem obok Michała. Ada stanęła pomiędzy Homes’em i Michałem Łasko. A Zibi zadowolony położył się na parkiecie przed nami.
- Wyjeżdżacie dzisiaj?
Usłyszałam szept z prawej strony.
- Jutro przed południem. A dlaczego pytasz?
- Po prostu zastanawiam się, czy zdążymy jeszcze porozmawiać i zjeść kolację.
- Nie boisz się, że tym razem też przydarzy ci się coś niespodziewanego? Bo jakoś sprowadzam na ciebie kłopoty. Najpierw wylądowałeś na podłodze, potem dostałeś zegarkiem od Adriana…
- Zaryzykuję. To jak?
- Czekaj w hotelu, teraz idziemy fotografować się z Bełchatowem.
Uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie i dałam się Adzie zaciągnąć na drugą stronę boiska.
Siatkarze Skry już na nas czekali, komentując dzisiejszy pojedynek. Gdy w końcu do nich dotarliśmy, nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Staliśmy oko w oko z tymi, którzy dostarczali nam tyle emocji i radości zdobywając tytuły i medale. Nigdy wcześniej nie pomyśleliśmy, że będziemy mogli z nimi osobiście porozmawiać. Ten zaszczyt spotkał nas zupełnie przypadkiem, dzięki PKP. Kto by pomyślał!
Jak to już wcześniej bywało, to ja musiałam coś powiedzieć, bo pozostałą dwójkę lekko zatkało.
- Dziękujemy, że poświęciliście nam trochę czasu. Nie wiem, czy Paweł wam wspominał, ale ten przyjazd tutaj jeszcze przed paroma dniami, był odwołany. Planowaliśmy przyjechać większą grupą, ale nasz opiekun to odwołał. Jakoś udało się nam własnymi siłami, właściwie siłami Adriana tutaj dojechać. I jesteśmy mega szczęśliwi, że możemy teraz przed wami stać, bo to od wielu miesięcy, nawet lat było naszym największym marzeniem.
Myślałam, że te słowa, nie będą dla nich zaskoczeniem, przecież mają mnóstwo fanów. A jednak.
- Fajnie wiedzieć, że to co robimy, jest dla kogoś źródłem tylu emocji. I możemy być tylko dumni z takich kibiców. Rozmawiałem już a naszym managerem, jeżeli tylko będziecie chcieli, to damy wam wejściówki na Ligę Mistrzów i inne rozgrywki, dla tych co nie pojechali tym razem , też.
Co mieliśmy zrobić, żeby się im odwdzięczyć? Przecież nie robili tego dla wszystkich swoich kibiców, tylko dla nas. Co było w nas takiego wyjątkowego, że zgodzili się nam w pewien sposób pomóc. Bardzo mnie to nurtowało, więc zapytałam o to Mariusza. No bo kto inny jak nie ja? Adrian stał lekko spetryfikowany, a Ada – no cóż, powiedzmy, że nie mogła nic z siebie wydusić oprócz ‘dziękujemy’.
- Chyba jeszcze nie spotkaliśmy tak wytrwałych kibiców jak wy. Z resztą Paweł nam mówił o waszej reakcji na jego widok. Lekko żartobliwe podejście do sprawy, co najważniejsze, nie rzuciliście się na niego z piskiem. Liczy się kontakt z człowiekiem, a nie wielbienie go po nocach.
- Tym bardziej nie wiem, co mam powiedzieć. Bo nic oprócz zwykłego ‘dziękuję’ nie przychodzi mi na myśl.
Kapitan Skry uśmiechnął się i przybyliśmy sobie piątki. A potem nastąpiła wielka sesja fotograficzna. Z Mariuszem, Michałem, Bartkiem, Aleksandrem, Miguelem i innymi bełchatowskimi siatkarzami. No i oczywiście z panem trenerem! Tu było najwięcej śmiechu, między innymi dlatego, że na każdym zdjęciu zrobił nam rogi.
Kiedy już mieliśmy się żegnać z zawodnikami i stanęliśmy przy wyjściu z koszulkami, z mnóstwem zrobionych zdjęć i kontaktem do managera Skry, łzy kręciły się w oczach. Zaskakujące było to, że nie tylko w naszych. Bo Paweł płakał prawie jak bóbr. Uściskaliśmy go i zaprosiliśmy całą drużynę do naszego miasta w odwiedziny. Przyjęli zaproszenie i powiedzieli, że jeżeli tylko znajdą chwilę wolnego czasu między rozgrywkami, to z pewnością przyjadą.
Z uśmiechem na ustach i rozradowanym sercem opuściliśmy halę. Jednak Adzie coś nie dawało spokoju i wróciła do budynku. Zaciekawieni, razem z Adrianem poszliśmy za nią. Ona zwyczajnie podeszła do Mariusza, wyższego od siebie o więcej niż głowę i miłym głosem zapytała:
- A czy mogę pana jeszcze uściskać?
Wlazły się zaśmiał, dlaczego miałby się nie zgodzić.
- Dziękuję.

Gdy wróciliśmy do hotelu było koło dziewiętnastej. Wcale nie byliśmy zmęczeni, bo jak może męczyć spełnianie marzeń?

piątek, 13 lipca 2012

Siedem, czyli kolejne wypadki i śniadanie z sąsiadem.


Pan Bartman patrzył na nas lekko zdezorientowany w czasie i przestrzeni. Z racji tego, że Ada leżała na swoim łóżku i dalej się śmiała, na co wskazywały dziwne ruchy jej ciała, musiałam udzielić panu siatkarzowi odpowiedzi.
- Ale tak od początku?
- No przydałby się jakiś kontekst.
- Kontekst jest taki, że przyjechaliśmy na jutrzejszy mecz Skry Bełchatów i panów – ja, Ada i Adrian, który śpi na podłodze. Przechodząc do sedna sprawy. Jak panowie przyszli do pokoju naprzeciwko naszego, Adrian was usłyszał i widział przez wizjer. My w tym czasie czyściłyśmy ręce z czarnego flamastra, którym nas porysował. Gdy wyszłam z łazienki, zachowywał się dziwnie, więc stwierdziłam, że będzie lepiej dla nas i dla was, gdy go tam zamknę. Potem oglądałyśmy film z Adą i jak film się skończył, stwierdziłyśmy, że go wypuścimy. Więc wstałam, otwarłam drzwi i się potknęłam o jego głowę i wylądowałam na podłodze. A on nadal spał. To tak w skrócie.
- A dlaczego on ma czerwony nos? Przypomina Rudolfa!
Zabłysnął błyskotliwością pan Bartman. Pan Kubiak przypatrywał się z dziwnym wyrazem twarzy Adrianowi, jakby był przybyszem z kosmosu.
- Taki odwet za porysowane ręce. Miał go zmyć, ale widocznie usnął. Przepraszam, że was obudziłam, nie miałam tego w planach. Tak samo jak upadku na podłogę.
- Ważne, że nic ci się nie stało. No i jemu też. Chyba możemy iść spać, nie?
- Oczywiście, musicie się wyspać przed meczem. Jeszcze raz przepraszamy za zamieszanie.
Odprowadziłam sąsiadów do drzwi. Próbowałam jakoś ukryć wielkie zażenowanie. Zaczekałam aż wejdą do pokoju i zamykałam drzwi, kiedy Kubiak na chwilę zawrócił. Po raz pierwszy zobaczyłam, że się uśmiecha. Do tej pory zachował kamienną twarz.
- Jak masz na imię?
- Ida.
- Dobranoc, Ida. Do zobaczenia jutro na meczu.
- Do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się jeszcze raz do Kubiaka i schowałam się w pokoju. Na szczęście Ada przestała się już śmiać. Patrzyła się na mnie, cała czerwona od śmiechu.
- Fatalnie to wypadło, nie? Ja cały czas się śmiałam, a ty na tej podłodze… Ale wybacz, po prostu nie mogłam. Jak cię zobaczyłam, jak leżysz na tej podłodze, a ta małpa śpi, to nie mogłam się powstrzymać. Z resztą nadal chce mi się śmiać!
- Nie, proszę cię, przestań już.  – rzuciłam się na łóżko i nakryłam głowę poduszką. – Boże, jaka kompromitacja! Przecież oni nas jutro wyśmieją!
- Pomyśl o tym, jak wyśmieją Adriana.
Uchyliłam poduszkę i spojrzałam na Adę.
- Dobra, ulżyło mi.
Z powrotem opuściłam poduszkę. Nie chciało mi się już wstawać, to całe zamieszanie mnie zmęczyło i chciało mi się spać. Uchyliłam poduszkę jeszcze raz i popatrzyłam na Adę błagalnie.
- Dobra, dobra. Obudzę go. Śpij.
- Dziękuje – mruknęłam spod poduszki i przykryłam się kołdrą. Jakąś minutę później usłyszałam głośne, męskie protesty, spowodowane wylaniem szklanki wody na głowę osobnika płci męskiej.
***
Spałam jak zabita. Nic mi się nie śniło, co bardzo mnie ucieszyło, bo z pewnością nie byłyby to zwykłe sny. Zawsze, gdy tylko coś mi się śniło, były to jakieś ekstremalne sytuacje, które potrafiły rozbawić wszystkich dookoła. Ada też czasem miewała takie sny, ale nie w takim stopniu zwariowania jak ja. A Adrian spał wszędzie i o każdej porze i rzadko kiedy coś mu się przyśniło.
Wstałam jako pierwsza, świeża i wypoczęta. Poszłam się umyć do łazienki i przebrać w czyste ciuchy. Gdy wyszłam, Ada przeciągała się na łóżku. Musiałam ją obudzić, jak wstawałam.
- Która godzina?
No właśnie. Dobre pytanie. Nawet nie spojrzałam na zegarek. Rzuciłam na podłogę piżamę i zaczęłam nurkować pod kołdrą w poszukiwaniu telefonu. Było dziesięć minut po dziesiątej. Ale oni tego nie wiedzieli, więc postanowiłam na tym skorzystać.
- Matko! Już wpół do pierwszej! Przecież mamy być za półgodziny pod halą!
W momencie pościel zaczęła fruwać w pokoju i Ada wręcz wbiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Adrian tego nie zauważył i przywalił głową w drzwi. Boże, jak musiałam walczyć ze sobą, żeby nie zacząć się śmiać! Usiadłam na podłodze i zaczęłam się kolebać na boki.
Adrian jakby się rozbudził i zaczął mi się przyglądać. Po chwili zaczął walić w drzwi do łazienki.
- Ada, nie spiesz się. Ona żartowała.
Po czym włócząc za sobą nogami, wrócił do łóżka. Minutę później z łazienki wyszła Ada z założonymi rękami i bluzką ubraną tył na przód. Bez słowa wpatrywałam się w nią ze łzami w oczach. Miała bojowy wyraz twarzy.
- Błagam, błagam, tylko nie to!
Jednak moje błagania zdały się na nic. Ada rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać. Mój pisk był tak głośny, że bałam  się, że za chwilę mogą wkroczyć tu nasi sąsiedzi w postaci zawodników Jastrzębskiego Węgla.
- Ada, bo znowu tu przyjdą i znowu się skompromitujemy!
To ją przekonało. Zostawiła mnie w końcu w spokoju. Tylko, że ja nie do końca miałam spokój. Jak tylko wstała z podłogi, rozległo się pukanie do drzwi. Ada otworzyła. A z racji tego, że leżałam na podłodze zaraz przy drzwiach…
- Michał, uważaj!
… zostałam przygnieciona przez Michała Kubiaka. Na nic zdały się ostrzeżenia Ady, Michał wyłożył się jak długi. I to na mnie.
- Boże, ratunku! Bo zaraz przestanę oddychać!
Michał zadziwiająco szybko się podniósł i poprawił okulary. Po czym pomógł mi wstać. Obrócił mnie raz i drugi, oglądając z każdej strony stwierdził, że nic mi nie jest. Kubiak odetchnął z ulgą. Ja też. On wcale tak mało nie waży.
Temu wszystkiemu towarzyszył śmiech Ady, do której dołączył Zbyszek, i dziwnie spojrzenie Adriana z nad kołdry. Jednak ten ostatnio mało się nami zainteresował, bo odwrócił się do nas plecami i cały nakrył kołdrą.
- Wygląda na to, że was wyjazd jest bardzo urozmaicony w wszelkiego rodzaju… przygody.
Michałowi było trochę głupio, z powodu tego wejścia smoka. Z resztą mi też. Kolejna kompromitacja. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
- Oj, tak, można by film nakręcić. To wszystko moja wina, nie zdążyłam usunąć się z linii strzału.
- Ale w końcu to ja strzelałem.
Zaczęliśmy się śmiać, jak na dziesiątą rano to mieliśmy niezłe metafory.
- Może zjecie z nami śniadanie? O to przyszliśmy zapytać.  
- My bardzo chętnie. Adrian już nie tak chętnie. Najwyżej potem zje. Tylko dajcie mi minutę, muszę się przebrać.
Ada wparowała szybko do łazienki a ja zabrałam rzeczy i wyszłam z chłopakami na korytarz. Oparłam się o ścianę i westchnęłam.
- Jakie to wszystko jest zwariowane. Najpierw wystraszony Zatorski w pociągu, potem te upadki. A to miał być zwyczajny wyjazd na mecz.
- Sądząc po koszulce Ady, to kibicujecie Skrze?
- Tak, ale wam w drugiej kolejności. Nawet byliśmy na waszym meczu w grudniu, przed świętami. I daliście nam autografy. Ale tam było mnóstwo ludzi, więc pewnie nie pamiętacie.
Widać było zastanowienie na ich twarzach, aż nagle Michał na coś wpadł.
- To wy jesteście z tego liceum! Nawet transparent mieliście!
- Tak, to najwidoczniej my. Fajnie, że coś wam utkwiło w pamięci.
***
Gdy Ada do nas dołączyła, zeszliśmy do restauracji. Jak na dość późną godzinę, dużo stolików było pozajmowanych. Miałam wrażenie, że nagle oczy tych wszystkich ludzi, zwróciły się na nas. Niewątpliwie siatkarze Jastrzębskiego Węgla byli niebywałą atrakcją, zwłaszcza, że pojawili się publicznie z nikomu nieznanymi dziewczynami.
Czułam się dziwnie, bałam się jakiegokolwiek ruchu, żeby nie zrobić jakiejś gafy. Byłam strasznie spięta i najchętniej uciekłabym stąd jak najszybciej. Ada natomiast czuła się świetnie, rozmawiała z chłopakami o dzisiejszym meczu. Ręce zaczęły mi się trząść, gdy zauważyłam, że ludzie siedzący przy stoliku obok, uparcie się we mnie wpatrują.
Wstałam powoli od stolika, przynajmniej starałam się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Nie byłam pewna, co do wyniku. Michał i Zbyszek byli zaskoczeni, że tak szybko chcę ich upuścić. Co miałam im powiedzieć? Że wszyscy mnie obserwują i nie czuję się z tym komfortowo? Przecież by nie zrozumieli, bo są do tego przyzwyczajeni. Zwyczajnie się uśmiechnęłam i powiedziałam Adzie, żeby zamówiła mi śniadanie do pokoju. Przyspieszonym krokiem opuściłam pomieszczenie i będąc już za drzwiami odetchnęłam z ulgą. Nienawidzę być w centrum uwagi.
Gdy emocje opadły, powoli wdrapałam się po schodach na drugie piętro. Szłam powoli korytarzem, kiedy zostałam złapana za rękę. Serce podskoczyło mi do gardła i o mało nie wrzasnęłam. Osobą, która o mało nie przysporzyła mnie o atak serca był sam Michał Kubiak.
- Stało się coś? Tak szybko wyszłaś…
- Powiedzmy, że nie czułam się najlepiej.
- Mogę być dociekliwy i zapytać, dlaczego?
I co? Miałam mu powiedzieć, że nie może i teatralnie odejść? No dobra, mogłam tak zrobić, ale jakoś nie w tym wypadku. Ten gość miał dość dobry dar przekonywania, coś, co sprawiało, że możesz mu powiedzieć o wszystkim.
- Nie lubię być w centrum uwagi. A tam… oni wszyscy się na nas gapili. Nic bym nie przełknęła czując, że jestem przez kogoś obserwowana.
- Też nie bardzo to lubię, ale jakoś muszę z tym żyć. Ciesz się, że nie musisz się z tym użerać. 
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu za dodanie otuchy i skierowałam  kroki do naszego pokoju. W końcu trzeba było dobudzić Adriana, inaczej istnieje taka możliwość, że się spóźnimy.
- I nie musisz jeść sama. Powiedziałem Zbyszkowi, żeby przysłali mi porcję na górę.
I tu mnie zaskoczył swoim poświęceniem. Jestem dla niego zupełnie obcą osobą, nie zna mnie i mimo to chce zjeść ze mną śniadanie. Myślałam, że padnę! Musiałam mieć dziwny wyraz twarzy, bo pan Kubiak, patrząc na mnie, zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Z twojej miny.
- Bo to wszystko jest naprawdę dziwne.
- Co w tym takiego dziwnego, że chcę zjeść z tobą śniadanie? Przecież to chyba zupełnie normalne, że ludzie rano jedzą śniadanie.
- Taa, bardzo śmieszne. Chodziło mi o to, że do dzisiejszego dnia, ludzie tacy jak tyli byli dla mnie zupełnie nieosiągalni. Ba, nie pomyślałam nawet, że będę przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu, tym bardziej, że będą przeze mnie przepadać.
Kubiak wręcz zanosił się śmiechem, nawet łzy popłynęły mu po twarzy. A ja tak sobie stałam przed nim i patrzyłam na to, co się z nim dzieje. I w takiej sytuacji zastali nas kelnerzy z restauracji. Widziałam, że próbują zachować powagę, ale tak śmiejący się Kubiak, zarażał wszystkich. Poprosiłam, żeby zostawili te tacki z jedzeniem w moim pokoju i dałam im kartę. Musiałam coś wymyślić. Coś co mogłoby uspokoić przyjmującego Jastrzębskiego Węgla. Tylko na razie nie miałam żadnego pomysłu.
Usiadłam obok niego na podłodze (bo w międzyczasie zdążył osunąć się po ścianie, nie mogąc utrzymać pionu). I czekałam, nie zwracając uwagi na to, że on nadal się śmieje. Kelnerzy wyszli z pokoju i oddali mi kartę. Mijając nas mieli dziwne uśmieszki na twarzy, widocznie ich też to śmieszyło. Zaczynałam się trochę denerwować Chcąc ocalić resztki cierpliwości, postanowiłam wdrożyć drastyczne środki. Wstałam i bez słowa poszłam do pokoju, zamykając drzwi.
Adrian nadal spał, a ja usiadłam sobie przy stole i zaczęłam konsumować śniadanie. Muszę przyznać, że kuchnię mieli tu całkiem niezłą.
Drastyczne środki zawsze skutkują. Nie minęło kilka minut, rozległo się pukanie do drzwi. Ale to nie było zwykłe pukanie. To pukanie należało do tego rodzaju pukań, które wyrażały skruchę. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak ten uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy, bo poszłam otworzyć drzwi. Ujrzałam Michała, z niewyraźną minką; przestał się śmiać.
- Wpuścisz mnie? Jestem głodny…
Chyba zrozumiał swój błąd, a ja nie miałam sumienia trzymać głodnego człowieka za drzwiami. Zwłaszcza, że u mnie znajdowało się jego śniadanie. Otwarłam szerzej drzwi i wpuściłam gościa do środka.
- Nie zwracaj uwagi na bałagan, proszę cię. Śniadanie masz na stole.
Patrząc pod nogi, Michał Kubiak dotarł do stołu cały i zdrowy. Usiadł sobie wygodnie i zaczął konsumować śniadanko.
- Skoro to – zakreślił przestrzeń ręką – nazywasz bałaganem to ciekawe jak określiłabyś nasze pokoje podczas zgrupowania. Uwierz, wyglądają znacznie, znacznie gorzej niż wasz.
Jedliśmy sobie w spokoju, w ciszy, którą przerywały tylko reklamy produktów Mango w telewizji. Normalnie sielanka, przerywana głosem Zygmunta Chajzera. Jak w bajce. Do czasu.
Znałam Adriana dość dobrze, żeby stwierdzić, że kanał Mango 24 jest jego znienawidzonym programem. I mogłam przewidzieć, że na dłuższą metę nie wytrzyma i kiedyś wstanie. Ale nie mogłam przewidzieć tego, że zacznie rzucać na oślep czym popadnie. Małpka słuch ma dobry, więc zapewne stwierdził, że jem coś przy stole. Pomysł sam w sobie był dobry, ale cóż, pech – nie jadłam sama.
I takim oto sposobem, Michał Kubiak, bardzo miły siatkarz, został zdzielony zegarkiem w głowę. Na początku nie mogłam dość do tego, co się stało. Widziałam tylko tyle, że nasz gość zerwał się z krzesła, łapiąc się za głowę. Żeby tego było mało, to potknął się o własne nogi i po raz drugi tego dnia wylądował na podłodze. Tylko tym razem nie miał miękkiego lądowania.
Nie śmiałam nawet przypuszczać, że Adrian użyje jako broni swojej najcenniejszej rzeczy – własnego zegarka. Miał go już bardzo długo, bardzo często się nim bawił, ale nigdy nim nie rzucał! Gdy zobaczyłam go pod stołem, zrozumiałam co się stało.
- Adrian, debilu, trafiłeś w Michała!
W tym momencie stał się cud! Tak, byłam świadkiem prawdziwego cudu! Otóż Adrian wyrwał się z łóżka i tak szybko jak mógł podbiegł do Michała i zaczął go przepraszać. Cudem nie było to, że go przepraszam. Mianem cudu określiłam to, że wstał z łóżka! Z nieprzymuszonej woli.
Nasz poszkodowany, dokończył swoje śniadanie, przykładając sobie do bolącego miejsca zimny ręcznik. Adrian bacznie go obserwował, aż tamten o mało się nie zakrztusił. Zaciągnęłam przyjaciela do łazienki i znowu go w niej zamknęłam. Nie chciałam, żeby Kubiak się udławił.
- Właśnie to miałam na myśli, kiedy rozmawialiśmy na korytarzu.
- Wy tak codziennie macie?
- Nie, nie mieszkamy razem. Z resztą to byłoby szkodliwe dla otoczenia i nas samych.
- Tak, zdecydowanie.
Zrobiło mi się go żal, naprawdę. Siedział taki skulony na tym krześle i gmerał widelcem w talerzu. Postanowiłam ulżyć mu w cierpieniu i przytrzymać ten ręcznik. Byłam mu to winna.
- O niebo lepiej.
- Nie podlizuj się. Przed chwilą się ze mnie śmiałeś.
- Obiecuję, że już nie będę! Ale nawiasem mówiąc, to będzie bardzo trudne zadanie. Niczym pokonanie Brazylii. 



Tak, mamy złoto!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Płakałam jak bóbr już w połowie trzeciego seta meczu z Amerykanami, bo byłam tak skołowana, że nie wiedziałam co się dzieje. Teraz, panowie i panie, podbijamy Londyn i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Przedstawiam wam kolejny rozdział, ciesząc się niezmiernie razem z moim przyjaciółmi - dostaliśmy się na studia! 
Pozdrawiam!