Dziesięć, czyli kłopoty.
Ogarnięci i spakowani staliśmy
przed hotelem. Razem z nami stali panowie siatkarze. Chcieli pójść z nami na
dworzec, ale my woleliśmy załatwić to tutaj. Nienawidziłam pożegnań, bo zawsze
były takie ckliwe. Zwłaszcza wtedy, gdy żegnało się z kimś fajnym, miłym,
przystojnym, utalentowanym, pięknookim, wysokim, czyli z Michałem Kubiakiem. No
i Zbyszkiem.
I co z tego, że chciało mi się
płakać? Skoro on sam miał nie lepszą minę, kiedy stanęłam przed nim i miałam
powiedzieć ‘cześć’. Kolejna dziwna rzecz, do odnotowania. Dziwna, ale fajna i
bardzo miła. Bo przecież miło jest wiedzieć, że chociaż po tych kilkunastu
godzinach jest się dla kogoś zauważalnym i ten ktoś cię będzie pamiętał.
- Mogę cię jeszcze przytulić?
- Po co się pytasz, skoro wiesz,
że tak. Mogę ci jeszcze zostawić swój numer telefonu.
- Możesz? Bo nie wiem.
- Oj, dobra. Koniec tego
przegadywania, bo się zaraz pogubię.
Przytuliłam się do tego wielkiego
pana bardzo mocno. I wcale nie dlatego, że było zimno. Zostawiłam mu jeszcze
numer telefonu i pociągnięta przez przyjaciół, zniknęłam w tłumie, mając
nadzieję na to, że pozostanę jeszcze przez jakiś czas anonimowa.
***
Mieliśmy szczęście, że nasz
pociąg z Bełchatowa się nie spóźnił, bo do pociągu z Łodzi wręcz wlecieliśmy.
Mieliśmy niecałe trzy minuty do odjazdu, gdy wysiedliśmy z pociągu. Adrian,
mądre stworzenie, zostawił nas w tyle i zadowolony wskoczył do wagonu. Całe
szczęście, że do tego co trzeba.
- Ej, dostałam smsa od Kamili…. O
kurde.
Mina Ady nie wróżyła nic dobrego.
- No mów! Co się stało?
- Kamila pisze, że jej mama nas
wsypała. Niechcący. Spotkała moją mamę na mieście i wymsknęło się jej, że nie
ma nas u Kamili. A rodzice nie dzwonią dlatego, żeby zrobić nam niemiłą
niespodziankę.
A brakowało niewiele, żeby
wszystko się udało! Nawet nie przypuszczałam, że coś takiego może się wydarzyć
w ostatnich godzinach naszej intrygi. Ale cóż, nie chwal dnia przed zachodem
słońca. Teraz już nam było wszystko jedno, zapewne dostaniemy dożywotni szlaban.
Co oznaczało, że nie spotkam się z Michałem. A tak bardzo nie chciałam go
zawieść!
Schowałam twarz w dłoniach i
próbowałam jakoś opanować emocje. Sama nie wiem, czy powinnam tak reagować, czy
tego typu reakcja nie była teraz na miejscu. Nie obchodziło mnie to. Kiedy go
przytulałam przed tym hotelem, miałam świadomość, że już niedługo się zobaczymy
i może to głupie, ale gdzieś tam paliło się światełko, że to może być coś,
wielkie coś.
- Nie martw się, na pewno
zrozumie. Jeżeli coś ma z tego być, to poczeka.
Po Adzie jak zawsze nie było
niczego widać, równie dobrze mogła czuć się tak jak ja, ale tego nie okazywała.
Przecież miał do niej przyjechać Aleks.
- Co zrobisz z Aleksem? Miał do
ciebie przyjechać.
Ada zerknęła na Adriana, chłopak
miał przymknięte oczy. Chcąc sprawdzić czy nas nie podsłuchuje, kopnęła go w
kolano. Nie zareagował, więc zaczęła się w niego uparcie wpatrywać, ale to też
go nie złamało. Wzruszyła ramionami, wyglądało na to, że jednak spał, co wcale
takie dziwne nie było.
- Na początku pomyślałam, że może
z tej znajomości wyjść coś fajnego, ale gdy teraz tak sobie myślę, to raczej
nie widzę w tym przyszłości. Co innego, patrząc na ciebie i Michała.
- Nie wiem, co mam o tym
wszystkim myśleć. Z jednej strony, naprawdę bym chciała, żeby coś z tego
wyszło, ale z drugiej… Sama wiesz, ten rozgłos, jaki od razu by się zaczął,
gdyby zobaczyli nas gdzieś razem. Ludzie zaczęliby o nas mówić, wszędzie
słyszałabym plotki na nasz temat… Boję się tego, że gdy coś z tego wyjdzie, a
ja nie dam rady, to go zawiodę i to bardzo. Ale nie mówmy o tym dobrze? Powiedz
dlaczego przekreślasz tego Serba.
- To nie jest teraz ważne. Z tego
po prostu nic nie będzie. A kiedy patrzę na was, to brakuje mi słów, żeby
opisać jak cudownie razem wyglądacie. To musi wyjść, Ida, bo nie ma innej
opcji. On nie odpuści, cokolwiek byś mu nie powiedziała. A wiesz dlaczego, bo
ty też tego chcesz. I założę się, że ten sms jest od niego.
Chwilę wcześniej rzeczywiście
przyszedł sms, ale jakoś straciłam ochotę na wszystko, więc oddałam aparat
Adzie. Przecież i tak powiedziałabym
jej, co napisał. Oparłam się na siedzeniu i czekałam aż zacznie czytać. Nie
oczekiwałam żadnych rewelacji, bo równie dobrze mógłby to być ktoś zupełnie
inny.
- Miałam racje, to on. „Nie
wiedziałem, że wypada mi pisać do ciebie po tym jak zaledwie dwie godziny temu
się widzieliśmy, ale nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Jak mija wam podróż?” i
podpis Michał.
- Zwariował, nieprawdaż?
- Adrian, przecież spałeś! Znowu
oszukujesz!
Kiedy Ada zaczęła bić Adriana za
to, że znowu zrobił nas w konia, wzięłam od niej telefon i odeszłam od nich.
Niech bije go sobie w spokoju, bo zasłużył, a ja jeszcze bym go obroniła, co
mam w naturze zwyczajowo robić. Stanęłam w jakimś wyludnionym miejscu, które
niespecjalnie trudno było znaleźć. W wagonie było tylko kilkanaście osób.
Wybrałam numer Michała, w ogóle nie zastanawiając się co mu powiem. Bo nawet
gdybym próbowała coś wymyślić, to i tak nie dałabym rady i bym nie zadzwoniła.
- Mylę się, jeżeli powiem, że to
z tobą spędziłem ostatnią noc?
Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam
jego głos.
- Nie mylisz się, dobrze
trafiłeś. Naprawdę jesteś taki niecierpliwy?
Zaśmiał się krótko.
- Chyba tylko jeżeli chodzi o
ciebie. To dobrze czy źle?
- Nie wiem, czy mnie to oceniać,
nie będę obiektywna, ale przynajmniej wiem, że byłeś w stu procentach
prawdziwy.
- Cieszę się, że naprawdę tak
myślisz. To jest szalone, nie?
- Tak, zdecydowanie. Właściwie
dzwonię, żeby ci o czymś powiedzieć, bo nie wiem czy potem będę miała jak.
- Słucham cię uważnie, tylko nie
każ mi przyjeżdżać, bo bez wahania to
zrobię, wiesz?
- Teraz wiem. Nie o to mi
chodziło. Rodzice się dowiedzieli i już szykują nam piekło, więc raczej nie
damy radę przyjechać na mecz. Teraz pewnie nie pozwolą nam nigdzie jechać.
Po drugiej stronie rozległa się
cisza, a mi zebrało się na płacz. Nie chciałam, żeby usłyszał jak płaczę, nie
teraz. Rozłączyłam się i głęboko oddychając, próbowałam się opanować. Nie wiem
na ile mi się to udało, ale wróciłam do przyjaciół. Wyciszyłam telefon, bo nie
chciałam z nikim rozmawiać. Chciałam znowu poczuć się jak wtedy, kiedy
jechaliśmy do Bełchatowa, kiedy czuliśmy tą wielką ekscytację i byliśmy
szczęśliwi, że będziemy mogli zobaczyć ten mecz, że przechytrzyliśmy los. Jak
się okazało, nie do końca.
Usiadłam na swoim miejscu, nic
nie mówiąc i schowałam telefon głęboko do plecaka. Ale nie chciałam zapomnieć,
bo te dni były najpiękniejsze w całym moim dotychczasowym życiu. Nie tylko za
sprawą tego meczu, ale także i jego. Westchnęłam krótko. To, że nie wymawiałam
jego imienia, nie znaczyło, że nie miałam go przed oczami.
Adrian z Adą milczeli, pewnie nie
wiedzieli co powiedzieć, a to rzadkość jeżeli o nich chodzi. Ale ja też nie
chciałam o niczym rozmawiać, przymknęłam oczy i rozmyślałam o tym, co nastąpi.
Eliminowałam wszystkie przypuszczenia, zajmowałam się tylko sprawami, które
były dla mnie jasne. Między innymi tym, że czeka mnie ciężka przeprawa jak
przyjadę do domu. Właściwie to był mój główny obiekt przemyśleń. Zastanawiałam
się czym postanowią mnie jeszcze ukarać. Zabronią mi się z nimi spotykać?
Musieliby chyba przenieść mnie do innej szkoły.
- Nie myśl już o tym, bo cię to
wykończy. Chodź pooglądać zdjęcia.
Dobrze, że o nic nie pytali. Oni
zawsze wiedzą, kiedy mają o nic nie pytać, za co jestem im naprawdę wdzięczna.
***
Kiedy dojechaliśmy do Krakowa był
już wieczór. Prószył śnieg i wiał ostry wiatr. Najgorsze było to, że pociąg się
spóźnił i nie mieliśmy czym wrócić do domu. Jakby jeszcze nam było mało tego
wszystkiego. Jedynym wyjściem było zadzwonić do wujka, on jeden doskonale
wiedział o naszych planach. Wyciągnęłam telefon z plecaka. Akurat dzwonił
Michał. Nie odebrałam po raz dwudziesty piąty i połączyłam się z wujkiem. Na
szczęście był w domu i dał radę po nas przyjechać. Poszliśmy do budynku dworca,
żeby kupić sobie coś ciepłego do picia. Na peronach nie było żywej duszy za
sprawą godziny jak i pogody. Wszyscy, którzy zamierzali gdzieś jeszcze pojechać,
kłębili się w budynku dworca.
Stanęłyśmy z Adą gdzieś z boku,
Adrian poszedł po coś do picia.
- Rozmawiałaś z Michałem, tak?
Przytaknęłam.
- Powiedziałaś mu, że nie
przyjedziesz?
- Powiedziałam, ale zaraz potem
się rozłączyłam. Milczał, a mnie zebrało się na płacz i jakoś tak wyszło. A
teraz dzwoni po raz trzydziesty.
- Dlaczego nie odbierasz? Pewnie
się martwi, że coś ci się stało. Masz odebrać. Mam powiedzieć jaśniej?
Nie lubiłam tego tonu, można
powiedzieć, że się go bałam. I może dlatego odebrałam? A może dlatego, że
chciałam usłyszeć, że nie ma o to żalu i nie chce tracić ze mną kontaktu?
- Ida, to ty? Powiedz, że
wszystko w porządku i nic ci nie jest! Tak szybko się rozłączyłaś, myślałem, że
coś ci się stało!
Ada odeszła kawałek dalej, żeby
wypatrywać Adriana. A ja zaszyłam się w kąciku i przykucnęłam.
- Martwiłeś się o mnie?
- I to jak! Tylko dlaczego ty
masz taki smutny głos? Coś się jednak stało!
- Nic, tylko za chwilę się
rozpłaczę. Tak bardzo nie chciałam cię zawieść…
- Nikt nie jest wart tego, żebyś
przez niego płakała, tym bardziej ja. Jeżeli ty nie możesz przyjechać, to ja
przyjadę i będę siedział przed drzwiami dopóki mi nie otworzysz, jasne? Nie
odpuszczę tak łatwo.
- Przyjedziesz?
- Tak, kiedy tylko zechcesz.
Wystarczy, że powiesz jedno słowo i jeszcze tego samego dnia u ciebie jestem.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego
tak ci zależy? Jeszcze nikomu tak nie zależało.
- Bo czuję, że gdy odpuszczę to
będę tego żałował i to bardzo. Teraz muszę kończyć, ale obiecaj mi, że będziesz
odbierać telefon.
- Jeżeli będziesz dzwonił o
przyzwoitych porach i nie zabiorą mi telefonu, to obiecuję.
- Zdecydowanie lepiej wiedzieć,
że się uśmiechasz.
Czy istnieje na ziemi jeszcze
jakiś ideał oprócz Michała Kubiaka? Ada zapewne by powiedziała, że tak –
chociażby ten jej Semir z Lecha Poznań. Ale tego potwierdzić nie mogę, bo go
nie znam. Za to Michała poznałam i wiem, że tak szybko o nim nie zapomnę. O ile
w ogóle o nim da się zapomnieć. Bo jak na razie nie mogę przestać o nim myśleć.
Zwłaszcza o tym, że się o mnie martwił i to szczerze.
- W końcu się uśmiechnęłaś i jak
mniemam to nie dlatego, że przyniosłem ci herbatę.
Adrian z parującym kubkiem
wyłonił się z Nienacka zza wielkiego kwiatka pod którym byłam. Za nim stała Ada
i zerkała mu przez ramię, przynajmniej próbowała, bo skutecznie jej w tym
przeszkadzał. Wzięłam od niego kubek i upiłam trochę herbaty.
- Powiedzmy, że był też inny
powód. Ale to nie oznacza, że nie mogę cię za to uściskać.
- Ale ja też chcę!
I tak nasza trójka stała się
przytulającą się trójką z herbatami w ręku.
***
Nieunikniona kłótnia zbliżała się
wielkimi krokami. Choć odetchnęliśmy z ulgą, gdy wujek zajechał pod galerię
swoją firmową bryką, to wiedzieliśmy, że tak naprawdę nie mamy się z czego
cieszyć. Bo jak się cieszyć z tego, że za mniej więcej godzinę, ktoś będzie
chodził nad tobą i na ciebie wrzeszczał. W najlepszym wypadku krzyczał.
Wujek odwiózł najpierw mnie, więc
mnie jako pierwszą czekały te przyjemności. Mama już wyglądała mnie w oknie i
wyglądała na spokojną, ale chyba tylko dlatego, że wujek podwiózł mnie do domu.
Przeżegnałam się, bo jak wiadomo przezornego pan Bóg strzeże i ruszyłam do
domu. Drzwi były otwarte, żadnych komitetów powitalnych i nic w tym rodzaju.
Ściągnęłam kurtkę i buty, a plecak wrzuciłam do siebie do pokoju. Weszłam do
dużego pokoju, gdzie jak się okazało czekali na mnie oprawcy. Po ich minach
można było już wywnioskować, że nie jest dobrze, ale na razie się nie odzywali.
Jak nigdy w życiu poczułam się
odważna, serio. Postanowiłam więc przeprowadzić tą rozmowę szybko i tak, żeby
jak najmniej bolało. Bo wiedziałam, że bezbolesna nie będzie.
- Powiedzcie lepiej co wiecie, to
dopowiem resztę.
Mama milczała jak grób, choć
widziałam, że korci ją, żeby zabrać głos. Jednak pozostawiła tą rolę tacie.
- Mama Ady dzwoniła do nas
spanikowana, bo nie wiedziała gdzie się podziewacie. A Kamila nie chciała nic
powiedzieć. Wiemy tylko tyle. Słucham wyjaśnień.
- Pamiętacie ten mecz, na który
mieliśmy jechać z naszym nauczycielem? W ostatniej chwili go odwołał, więc postanowiliśmy
pojechać sami, tzn. ja, Ada i Adrian. Kamila miała nas kryć. Pojechaliśmy
pociągiem najpierw do Łodzi, potem do Bełchatowa, gdzie nocowaliśmy dwie noce w
hotelu. I to chyba wszystko, acha. Jeszcze poznaliśmy kilku nowych ludzi.
- Tzn. Kogo?
- Najpierw Pawła Zatorskiego w
pociągu do Bełchatowa, potem w hotelu Michała Kubiaka i Zbyszka Bartmana, a na
meczu część zawodników z Jastrzębia i wszystkich ze Skry Bełchatów. Mamy
załatwione wejściówki na mecze Plusligi i Ligi Mistrzów, w których gra Skra i
myślę, że na mecze Jastrzębia też, bo sobie przypadliśmy do gustu.
Tata chyba myślał, że sobie z
niego żartuję, ale gdy zobaczył, że jestem całkiem poważna, to zmienił zdanie.
Więcej się już nie odezwał, z resztą mama też niewiele powiedziała, mianowicie:
- Masz bezterminowy szlaban na
wszelakie wyjazdy po za miasto, każde wyjście masz ze mną uzgadniać i liczyć
się z niespodziewanymi kontrolami.
Powiedziała to oczywiście
oficjalnym i poważnym tonem, z twarzą pokerzysty. A potem ubrała się i wyszła z
psem na spacer. Szłam już do swojego pokoju, kiedy zatrzymał mnie tata.
Przytulił mnie do siebie mocno i pocałował w czoło.
- Powinnaś nam powiedzieć, wiem,
że już jesteś dorosła, ale nadal z nami mieszkasz. – przytaknęłam tacie. – Powiedz chociaż czy
jesteś zadowolona.
To miłe wiedzieć, że mam tatę
częściowo po swojej stronie. Przynajmniej się na mnie nie gniewa. Kiedyś jak
się na mnie obraził, to przez tydzień się do mnie nie odzywał. A teraz nawet
się do mnie uśmiechnął. Opowiedziałam mu w skrócie jak było i poszłam do
siebie. Rozpakowałam rzeczy z plecaka i pochowałam do szafy. Te cenniejsze jak
na przykład koszulka z autografami odłożyłam na specjalną półkę, żeby nie
zginęły.
Naprawdę cieszyłam się, że tylko
tak to się skończyło. Choć nie mogłam jechać na mecz do Jastrzębia, po rozmowie
z Michałem czułam się dziwnie spokojna. Zaczęłam szukać telefonu, bo
usłyszałam, że ktoś chce koniecznie ze mną porozmawiać. Uśmiechnęłam się
patrząc na wyświetlacz.
- Dotarłaś bezpiecznie do domu?
Czy jeszcze jesteś w drodze?
- Przed chwilą przyjechałam i
najgorsze już mam za sobą. Dobra wiadomość jest taka, że nie zabrali mi
telefonu, ale niestety mam szlaban na jakiekolwiek wyjazdy. Wychodzić mogę, ale
będę pod kontrolą.
- Czyli nici z meczu… Ale można
cię odwiedzić, tak?
- Kombinujesz coś?
- Oj tak, całe życie. Może jak
mnie poznają to zmienią zdanie, oczaruję ich swoim urokiem osobistym.
- Zawsze możesz spróbować, ale
nie odpowiadam za skutki.
Jedenaście, czyli 'ten pan z telewizji'.
***
Bogu dziękować, że ten nasz
wybryk nie został srożej ukarany! Skończyło się na tym, że wszyscy mieliśmy
szlaban. Trochę głupio, bo ledwo zaczęły się nam ferie, ale przynajmniej
mogliśmy do siebie dzwonić. W prawdzie nic nie zastąpi kontaktu personalnego,
ale zawsze coś.
Mimo wszystko i tak byłam
zadowolona. Przeżyłam najpiękniejszą przygodę swojego życia ze swoimi
przyjaciółmi, w dodatku zyskując nowych. Ci nowi przyjaciele też dawali o sobie
znać, dość często. O ile można tak określić jeden telefon na dzień i mnóstwo
wysłanych smsów. Wiedziałam wszystko o tym, co dzieje się w Jastrzębiu, a on
wiedział co dzieje się u mnie i moich przyjaciół. Bo wbrew pozorom bardzo
często o nich rozmawialiśmy. Michał pytał co słychać u Ady i Adriana, za każdym
razem kazał ich pozdrowić. W sumie to nie ważne było o czym rozmawiamy, tylko,
że mamy ze sobą kontakt, że chcemy go mieć. I każdego dnia upewnialiśmy się, że
to nie było przypadkowe spotkanie. Poznawaliśmy się bardziej z każdą rozmową,
mailem czy smsem. Chcąc nie chcąc była w tym jakaś magia. Tak na co dzień nie
lubię tego słowa, ale odnośnie do tej sprawy idealnie pasuje. Bo jak inaczej
nazwać naszą znajomość – zupełnie przypadkową, pełną zaskoczeń i niespodzianek,
tych miłych i nie?
Nudno i powoli mijały kolejne dni
ferii. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Ile można siedzieć nad książkami?
Zawsze nadejdzie taka chwila, kiedy mózg się przegrzewa i nie przyjmuje żadnych
informacji. I właśnie tak się teraz czułam dnia 26 lutego po południu.
Ostatnią atrakcją był wczorajszy
mecz Jastrzębia, który pilnie oglądałam, śledząc poczynania nowo poznanych
siatkarzy. Jedyne, co można było powiedzieć o ich grze to – gra to nie była.
Przegrali z kretesem, 3:0. Smutne miny na ich twarzach sugerowały, że to po
prostu nie był ich dzień. Każdy z nich jak tylko mógł ciągnął grę, ale bez
przyjęcia trudno było cokolwiek zrobić. Jak Jastrzębie mogło wygrać z Zaksą,
kiedy filary przyjęcia, jakimi są Zbyszek i Michał, zawiedli. Kolejne słowo,
którego nie lubię, ale w tym wypadku pasuje. Żałowałam, że nie mogłam być tam z
nimi i kibicować Jastrzębiu. A nóż by to coś pomogło? W każdym razie, zaraz po
meczu zadzwonił do mnie Michał. Zmęczonym i lekko przygnębionym głosem
powiedział, że jedyne czego dzisiaj im brakowało, to był mój doping. Dodał, że
gdybym stała gdzieś na trybunach, z pewnością poszłoby im lepiej. W końcu
trzeba na coś zrzucić winę, prawda? Jednak pod koniec rozmowy, był już w
zdecydowanie lepszym humorze. Jak twierdził, tylko i wyłącznie dzięki mnie. A
skoro on miał lepszy humor, to ja tym bardziej.
Postanowiłam wybrać się do
Kamili, bo miałam takie prawo. Musiałam tylko poinformować rodziców gdzie będę
i kiedy wrócę. Mama trochę złagodniała, ale nie odpuściła – musiałam się
meldować i koniec. Jeżeli chodzi o tatę, to nasze relacje stały się jak
najbardziej w porządku. Próbował wstawić się za mną u mamy, ale do tej pory
jakoś nie widziałam tego skutków.
Ubrałam się i poszłam do miasta.
Z rynku wsiadłam w busa i jakieś piętnaście minut później byłam już u Kamili.
Ucieszyła się na mój widok i zaraz zaczęła o wszystko wypytywać. Począwszy od relacji
z wyjazdu, skończywszy na powrocie do domu i wielkiej konfrontacji.
- Naprawdę was przepraszam, że
tak wyszło. Mogłam jakoś zasygnalizować mamie, żeby nic nie mówiła, nie
pomyślałam o tym.
- Daj spokój, to nie twoja wina.
Musieliśmy się liczyć w tym, że coś może pójść nie tak. Z resztą nie jest tak
źle, więc niczym się nie przejmuj.
Tak jak się spodziewałam, chwilę
po tym jak dotarłam do Kamili, zadzwoniła mama. W końcu taka była umowa, cóż
mogłam na to poradzić.
- Cześć mamo, jestem już u Kamili.
Jak chcesz, to mogę ci ją dać do telefonu.
- Właściwie to nie dzwonię w tej
sprawie. Chwilę po twoim wyjściu, przyszedł do ciebie gość. I nie wiem, co mam
teraz zrobić.
Zaskoczyła mnie trochę, bo kto
niby miał do mnie przyjść? Przecież Adrian z Adą nie mogli wychodzić, a tylko
oni wpadali bez zapowiedzi. Reszta zawsze wcześniej dzwoniła. Pozostało mi
tylko wypytać mamę o kogo chodzi.
- Tak? A kto przyszedł?
- Wiesz, ten pan z telewizji.
Normalnie spadłam z krzesła.
Kamila pomogła mi stanąć z powrotem na nogi.
- Mamo, na litość boską z jakiej
telewizji jest ten człowiek?!
- Pan mi podpowiada, że jest
sportowcem i ma na imię Michał.
O ja ciesz pierdzielę, no! Ale
skąd on ma mój adres? Kamila zalewała się łzami ze śmiechu, kiedy na mnie
patrzyła. Nie miałam teraz jak jej uciszyć, z resztą mogła mieć rzeczywiście
powody do śmiechu w postaci moich odruchów.
- Możesz mi go dać do telefonu?
Czy tylko mnie wkręcasz i wcale go tam nie ma?
- Pewnie, że jestem. Chciałem ci
zrobić niespodziankę, ale chyba wyszedł niewypał.
To naprawdę Michał! W moim domu,
Boże! Jakoś dalej nie mogłam w to uwierzyć, ale przecież to rzeczywiście był
on. Nikt inny nie ma takiego głosu jak Michał Kubiak. Po takiej ilości
telefonów, jego głos rozpoznam wszędzie.
Musiał się głupio poczuć, gdy
usłyszał, że mnie nie ma.
- Przyjedziesz do mnie? Jestem u
koleżanki, wyjdę po ciebie.
Kamila pokazała mi na migi, że
nie muszę już wracać i mam się dobrze bawić. Powiedziałam mu, gdzie mnie
znajdzie po czym się rozłączyłam.
- Kamila, nie wierzę. Normalnie
nie wierzę! Co on tutaj robi? I skąd wie, gdzie mieszkam?
Byłam totalnie zaskoczona i
zaczęłam się trochę denerwować, zwłaszcza, gdy przypomniałam sobie, że nie
posprzątałam. Boże, dlaczego nie grzmisz z powodu mojej wielkiej głupoty! A
mama mnie przestrzegała, że nie znam dnia ani godziny. Wprawdzie nie odnosiła
się wtedy do takiej sytuacji, ale jak najbardziej miała rację.
Szok został zastąpiony przez
szczęście. Cieszyłam się, że znowu go zobaczę, że fatygował się taki kawał
drogi, żeby się ze mną spotkać. Ubierałam się szybko z powrotem, żeby wyjść na
przystanek. Co z tego, że dojechanie tutaj może zająć mu trochę więcej czasu
niż normalnie? Wolałam już tam stać i czekać aż go zobaczę niż się spóźnić.
Ucałowałam Kamilę w oba policzki, w przypływie szaleństwa jej mamę też i
wybiegłam z domu.
Z tej całej euforii dwa razy się
wywaliłam i wpadłam do śniegu. Za drugim razem nawet spadła mi czapka. Czy to
jakiś zwyczaj się zrobił z tego, że jak miałam się spotkać z Michałem, to
lądowałam na ziemi? To wcale nie było takie śmieszne, jak się wydawało, bo
teraz wyglądałam jak taki mały bałwan. Brakowało mi tylko garnka na głowie i
marchewki zamiast nosa, czy zupełnie nie wiele.
Stanęłam na tym przystanku
oblepiona śniegiem jeszcze bardziej, bo poszłam na skróty i przedzierałam się
przez wielkie zaspy. Zaczęłam się otrzepywać z białego puchu, kiedy podjechał
jakiś samochód. Nie zdążyłam się przyglądnąć kierowcy, bo właśnie się schyliłam
i czapka spadła mi na oczy. Ale pomyślałam sobie, że to nie możliwe, żeby tak
szybko dojechał. Pozbierałam się najszybciej jak mogłam i zaczęłam się
rozglądać za tym samochodem, a może jednak…
- Cześć bałwanku! – znowu
zobaczyłam ten cudowny uśmiech na żywo, nie musiałam już go sobie wyobrażać.
Mogłam podziwiać ile tylko chciałam, bo uśmiechał się tylko do mnie. Stanął
kilka metrów dalej na poboczu, więc zaczęłam do niego biec. Z uśmiechem na
twarzy wręcz się na niego rzuciłam. Miałam w nosie co wypada a co nie,
zwyczajnie się stęskniłam i nie mogłam nic na to poradzić.
- Wariat z ciebie, wiesz? W ogóle
skąd ty wiedziałeś, gdzie ja mieszkam, co?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo jak
to już mamy w zwyczaju, zaliczyliśmy glebę. Tym razem to Kubiak się poślizgnął
i wylądowaliśmy w pobliskiej zaspie. I jak to już bywało, to on miał miękkie
lądowanie.
- Czy my zawsze musimy się w
jakikolwiek sposób wywrócić? Chociaż, nie powinienem narzekać, bo to zawsze ja
ląduje na tobie.
- Albo przeze mnie. – śmiejąc się i otrzepując ze śniegu, pomógł
mi wstać. I choć wpadliśmy do tej zaspy, choć mnie przygniótł to i tak nie
wierzyłam, że on tutaj jest. Przecież to mógł być sen, już różne rzeczy mi się
śniły. Przeważnie te, których chciałam najbardziej. Jego obecność właśnie mi to
uświadomiła.
- Nie mogłem wysiedzieć w domu i
pomyślałem, że twój widok zrekompensuje mi jakoś wczorajszy mecz.
- I jak?
- Zdecydowanie mi lepiej, chyba
cię ze sobą porwę, wiesz? – zaśmiałam się i mocno przytuliłam do tego
wielkoluda. Uwielbiałam się do niego przytulać, zawsze biło od niego takie
ciepło. A że teraz na jego nadmiar nie mogłam narzekać, to nie chciałam go
puszczać.
I tak sobie stały te dwa głupki
na poboczu, a przejeżdżające obok samochody na nich trąbiły. Ale co tam
samochody! Przecież on znowu był obok i nic więcej nie było mi potrzeba.
- Tęskniłem, bardzo. I nie wiem
co się dzieje, przecież to szaleństwo.
Jego cichy szept łaskotał moje
ucho. Gdyby nie te samochody, pomyślałabym, że to jakaś bajka. Bo w bajkach
raczej nie ma samochodów i spalin, przynajmniej w tych dla małych dzieci, gdzie
książęta jeżdżą na białych koniach a nie ferrari.
- Skoro tak, to ja też oszalałam.
W tym momencie poczułam, że mój
książę stoi przede mną. I co z tego, że nie przyjechał na białym koniu? I tak
był księciem, za którego oddałabym pół królestwa mojego ojca, jak to w bajkach
bywa.
***
- Zbyszek za każdym razem, jak
mnie widział wpadał w szał, bo prawie cały czas o tobie mówiłem. Wkurzał się na
mnie, Bogu ducha winnego, Michała i kazał mi do ciebie jechać.
Siedzieliśmy sobie w jakiejś
przytulnej knajpce na obrzeżach miasta. Przynajmniej nikt mnie tutaj nie znał,
jak się okazało jego też. Mogliśmy spokojnie siedzieć i rozmawiać. Samo
patrzenie na niego, siedzącego po drugiej stronie stolika, wprawiało mnie w tak
cudowny nastrój, że zapominałam o całym świecie.
- I ty postanowiłeś skorzystać,
tak?
- Skoro został wydany rozkaz, to
nie miałem innego wyjścia. Jeszcze żadnej prośby Zbyszka nie spełniałem z tak
wielką chęcią.
- W to nie wątpię. Naprawdę się
cieszę, że tu jesteś.
- W takim razie jest mi bardzo
miło, ale ja cieszę się bardziej!
Korzystając z tego, że wokół nas
było mało ludzi, przysunął swoje krzesło bliżej mnie. A po co? Żeby mnie
przytulić. Bo w rzeczy samej Kubiak jest taką dużą przytulanką, takim wielkim
pluszowym misiem, którego zawsze chciałam mieć. Nie zwracaliśmy uwagi na
innych, oni na nas też. Żyliśmy w swoim świecie, chociaż dzisiaj, kiedy byliśmy
razem.
- Nie przestrasz się, jeżeli
usłyszysz o cytuję „Tajemniczej dziewczynie Michała Kubiaka”.
- Nie mówiłeś mi, że masz
dziewczynę – trochę zabolało, mimo wszystko. Odsunęłam się od niego, po co
tworzyć jakieś plotki? Jeszcze ktoś się dowie i napisze, że ją zdradza. Kubiak
zaśmiał się cicho i przysunął mnie z powrotem do siebie – Miałem na myśli
ciebie, głuptasie. Zbyszek trochę za dużo powiedział Swędrowskiemu i z tego co
wiem, to na jednym z portali już to wykorzystali. – chyba poproszę kogoś, żeby opisał gdzieś
moją głupotę, może przynajmniej inni na tym skorzystają, bo dla mnie już chyba
za późno. Poczułam się bardzo miło, jak mi to wyjaśnił, ale postanowiłam, że
nie będę tego komentować. – Nie
chciałem, żeby tak wyszło, przepraszam.
- Jeżeli coś ma z tego wyjść, to
żadne media nie są nam straszne i będę musiała się do tego jakoś przyzwyczaić.
To chyba nie jest duża cena.
- Nie zrobię niczego wbrew tobie,
byłbym skończonym kretynem, gdybym cię do czegoś zmuszał.
- To będzie głupie, co teraz
powiem, ale z każdym zdaniem, obietnicą stajesz się coraz bardziej idealny.
- Do ideału mi daleko! Tak
naprawdę mam dużo wad, na przykład uwielbiam słodycze i jestem strasznym
bałaganiarzem, a na dodatek boję się igieł. I czasem jestem nieśmiały.
- Też lubię słodycze, co chyba
widać – na te słowa pan siatkarz się oburzył i coś tam zaczął mruczeć pod nosem
– nie jestem pedantką, ale też nie bałaganię zanadto. Igieł się nie boję i w
przeciwieństwie do ciebie, jestem nieśmiała cały czas. I zapewne teraz mam
czerwone policzki.
- Ale słodko czerwone.
- Michał!
- No co? Mówię prawdę przecież.
Nie mogę przestać na ciebie patrzeć, muszę nadrobić stracone dni.
***
Nie wiem dlaczego chciało mi się
płakać ,kiedy musiał już jechać. Albo wiem, tylko nie chciałam się do tego
przyznać. Może pozostańmy przy pierwszej opcji, tak będzie bezpieczniej.
Cieszyło mnie jedynie to, że jemu też ciężko było się rozstać. Odwlekał ten
moment bardzo długo, ale przecież ten moment musiał nadejść.
- Będziesz dzwonił? Wiem, że
brzmię teraz jak jakaś histeryczka, ale…
- Koniecznie, bo inaczej sam nie
wytrzymam. Tylko obiecaj, że zawsze będziesz odbierać. I jeżeli będziesz miała
mnie dość, to …
- Nigdy nie będę miała cię dość,
zwariowałeś? Obiecuję, że będę odbierać każdy telefon i odpisywać na każdego
smsa, chyba, że będę w szkole. Wtedy będziesz musiał odczekać chociaż do
przerwy.
- Wytrzymam. Muszę wytrzymać,
jeszcze posiadam resztki cierpliwości.
- Kiedy się znowu spotkamy? Będę
tęsknić.
- Przyjadę najszybciej jak się
da, to mogę ci obiecać. A kiedy już darują ci ten szlaban, to będę cię zabierał
na mecze.
Staliśmy na tym parkingu dobre
pół godziny, bo każde miało coś do powiedzenia. Jednak w końcu trzeba było
wziąć się w garść i pozwolić sobie odejść.
- Jedź już, nie chcę, żebyś
wracał po nocy. Do Jastrzębia jest kawał drogi.
- Martwisz się o mnie.
- Tak jak ty o mnie. To chyba w
porządku, prawda?
- Jak najbardziej. Wiesz, że
gdybym mógł to bym tu został?
- Ale nie możesz, wiem.
Ucałował moje czoło i wsiadł do
samochodu. Zdążyłam mu jeszcze pomachać na pożegnanie za nim zniknął za
zakrętem. A potem pozostało mi tylko wrócić do domu. Z tego wszystkiego nie
zauważyłam, że mama w ogóle do mnie nie dzwoniła. Sprawdzałam kilka razy, ale
nie miałam żadnych nieodebranych połączeń. Oprócz pięciu od Ady i trzech od
Kamili. Ale przecież z nimi widzę się prawie codziennie, a z nim? Nie wiadomo,
kiedy znowu przyjedzie.
Weszłam do domu, zastałam czekającą
mamę w przedpokoju. Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam się rozbierać. Ciekawa
byłam tego, jak zareagowała na przyjazd Michała, na to, że odwiedził mnie jakiś
chłopak. Oczywiście oprócz Adriana, którego do tej pory bardzo lubiła.
Najciekawsze jest to, że z wzajemnością, ale nie będę w to wnikać.
- Powiesz mi kto tak bardzo
chciał się z tobą spotkać? Wydawał się miły. I przystojny.
- Michał, siatkarz, którego
poznałam w Bełchatowie. Chciał zrobić mi niespodziankę, ale nie wziął pod
uwagę, że może nie być mnie w domu.
- Chodzicie ze sobą? – o mało się
nie przewróciłam z wrażenia.
- Mamo! Czy ty zawsze musisz być
taka bezpośrednia? Przecież znamy się zaledwie tydzień –no właśnie, tylko
tydzień. A czuję, jakbyśmy się znali o wiele dłużej. I za nim tęsknie, bardzo.
I wiem, że to nie jest normalne, ale nie potrafię inaczej. Oczywiście tego
mamie nie powiedziałam, bo jakoś nie chciałam z nią o tym rozmawiać. Może jak
cofnie szlaban… Zobaczymy.
- Ale go lubisz, tak?
- Tak lubię, on mnie też lubi. I
uprzedzając twoje następne pytanie, nie wiem, kiedy znowu przyjedzie.
Mama się uśmiechnęła pod nosem i
nie pytała już o nic więcej. Mogłam spokojnie odetchnąć i zamknąć się w swoim
pokoju, wspominając chwile spędzone z Michałem i czytając smsa, którego dostałam
dosłownie kilka minut po tym, jak odjechał. „Już za tobą tęsknie i za chwilę
dostanę mandat, bo pisze smsy podczas jazdy M.”
I bynajmniej nie chodziło tu o tą drugą część wiadomości!
Dwanaście, czyli podziw i szacunek.
***
Ferie minęły bardzo szybko, pod
znakiem wielu telefonów od Kubiaka i przyjaciół oraz nauki przedmiotów
maturalnych – jak to w maturalnej klasie bywa. Umówiliśmy się z Adą i Adrianem,
że oznajmimy pierwszego dnia szkoły reszcie meczowej paczki radosne nowiny,
jakie przywieźliśmy z Bełchatowa. Nie przejmowało nas to, że w najbliższej
przyszłości nie będziemy mogli pojechać na żaden mecz, sama świadomość tego, że
mamy takie a nie inne możliwości biła wszystko na głowę.
Weszłam do szkoły i idąc do
szatni mijałam ludzi, z dziwnymi uśmiechami na twarzy. Mogłam wywnioskować, że
widzieli nas w telewizji podczas transmisji meczu , a co za tym idzie,
zauważyli nasz piękny transparent. Odpowiadałam im tym samym, jeden gość nawet
przybił mi piątkę. Wszystko było piękne i ładne, ale wizja popularności zaczęła
mnie przerażać. Tak, to naprawdę głupie, wiem.
- No jesteś wreszcie! Wiesz ile
osób nas widziało w telewizji? I gratulowali nam odwagi.
Ależ niespodzianka!
- Zdążyłam zauważyć, kiedy jeden
z nich przybił ze mną „high – five”… Co było co najmniej dziwne, bo w ogóle go
nie znam. Idziemy? - Zaraz będzie
dzwonek.
Wyszliśmy z szatni, mijając
kolejne uśmiechające się do nas osoby. Na szczęście mieliśmy lekcje na parterze
i nie musieliśmy nigdzie specjalnie łazić.
- Ciekawe jak nasz nauczyciel na
to zareagował.
- Adrian, tu nie ma nic do
myślenia – na pewno był wściekły. Zwłaszcza, jeżeli dowiedział się, że byliśmy
tam sami.
- Czy ty zawsze musisz być taką
pesymistką? A może nie był zły i nie potraktował tego zbyt poważnie?
Oni nigdy nie mogli dojść do
stuprocentowego porozumienia i mieli odmienne zdanie nawet w najdrobniejszej
kwestii. Ale ja nie mogłam nic na to poradzić.
- Wnioskując po jego minie, nie
jest szczególnie zadowolony.
Na dźwięk moich słów, momentalnie
się odwrócili i zobaczyli naszego nauczyciela. Jakoś zbytnio się go nie
baliśmy, bo mieliśmy prawo tam pojechać. To on nie miał prawa nam tego
zabronić. Gdy nas zauważył, jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej
naburmuszona. Spodziewaliśmy się takiej reakcji z jego strony, nie było to dla
nas żadne zaskoczenie. I nie mieliśmy ochoty się mu tłumaczyć, z resztą, nie
mieliśmy czego.
- Na dużej przerwie widzę was w
kantorku na Sali.
Powiedział to poważnym tonem, ale
wcale nas nie przestraszył. Bo co on mógł nam takiego zrobić?
Zaczęła się pierwsza lekcja po
przerwie zimowej. Nie zaczęliśmy z wysokiego c, jak inne klasy. My kulturalnie
mieliśmy lekcję wychowawczą. I wcale nie spodziewaliśmy się, że nasz kochany
wychowawca nawiąże do meczu w Bełchatowie, jak on to mówi – jakaż
niespodzianka!
- Jednak postawiliście na swoim,
wariaci. Jak było?
- Cudownie! I na dodatek mamy
kilka bonusów, ale o tym powiemy panu później, dobra?
Widocznie nie uważał nas za tak
cwanych, ale cóż. Taka.. niespodzianka, w pewnym sensie oczywiście.
***
Tak jak nauczyciel nam kazał,
przyszliśmy do niego na dużej przerwie. Na całe szczęście była z nim żona, więc
kompletnie niczego nie mogliśmy się obawiać, nawet jeżelibyśmy się mieli czego
obawiać. Pani nauczycielowa patrzyła na nas z dziwną nutką w oku i kiwała
głową, z uznania oczywiście. A pan nauczyciel siedział na krześle i głośno
stukał długopisem w biurko. Jakoś chwilowo nabrałam odwagi i postanowiłam
pierwsza zabrać głos.
- Może pójdzie pan z nami? Bo
musimy ogłosić coś ważnego, zanim zacznie pan nam prawić kazanie.
Nie chciał iść, ale w końcu żona
pociągnęła go za fraki i poszli razem z nami. A w naszym szkolnym sklepiku już
czekało na nas mnóstwo osób. Adrian prowadził korowód i jak wszedł do środka,
otrzymaliśmy wielkie brawa.
- Brawo za odwagę!
- Mieliście do tego prawo!
- Szaleństwo, w dechę!
Z racji tego, że nie mogliśmy
przekrzyczeć tłumu, Ada wpadła na pomysł, żebym weszła na stół jak ksiądz na
ambonę i powiedziała, co mam powiedzieć. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł,
ale nie miałam innego wyjścia. Z pomocą Adriana weszłam na stolik i pokazałam
im, żeby przez chwilę byli cicho.
- Dziękuję. Jak wiecie
pojechaliśmy z Adą i Adrianem do Bełchatowa. Wyjazd ten był obfity w
niespodzianki dla nas jak i dla was. Niczego nie żałujemy, mimo że bez
konsekwencji się nie obeszło. Ale żeby
nie przedłużać, to informuję wszystkich tu zebranych, że będziemy mogli załatwić
wam wejściówki na wszystkie mecze ligowe bełchatowian, jak i na Ligę Mistrzów.
No i oczywiście spotkania ze zespołem po meczach, autografy i zdjęcia. A jeżeli
będziecie bardzo chcieli, to załatwię też spotkanie i kolejny wyjazd do
Jastrzębia. A teraz, oddaję panu głos, proszę pana. To wszystko co mieliśmy do
powiedzenia.
Tłum zamilknął i odwrócił się w
stronę naszego nauczyciela, czekając co powie. Ale jak to z panem Andrzejem
bywa, jak za bardzo się zawstydzi lub zwyczajnie go ‘zatka’ to nie ma nic do
powiedzenia.
***
I zrób tu człowieku coś
szalonego, a będzie się to za tobą ciągnęło do końca życia. No, przynajmniej do
końca szkoły. Momentalnie nasze szare szkolne życie, pozostało szkolne, ale już
nie szare. O, bynajmniej. Takiej ilości ‘cześć’ czy innych powitań w życiu nie
słyszałam. Te uśmiechy, szczere lub nie, zaczynały mnie powoli przerażać. Adzie
i Adrianowi wręcz przeciwnie. Zwłaszcza Adrianowi. Te tabuny dziewczyn, które
chciały go poznać i machały do niego na przerwach… Matko Boska i Wszyscy
Święci! On był wręcz wniebowzięty. A Ada po prostu się tym nie przejmowała,
rozmawiała z każdym, kto tylko tego chciał. Jak zawsze.
Czułam się trochę zagubiona w tej
całej sytuacji, ale próbowałam sobie radzić jak tylko mogłam. Na niektóre rzeczy w ogóle nie zwracałam
uwagi, jeżeli nie miałam na to czasu. Jednak jedna sprawa zupełnie mnie
pogrążyła.
Kilka dni po moim wystąpieniu na
stoliku w sklepiku szkolnym, gdy przyszłam do szkoły z Adą, wszystkie
spojrzenia skierowały się na nas. Wszystkie co do jednego. Myślałam, że mi
serce stanie. Rozumiałam to cało zamieszanie, ale to już chyba przesada. Trwało
to kilka sekund, potem wiele par oczu się od nas odwróciło i zaczęto coś
szeptać. Ada była równie przerażona co ja. Patrzyła niepewnie to na mnie to na
resztę i nie mogła wydusić słowa.
Ale w końcu musiałyśmy iść na
lekcje, a co za tym idzie pójść do szatni zostawić kurtki. Przełamałam się
jakoś i zrobiłam ten pierwszy krok. Ada poszła zaraz ze mną. Nie wiele czasu
zajęło mi zrozumienie tej całej sytuacji i właśnie to mnie przeraziło – doskonale
wiedziałam, dlaczego tak się na nas gapią.
-Ada, oni pewnie coś wiedzą o
mnie i Michale, pewnie usłyszeli jakieś plotki i to wszystko ze sobą powiązali
– mówiłam szeptem, nie chcąc, żeby ktokolwiek z nich wszystkich usłyszał o co
mi chodzi. Przyjaciółka popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Nie martw się, przecież
wszystko się da wyjaśnić.
- Michał mi mówił, że któryś
serwis plotkarski się nim zainteresował w kwestii jakiejś ‘tajemniczej
dziewczyny’. Przecież oni mi żyć nie dadzą. Zwłaszcza one.
Wyszłyśmy z szatni, udając, że o
czymś rozmawiamy i poszłyśmy pod klasę, w której mieliśmy mieć lekcje. Na
szczęście nasza klasa przywitała nas normalnie, bez żadnych sensacji.
Odetchnęłam na chwilę z ulgą, dopóki nie podszedł do nas były przewodniczący
szkoły, Daniel. Zaskakujące, dlaczego do nas, skoro nie utrzymywaliśmy ze sobą
żadnych kontaktów. Daniel był popularny w szkole, za sprawą niegdyś pełnionej
funkcji. Miał mnóstwo fanek, podobno jakaś nauczycielka się w nim nawet
podkochiwała. I właśnie ten Daniel miał do mnie interes, jak się później
dowiedziałam.
- Czy Iza z tobą rozmawiała?
- Nie. A o czym miała ze mną
rozmawiać?
- Wiesz, że mam zespół, prawda?
Nasza wokalistka zrobiła sobie przerwę i musimy znaleźć kogoś na jej miejsce.
Iza zaproponowała ciebie.
- Co?! – niezbyt kulturalne słowo
wypłynęło z moich ust, ale nie mogłam nic innego powiedzieć. Przecież Iza mnie
nawet nie lubi, no dajcie spokój! I przede wszystkim, śpiewa lepiej ode mnie.
Czułam, że ktoś mnie nieźle wrabia, tylko do końca nie wiedziałam w co. Daniel
stał przede mną, wyraźne zaskoczony moją reakcją. Nie dziwię się, przeważnie
dziewczyny mu nie odmawiały. A że ja nie należałam do tych, które jadły mu z
ręki, to ta reakcja była jak najbardziej na miejscu. – Ale dlaczego ja?! Czemu nie Iza na
przykład?! W ogóle skąd taki pomysł?
- Iza mi ciebie poleciła, miała
ci powiedzieć, ale widocznie zapomniała… Chociaż to przemyśl, ja naprawdę na
gwałt potrzebuję wokalistki.
- Na gwałt tym bardziej nie –
popatrzył na mnie dziwnie – W sensie, że teraz. Ostatnio nie mam na nic
czasu a matura za pasem. Po za tym
niedługo będę organizować kolejny wyjazd.
- Proszę, przemyśl to. Przyjdę
jutro i zapytam jeszcze raz.
Uśmiechnął się i poszedł,
zostawiając mnie w kropce. Ada przysłuchiwała się naszej rozmowie, jak od nas
odszedł, to postukała mnie w ramię.
- I co?
- Nic, nie zgodzę się. To jest
ostatnie, co chcę teraz zrobić. Może zaproponuję ciebie, co?
Gdyby ten wzrok mógł zabić, to
zginęłabym ja i ludzie w promieniu pięciu kilometrów. Wolałam nie ciągnąć tego
tematu, tak dla własnego bezpieczeństwa.
***
Przyszłam do domu prosto ze
szkoły, prawie trafiając na obiad. Jak wychodziłam ze szkoły po lekcjach,
zaczepił mnie Daniel i ponowił swoją prośbę. Chyba naprawdę mu na tym zależało,
widocznie grunt palił mu się pod nogami. Nie zamierzałam przyjąć tej
propozycji, gdyby złożył ją dużo wcześniej, to pewnie bym się zgodziła. Kiedyś
chciałam śpiewać w jakimś zespole, można powiedzieć, że o tym marzyłam, ale
jakoś z czasem mi przeszło. Nie miałam ochoty wystawiać się na ocenę mnóstwa
osób, które za pewne i tak by mnie skrytykowały. Zwłaszcza teraz, kiedy
utrzymuję bliższy kontakt z Michałem. Jeszcze powstałyby jakieś dziwne plotki,
gdyby ktoś na przykład usłyszał naszą rozmowę czy coś.
Szłam właśnie do kuchni, żeby
zjeść obiad, kiedy zadzwonił telefon. A to sobie Michał wybrał porę!
- Skończyłaś już zajęcia?
- Tak, właśnie jestem w domu i
zamierzam zjeść obiad. A co? Planujesz mi zrobić kolejną niespodziankę?
- Bardzo bym chciał, uwierz, ale
nie mogę się wyrwać. Ale za to przyjedzie ktoś inny.
- Mów jaśniej, bo mam kibica w
domu, w dodatku w podeszłym wieku. Tata jak ciebie zobaczył o mało nie zemdlał,
pamiętasz?
- Tak, nieźle się zdziwił.
Dlatego dzwonię, żeby cię uprzedzić, że jedzie do ciebie sam Kooistra z
biletami na Ligę Mistrzów. Stwierdzili, że nie muszą czekać na twój telefon,
więc wysłali Holendra, żeby dostarczył ci dokładnie 35 biletów.
Zabrzmiało to trochę dziwnie, ale
jakoś nie czułam się specjalnie zaskoczona. Ostatnio działo się tyle dziwnych
rzeczy, że jestem w stanie uwierzyć w to, co mówił Kubiak. Tylko jedna sprawa
mnie zainteresowała
- Ale dlaczego 35? Przecież nas
jest 34. Musieli się chyba pomylić.
- I tu właśnie jest mała
niespodzianka, mianowicie ten jeden bilet jest dla mnie.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Zarezerwuj mi
miejsce obok siebie.
- Jasne. A na kiedy są te bilety,
wiesz?
- Ja wiem wszystko. Widzimy się
za dokładnie 8 dni w Łodzi. Akurat ten mecz został przesunięty na piątek, więc
nie będziecie mieć żadnych problemów.
- Już nie mogę się doczekać.
- Ja też. Tęsknię. Muszę już
kończyć, bo mam trening. Do usłyszenia!
Weszłam w końcu do tej kuchni i
szybko wsunęłam coś na ząb, żeby godnie przyjąć gościa w mieszkaniu. Boże, ja
nawet nie wiem, czy on mówi po polsku! Przecież gra w Polsce od niedawna, ma
prawo nie znać języka. I pewnie będzie głodny.
- Mamo, zostaw trochę z obiadu,
bo będziemy mieć gościa.
- A kto przyjedzie? Michał?
Od tamtej pory bardzo często o
niego pytała. Sprytna, wyczuła materiał na zięcia. Choć w sumie, nie miałabym
nic przeciwko. Aż walnęłam się w czoło. O czym ja myślę?
- Nie, ale też siatkarz. Z
Holandii.
- Skąd? Taki kawał drogi jedzie?
Znowu siatkarz?
Taka właśnie jest moja mama –
zadaje mnóstwo pytań na minutę.
- Po pierwsze – przyjeżdża, żeby
przywieźć mi bilety na Ligę Mistrzów. Po drugie – nie będzie rozumiał, co do
niego mówisz, więc nie mów zbyt dużo. Po trzecie – nie jedzie z Holandii, tylko
z Bełchatowa. W tym sezonie gra w Polsce.
Ledwo skończyłam tłumaczyć mamie
szczegóły, dotyczące gościa, a rozległ się dzwonek do drzwi. Poprawiłam włosy i
poszłam otworzyć. Coś się szybko uwinął, pomyślałam, skoro Michał dzwonił
dopiero teraz. Otwarłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętego, bardzo wysokiego
Holendra przed sobą. Grzecznie się przywitałam i wpuściłam go o środka. Mówiłam
do niego po angielsku, mam nadzieję, że zrozumiał. Zdjął kurtkę i buty,
zaprosiłam go do dużego pokoju i poprosiłam mamę, żeby podała mu obiad.
- Nie musieliście się tak
fatygować, mogliście posłać kuriera.
- Ostatnio tak zrobiliśmy i
przesyłka znalazła się zupełnie gdzie indziej, więc tym razem ja zgodziłem się
pobawić w kuriera.
Tak z bliska, to był nawet
przystojny, ale byłam zbyt zauroczona Kubiakiem, żeby powiedzieć cokolwiek
więcej. Holender wyciągnął szarą kopertę i mi ją wręczył.
- Tyle, ile się umawialiście.
Plus bilet dla Michała, który raczył podać nam twój adres. Się biedak trochę
wystraszył, ale gdy wyjaśniliśmy swoje intencje, to zmienił zdanie i
zaproponował, że cię uprzedzi.
- Tak, dzwonił dosłownie kilka
minut temu. Widocznie nie chciał przeszkadzać, ledwo wróciłam ze szkoły.
Wydawał się trochę zaskoczony
tym, co powiedziałam, więc zapytałam o co chodzi.
- Przepraszam, jak zobaczyłem was
wtedy na meczu, wydawało mi się, że jesteście trochę starsi. – teraz przyglądał się zdjęciu wiszącemu nad
stołem. Byłam na nim ja i Ada, w Spodku. Z racji tego, że nie miałam już
miejsca u siebie w pokoju, powiesiłam je tutaj.
– To ta dziewczyna, Ada, tak?
- Tak, moja przyjaciółka –
przypatrywał się przez chwilę z uśmiechem temu zdjęciu, do momentu, kiedy mama
przyniosła mu obiad na tacy. Biedny, jak zobaczył taką ilość jedzenia, to nie
wiedział, co ma z nią zrobić. A mówiłam mamie, że oni wbrew pozorom nie jedzą
dużo…
No, to macie niespodziankę! Dzisiaj dodaję trzy, bo jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie dwa tygodnie :) Jako że sama nie lubię przerw na niektórych blogach, to postanowiłam zostawić wam większą porcję przygód :)
Jakże piękny mieliśmy wczoraj wieczór! Dwa złote medale ^^ Mam nadzieję, że to nie koniec krążków z tego kruszcu, które mogą paść w nasze posiadanie :)
Pozdrawiam gorąco!