sobota, 4 sierpnia 2012

Dziesięć/Jedenaście/Dwanaście.

Dziesięć, czyli kłopoty.

Ogarnięci i spakowani staliśmy przed hotelem. Razem z nami stali panowie siatkarze. Chcieli pójść z nami na dworzec, ale my woleliśmy załatwić to tutaj. Nienawidziłam pożegnań, bo zawsze były takie ckliwe. Zwłaszcza wtedy, gdy żegnało się z kimś fajnym, miłym, przystojnym, utalentowanym, pięknookim, wysokim, czyli z Michałem Kubiakiem. No i Zbyszkiem.
I co z tego, że chciało mi się płakać? Skoro on sam miał nie lepszą minę, kiedy stanęłam przed nim i miałam powiedzieć ‘cześć’. Kolejna dziwna rzecz, do odnotowania. Dziwna, ale fajna i bardzo miła. Bo przecież miło jest wiedzieć, że chociaż po tych kilkunastu godzinach jest się dla kogoś zauważalnym i ten ktoś cię będzie pamiętał.
- Mogę cię jeszcze przytulić?
- Po co się pytasz, skoro wiesz, że tak. Mogę ci jeszcze zostawić swój numer telefonu.
- Możesz? Bo nie wiem.
- Oj, dobra. Koniec tego przegadywania, bo się zaraz pogubię.
Przytuliłam się do tego wielkiego pana bardzo mocno. I wcale nie dlatego, że było zimno. Zostawiłam mu jeszcze numer telefonu i pociągnięta przez przyjaciół, zniknęłam w tłumie, mając nadzieję na to, że pozostanę jeszcze przez jakiś czas anonimowa.
***
Mieliśmy szczęście, że nasz pociąg z Bełchatowa się nie spóźnił, bo do pociągu z Łodzi wręcz wlecieliśmy. Mieliśmy niecałe trzy minuty do odjazdu, gdy wysiedliśmy z pociągu. Adrian, mądre stworzenie, zostawił nas w tyle i zadowolony wskoczył do wagonu. Całe szczęście, że do tego co trzeba.
- Ej, dostałam smsa od Kamili…. O kurde.
Mina Ady nie wróżyła nic dobrego.
- No mów! Co się stało?
- Kamila pisze, że jej mama nas wsypała. Niechcący. Spotkała moją mamę na mieście i wymsknęło się jej, że nie ma nas u Kamili. A rodzice nie dzwonią dlatego, żeby zrobić nam niemiłą niespodziankę.
A brakowało niewiele, żeby wszystko się udało! Nawet nie przypuszczałam, że coś takiego może się wydarzyć w ostatnich godzinach naszej intrygi. Ale cóż, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Teraz już nam było wszystko jedno, zapewne dostaniemy dożywotni szlaban. Co oznaczało, że nie spotkam się z Michałem. A tak bardzo nie chciałam go zawieść!
Schowałam twarz w dłoniach i próbowałam jakoś opanować emocje. Sama nie wiem, czy powinnam tak reagować, czy tego typu reakcja nie była teraz na miejscu. Nie obchodziło mnie to. Kiedy go przytulałam przed tym hotelem, miałam świadomość, że już niedługo się zobaczymy i może to głupie, ale gdzieś tam paliło się światełko, że to może być coś, wielkie coś.
- Nie martw się, na pewno zrozumie. Jeżeli coś ma z tego być, to poczeka.
Po Adzie jak zawsze nie było niczego widać, równie dobrze mogła czuć się tak jak ja, ale tego nie okazywała. Przecież miał do niej przyjechać Aleks.
- Co zrobisz z Aleksem? Miał do ciebie przyjechać.
Ada zerknęła na Adriana, chłopak miał przymknięte oczy. Chcąc sprawdzić czy nas nie podsłuchuje, kopnęła go w kolano. Nie zareagował, więc zaczęła się w niego uparcie wpatrywać, ale to też go nie złamało. Wzruszyła ramionami, wyglądało na to, że jednak spał, co wcale takie dziwne nie było.
- Na początku pomyślałam, że może z tej znajomości wyjść coś fajnego, ale gdy teraz tak sobie myślę, to raczej nie widzę w tym przyszłości. Co innego, patrząc na ciebie i Michała.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, naprawdę bym chciała, żeby coś z tego wyszło, ale z drugiej… Sama wiesz, ten rozgłos, jaki od razu by się zaczął, gdyby zobaczyli nas gdzieś razem. Ludzie zaczęliby o nas mówić, wszędzie słyszałabym plotki na nasz temat… Boję się tego, że gdy coś z tego wyjdzie, a ja nie dam rady, to go zawiodę i to bardzo. Ale nie mówmy o tym dobrze? Powiedz dlaczego przekreślasz tego Serba.
- To nie jest teraz ważne. Z tego po prostu nic nie będzie. A kiedy patrzę na was, to brakuje mi słów, żeby opisać jak cudownie razem wyglądacie. To musi wyjść, Ida, bo nie ma innej opcji. On nie odpuści, cokolwiek byś mu nie powiedziała. A wiesz dlaczego, bo ty też tego chcesz. I założę się, że ten sms jest od niego.
Chwilę wcześniej rzeczywiście przyszedł sms, ale jakoś straciłam ochotę na wszystko, więc oddałam aparat Adzie.  Przecież i tak powiedziałabym jej, co napisał. Oparłam się na siedzeniu i czekałam aż zacznie czytać. Nie oczekiwałam żadnych rewelacji, bo równie dobrze mógłby to być ktoś zupełnie inny.
- Miałam racje, to on. „Nie wiedziałem, że wypada mi pisać do ciebie po tym jak zaledwie dwie godziny temu się widzieliśmy, ale nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Jak mija wam podróż?” i podpis Michał.
- Zwariował, nieprawdaż?
- Adrian, przecież spałeś! Znowu oszukujesz!
Kiedy Ada zaczęła bić Adriana za to, że znowu zrobił nas w konia, wzięłam od niej telefon i odeszłam od nich. Niech bije go sobie w spokoju, bo zasłużył, a ja jeszcze bym go obroniła, co mam w naturze zwyczajowo robić. Stanęłam w jakimś wyludnionym miejscu, które niespecjalnie trudno było znaleźć. W wagonie było tylko kilkanaście osób. Wybrałam numer Michała, w ogóle nie zastanawiając się co mu powiem. Bo nawet gdybym próbowała coś wymyślić, to i tak nie dałabym rady i bym nie zadzwoniła.
- Mylę się, jeżeli powiem, że to z tobą spędziłem ostatnią noc?
Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam jego głos.
- Nie mylisz się, dobrze trafiłeś. Naprawdę jesteś taki niecierpliwy?
Zaśmiał się krótko.
- Chyba tylko jeżeli chodzi o ciebie. To dobrze czy źle?
- Nie wiem, czy mnie to oceniać, nie będę obiektywna, ale przynajmniej wiem, że byłeś w stu procentach prawdziwy.
- Cieszę się, że naprawdę tak myślisz. To jest szalone, nie?
- Tak, zdecydowanie. Właściwie dzwonię, żeby ci o czymś powiedzieć, bo nie wiem czy potem będę miała jak.
- Słucham cię uważnie, tylko nie każ mi przyjeżdżać, bo  bez wahania to zrobię, wiesz?
- Teraz wiem. Nie o to mi chodziło. Rodzice się dowiedzieli i już szykują nam piekło, więc raczej nie damy radę przyjechać na mecz. Teraz pewnie nie pozwolą nam nigdzie jechać.
Po drugiej stronie rozległa się cisza, a mi zebrało się na płacz. Nie chciałam, żeby usłyszał jak płaczę, nie teraz. Rozłączyłam się i głęboko oddychając, próbowałam się opanować. Nie wiem na ile mi się to udało, ale wróciłam do przyjaciół. Wyciszyłam telefon, bo nie chciałam z nikim rozmawiać. Chciałam znowu poczuć się jak wtedy, kiedy jechaliśmy do Bełchatowa, kiedy czuliśmy tą wielką ekscytację i byliśmy szczęśliwi, że będziemy mogli zobaczyć ten mecz, że przechytrzyliśmy los. Jak się okazało, nie do końca.
Usiadłam na swoim miejscu, nic nie mówiąc i schowałam telefon głęboko do plecaka. Ale nie chciałam zapomnieć, bo te dni były najpiękniejsze w całym moim dotychczasowym życiu. Nie tylko za sprawą tego meczu, ale także i jego. Westchnęłam krótko. To, że nie wymawiałam jego imienia, nie znaczyło, że nie miałam go przed oczami.
Adrian z Adą milczeli, pewnie nie wiedzieli co powiedzieć, a to rzadkość jeżeli o nich chodzi. Ale ja też nie chciałam o niczym rozmawiać, przymknęłam oczy i rozmyślałam o tym, co nastąpi. Eliminowałam wszystkie przypuszczenia, zajmowałam się tylko sprawami, które były dla mnie jasne. Między innymi tym, że czeka mnie ciężka przeprawa jak przyjadę do domu. Właściwie to był mój główny obiekt przemyśleń. Zastanawiałam się czym postanowią mnie jeszcze ukarać. Zabronią mi się z nimi spotykać? Musieliby chyba przenieść mnie do innej szkoły.
- Nie myśl już o tym, bo cię to wykończy. Chodź pooglądać zdjęcia.
Dobrze, że o nic nie pytali. Oni zawsze wiedzą, kiedy mają o nic nie pytać, za co jestem im naprawdę wdzięczna.
***
Kiedy dojechaliśmy do Krakowa był już wieczór. Prószył śnieg i wiał ostry wiatr. Najgorsze było to, że pociąg się spóźnił i nie mieliśmy czym wrócić do domu. Jakby jeszcze nam było mało tego wszystkiego. Jedynym wyjściem było zadzwonić do wujka, on jeden doskonale wiedział o naszych planach. Wyciągnęłam telefon z plecaka. Akurat dzwonił Michał. Nie odebrałam po raz dwudziesty piąty i połączyłam się z wujkiem. Na szczęście był w domu i dał radę po nas przyjechać. Poszliśmy do budynku dworca, żeby kupić sobie coś ciepłego do picia. Na peronach nie było żywej duszy za sprawą godziny jak i pogody. Wszyscy, którzy zamierzali gdzieś jeszcze pojechać, kłębili się w budynku dworca.
Stanęłyśmy z Adą gdzieś z boku, Adrian poszedł po coś do picia.
- Rozmawiałaś z Michałem, tak?
Przytaknęłam.
- Powiedziałaś mu, że nie przyjedziesz?
- Powiedziałam, ale zaraz potem się rozłączyłam. Milczał, a mnie zebrało się na płacz i jakoś tak wyszło. A teraz dzwoni po raz trzydziesty.
- Dlaczego nie odbierasz? Pewnie się martwi, że coś ci się stało. Masz odebrać. Mam powiedzieć jaśniej?
Nie lubiłam tego tonu, można powiedzieć, że się go bałam. I może dlatego odebrałam? A może dlatego, że chciałam usłyszeć, że nie ma o to żalu i nie chce tracić ze mną kontaktu?
- Ida, to ty? Powiedz, że wszystko w porządku i nic ci nie jest! Tak szybko się rozłączyłaś, myślałem, że coś ci się stało!
Ada odeszła kawałek dalej, żeby wypatrywać Adriana. A ja zaszyłam się w kąciku i przykucnęłam.
- Martwiłeś się o mnie?
- I to jak! Tylko dlaczego ty masz taki smutny głos? Coś się jednak stało!
- Nic, tylko za chwilę się rozpłaczę. Tak bardzo nie chciałam cię zawieść…
- Nikt nie jest wart tego, żebyś przez niego płakała, tym bardziej ja. Jeżeli ty nie możesz przyjechać, to ja przyjadę i będę siedział przed drzwiami dopóki mi nie otworzysz, jasne? Nie odpuszczę tak łatwo.
- Przyjedziesz?
- Tak, kiedy tylko zechcesz. Wystarczy, że powiesz jedno słowo i jeszcze tego samego dnia u ciebie jestem.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego tak ci zależy? Jeszcze nikomu tak nie zależało.
- Bo czuję, że gdy odpuszczę to będę tego żałował i to bardzo. Teraz muszę kończyć, ale obiecaj mi, że będziesz odbierać telefon.
- Jeżeli będziesz dzwonił o przyzwoitych porach i nie zabiorą mi telefonu, to obiecuję.
- Zdecydowanie lepiej wiedzieć, że się uśmiechasz.
Czy istnieje na ziemi jeszcze jakiś ideał oprócz Michała Kubiaka? Ada zapewne by powiedziała, że tak – chociażby ten jej Semir z Lecha Poznań. Ale tego potwierdzić nie mogę, bo go nie znam. Za to Michała poznałam i wiem, że tak szybko o nim nie zapomnę. O ile w ogóle o nim da się zapomnieć. Bo jak na razie nie mogę przestać o nim myśleć. Zwłaszcza o tym, że się o mnie martwił i to szczerze.
- W końcu się uśmiechnęłaś i jak mniemam to nie dlatego, że przyniosłem ci herbatę.
Adrian z parującym kubkiem wyłonił się z Nienacka zza wielkiego kwiatka pod którym byłam. Za nim stała Ada i zerkała mu przez ramię, przynajmniej próbowała, bo skutecznie jej w tym przeszkadzał. Wzięłam od niego kubek i upiłam trochę herbaty.
- Powiedzmy, że był też inny powód. Ale to nie oznacza, że nie mogę cię za to uściskać.
- Ale ja też chcę!
I tak nasza trójka stała się przytulającą się trójką z herbatami w ręku.
***
Nieunikniona kłótnia zbliżała się wielkimi krokami. Choć odetchnęliśmy z ulgą, gdy wujek zajechał pod galerię swoją firmową bryką, to wiedzieliśmy, że tak naprawdę nie mamy się z czego cieszyć. Bo jak się cieszyć z tego, że za mniej więcej godzinę, ktoś będzie chodził nad tobą i na ciebie wrzeszczał. W najlepszym wypadku krzyczał.
Wujek odwiózł najpierw mnie, więc mnie jako pierwszą czekały te przyjemności. Mama już wyglądała mnie w oknie i wyglądała na spokojną, ale chyba tylko dlatego, że wujek podwiózł mnie do domu. Przeżegnałam się, bo jak wiadomo przezornego pan Bóg strzeże i ruszyłam do domu. Drzwi były otwarte, żadnych komitetów powitalnych i nic w tym rodzaju. Ściągnęłam kurtkę i buty, a plecak wrzuciłam do siebie do pokoju. Weszłam do dużego pokoju, gdzie jak się okazało czekali na mnie oprawcy. Po ich minach można było już wywnioskować, że nie jest dobrze, ale na razie się nie odzywali.
Jak nigdy w życiu poczułam się odważna, serio. Postanowiłam więc przeprowadzić tą rozmowę szybko i tak, żeby jak najmniej bolało. Bo wiedziałam, że bezbolesna nie będzie.
- Powiedzcie lepiej co wiecie, to dopowiem resztę.
Mama milczała jak grób, choć widziałam, że korci ją, żeby zabrać głos. Jednak pozostawiła tą rolę tacie.
- Mama Ady dzwoniła do nas spanikowana, bo nie wiedziała gdzie się podziewacie. A Kamila nie chciała nic powiedzieć. Wiemy tylko tyle. Słucham wyjaśnień.
- Pamiętacie ten mecz, na który mieliśmy jechać z naszym nauczycielem? W ostatniej chwili go odwołał, więc postanowiliśmy pojechać sami, tzn. ja, Ada i Adrian. Kamila miała nas kryć. Pojechaliśmy pociągiem najpierw do Łodzi, potem do Bełchatowa, gdzie nocowaliśmy dwie noce w hotelu. I to chyba wszystko, acha. Jeszcze poznaliśmy kilku nowych ludzi.
- Tzn. Kogo?
- Najpierw Pawła Zatorskiego w pociągu do Bełchatowa, potem w hotelu Michała Kubiaka i Zbyszka Bartmana, a na meczu część zawodników z Jastrzębia i wszystkich ze Skry Bełchatów. Mamy załatwione wejściówki na mecze Plusligi i Ligi Mistrzów, w których gra Skra i myślę, że na mecze Jastrzębia też, bo sobie przypadliśmy do gustu.
Tata chyba myślał, że sobie z niego żartuję, ale gdy zobaczył, że jestem całkiem poważna, to zmienił zdanie. Więcej się już nie odezwał, z resztą mama też niewiele powiedziała, mianowicie:
- Masz bezterminowy szlaban na wszelakie wyjazdy po za miasto, każde wyjście masz ze mną uzgadniać i liczyć się z niespodziewanymi kontrolami.
Powiedziała to oczywiście oficjalnym i poważnym tonem, z twarzą pokerzysty. A potem ubrała się i wyszła z psem na spacer. Szłam już do swojego pokoju, kiedy zatrzymał mnie tata. Przytulił mnie do siebie mocno i pocałował w czoło.
- Powinnaś nam powiedzieć, wiem, że już jesteś dorosła, ale nadal z nami mieszkasz.  – przytaknęłam tacie. – Powiedz chociaż czy jesteś zadowolona.
To miłe wiedzieć, że mam tatę częściowo po swojej stronie. Przynajmniej się na mnie nie gniewa. Kiedyś jak się na mnie obraził, to przez tydzień się do mnie nie odzywał. A teraz nawet się do mnie uśmiechnął. Opowiedziałam mu w skrócie jak było i poszłam do siebie. Rozpakowałam rzeczy z plecaka i pochowałam do szafy. Te cenniejsze jak na przykład koszulka z autografami odłożyłam na specjalną półkę, żeby nie zginęły.
Naprawdę cieszyłam się, że tylko tak to się skończyło. Choć nie mogłam jechać na mecz do Jastrzębia, po rozmowie z Michałem czułam się dziwnie spokojna. Zaczęłam szukać telefonu, bo usłyszałam, że ktoś chce koniecznie ze mną porozmawiać. Uśmiechnęłam się patrząc na wyświetlacz.
- Dotarłaś bezpiecznie do domu? Czy jeszcze jesteś w drodze?
- Przed chwilą przyjechałam i najgorsze już mam za sobą. Dobra wiadomość jest taka, że nie zabrali mi telefonu, ale niestety mam szlaban na jakiekolwiek wyjazdy. Wychodzić mogę, ale będę pod kontrolą.
- Czyli nici z meczu… Ale można cię odwiedzić, tak?
- Kombinujesz coś?
- Oj tak, całe życie. Może jak mnie poznają to zmienią zdanie, oczaruję ich swoim urokiem osobistym.
- Zawsze możesz spróbować, ale nie odpowiadam za skutki.  

 Jedenaście, czyli 'ten pan z telewizji'.

***
Bogu dziękować, że ten nasz wybryk nie został srożej ukarany! Skończyło się na tym, że wszyscy mieliśmy szlaban. Trochę głupio, bo ledwo zaczęły się nam ferie, ale przynajmniej mogliśmy do siebie dzwonić. W prawdzie nic nie zastąpi kontaktu personalnego, ale zawsze coś.
Mimo wszystko i tak byłam zadowolona. Przeżyłam najpiękniejszą przygodę swojego życia ze swoimi przyjaciółmi, w dodatku zyskując nowych. Ci nowi przyjaciele też dawali o sobie znać, dość często. O ile można tak określić jeden telefon na dzień i mnóstwo wysłanych smsów. Wiedziałam wszystko o tym, co dzieje się w Jastrzębiu, a on wiedział co dzieje się u mnie i moich przyjaciół. Bo wbrew pozorom bardzo często o nich rozmawialiśmy. Michał pytał co słychać u Ady i Adriana, za każdym razem kazał ich pozdrowić. W sumie to nie ważne było o czym rozmawiamy, tylko, że mamy ze sobą kontakt, że chcemy go mieć. I każdego dnia upewnialiśmy się, że to nie było przypadkowe spotkanie. Poznawaliśmy się bardziej z każdą rozmową, mailem czy smsem. Chcąc nie chcąc była w tym jakaś magia. Tak na co dzień nie lubię tego słowa, ale odnośnie do tej sprawy idealnie pasuje. Bo jak inaczej nazwać naszą znajomość – zupełnie przypadkową, pełną zaskoczeń i niespodzianek, tych miłych i nie?
Nudno i powoli mijały kolejne dni ferii. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Ile można siedzieć nad książkami? Zawsze nadejdzie taka chwila, kiedy mózg się przegrzewa i nie przyjmuje żadnych informacji. I właśnie tak się teraz czułam dnia 26 lutego po południu.
Ostatnią atrakcją był wczorajszy mecz Jastrzębia, który pilnie oglądałam, śledząc poczynania nowo poznanych siatkarzy. Jedyne, co można było powiedzieć o ich grze to – gra to nie była. Przegrali z kretesem, 3:0. Smutne miny na ich twarzach sugerowały, że to po prostu nie był ich dzień. Każdy z nich jak tylko mógł ciągnął grę, ale bez przyjęcia trudno było cokolwiek zrobić. Jak Jastrzębie mogło wygrać z Zaksą, kiedy filary przyjęcia, jakimi są Zbyszek i Michał, zawiedli. Kolejne słowo, którego nie lubię, ale w tym wypadku pasuje. Żałowałam, że nie mogłam być tam z nimi i kibicować Jastrzębiu. A nóż by to coś pomogło? W każdym razie, zaraz po meczu zadzwonił do mnie Michał. Zmęczonym i lekko przygnębionym głosem powiedział, że jedyne czego dzisiaj im brakowało, to był mój doping. Dodał, że gdybym stała gdzieś na trybunach, z pewnością poszłoby im lepiej. W końcu trzeba na coś zrzucić winę, prawda? Jednak pod koniec rozmowy, był już w zdecydowanie lepszym humorze. Jak twierdził, tylko i wyłącznie dzięki mnie. A skoro on miał lepszy humor, to ja tym bardziej.
Postanowiłam wybrać się do Kamili, bo miałam takie prawo. Musiałam tylko poinformować rodziców gdzie będę i kiedy wrócę. Mama trochę złagodniała, ale nie odpuściła – musiałam się meldować i koniec. Jeżeli chodzi o tatę, to nasze relacje stały się jak najbardziej w porządku. Próbował wstawić się za mną u mamy, ale do tej pory jakoś nie widziałam tego skutków.
Ubrałam się i poszłam do miasta. Z rynku wsiadłam w busa i jakieś piętnaście minut później byłam już u Kamili. Ucieszyła się na mój widok i zaraz zaczęła o wszystko wypytywać. Począwszy od relacji z wyjazdu, skończywszy na powrocie do domu i wielkiej konfrontacji.
- Naprawdę was przepraszam, że tak wyszło. Mogłam jakoś zasygnalizować mamie, żeby nic nie mówiła, nie pomyślałam o tym.
- Daj spokój, to nie twoja wina. Musieliśmy się liczyć w tym, że coś może pójść nie tak. Z resztą nie jest tak źle, więc niczym się nie przejmuj.
Tak jak się spodziewałam, chwilę po tym jak dotarłam do Kamili, zadzwoniła mama. W końcu taka była umowa, cóż mogłam na to poradzić.
- Cześć mamo, jestem już u Kamili. Jak chcesz, to mogę ci ją dać do telefonu.
- Właściwie to nie dzwonię w tej sprawie. Chwilę po twoim wyjściu, przyszedł do ciebie gość. I nie wiem, co mam teraz zrobić.
Zaskoczyła mnie trochę, bo kto niby miał do mnie przyjść? Przecież Adrian z Adą nie mogli wychodzić, a tylko oni wpadali bez zapowiedzi. Reszta zawsze wcześniej dzwoniła. Pozostało mi tylko wypytać mamę o kogo chodzi.
- Tak? A kto przyszedł?
- Wiesz, ten pan z telewizji.
Normalnie spadłam z krzesła. Kamila pomogła mi stanąć z powrotem na nogi.
- Mamo, na litość boską z jakiej telewizji jest ten człowiek?!
- Pan mi podpowiada, że jest sportowcem i ma na imię Michał.
O ja ciesz pierdzielę, no! Ale skąd on ma mój adres? Kamila zalewała się łzami ze śmiechu, kiedy na mnie patrzyła. Nie miałam teraz jak jej uciszyć, z resztą mogła mieć rzeczywiście powody do śmiechu w postaci moich odruchów.
- Możesz mi go dać do telefonu? Czy tylko mnie wkręcasz i wcale go tam nie ma?
- Pewnie, że jestem. Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale chyba wyszedł niewypał.
To naprawdę Michał! W moim domu, Boże! Jakoś dalej nie mogłam w to uwierzyć, ale przecież to rzeczywiście był on. Nikt inny nie ma takiego głosu jak Michał Kubiak. Po takiej ilości telefonów, jego głos rozpoznam wszędzie.
Musiał się głupio poczuć, gdy usłyszał, że mnie nie ma.
- Przyjedziesz do mnie? Jestem u koleżanki, wyjdę po ciebie.
Kamila pokazała mi na migi, że nie muszę już wracać i mam się dobrze bawić. Powiedziałam mu, gdzie mnie znajdzie po czym się rozłączyłam.
- Kamila, nie wierzę. Normalnie nie wierzę! Co on tutaj robi? I skąd wie, gdzie mieszkam?
Byłam totalnie zaskoczona i zaczęłam się trochę denerwować, zwłaszcza, gdy przypomniałam sobie, że nie posprzątałam. Boże, dlaczego nie grzmisz z powodu mojej wielkiej głupoty! A mama mnie przestrzegała, że nie znam dnia ani godziny. Wprawdzie nie odnosiła się wtedy do takiej sytuacji, ale jak najbardziej miała rację.
Szok został zastąpiony przez szczęście. Cieszyłam się, że znowu go zobaczę, że fatygował się taki kawał drogi, żeby się ze mną spotkać. Ubierałam się szybko z powrotem, żeby wyjść na przystanek. Co z tego, że dojechanie tutaj może zająć mu trochę więcej czasu niż normalnie? Wolałam już tam stać i czekać aż go zobaczę niż się spóźnić. Ucałowałam Kamilę w oba policzki, w przypływie szaleństwa jej mamę też i wybiegłam z domu.
Z tej całej euforii dwa razy się wywaliłam i wpadłam do śniegu. Za drugim razem nawet spadła mi czapka. Czy to jakiś zwyczaj się zrobił z tego, że jak miałam się spotkać z Michałem, to lądowałam na ziemi? To wcale nie było takie śmieszne, jak się wydawało, bo teraz wyglądałam jak taki mały bałwan. Brakowało mi tylko garnka na głowie i marchewki zamiast nosa, czy zupełnie nie wiele.
Stanęłam na tym przystanku oblepiona śniegiem jeszcze bardziej, bo poszłam na skróty i przedzierałam się przez wielkie zaspy. Zaczęłam się otrzepywać z białego puchu, kiedy podjechał jakiś samochód. Nie zdążyłam się przyglądnąć kierowcy, bo właśnie się schyliłam i czapka spadła mi na oczy. Ale pomyślałam sobie, że to nie możliwe, żeby tak szybko dojechał. Pozbierałam się najszybciej jak mogłam i zaczęłam się rozglądać za tym samochodem, a może jednak…
- Cześć bałwanku! – znowu zobaczyłam ten cudowny uśmiech na żywo, nie musiałam już go sobie wyobrażać. Mogłam podziwiać ile tylko chciałam, bo uśmiechał się tylko do mnie. Stanął kilka metrów dalej na poboczu, więc zaczęłam do niego biec. Z uśmiechem na twarzy wręcz się na niego rzuciłam. Miałam w nosie co wypada a co nie, zwyczajnie się stęskniłam i nie mogłam nic na to poradzić.
- Wariat z ciebie, wiesz? W ogóle skąd ty wiedziałeś, gdzie ja mieszkam, co?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo jak to już mamy w zwyczaju, zaliczyliśmy glebę. Tym razem to Kubiak się poślizgnął i wylądowaliśmy w pobliskiej zaspie. I jak to już bywało, to on miał miękkie lądowanie.
- Czy my zawsze musimy się w jakikolwiek sposób wywrócić? Chociaż, nie powinienem narzekać, bo to zawsze ja ląduje na tobie.
- Albo przeze mnie.  – śmiejąc się i otrzepując ze śniegu, pomógł mi wstać. I choć wpadliśmy do tej zaspy, choć mnie przygniótł to i tak nie wierzyłam, że on tutaj jest. Przecież to mógł być sen, już różne rzeczy mi się śniły. Przeważnie te, których chciałam najbardziej. Jego obecność właśnie mi to uświadomiła.
- Nie mogłem wysiedzieć w domu i pomyślałem, że twój widok zrekompensuje mi jakoś wczorajszy mecz.
- I jak?
- Zdecydowanie mi lepiej, chyba cię ze sobą porwę, wiesz? – zaśmiałam się i mocno przytuliłam do tego wielkoluda. Uwielbiałam się do niego przytulać, zawsze biło od niego takie ciepło. A że teraz na jego nadmiar nie mogłam narzekać, to nie chciałam go puszczać.
I tak sobie stały te dwa głupki na poboczu, a przejeżdżające obok samochody na nich trąbiły. Ale co tam samochody! Przecież on znowu był obok i nic więcej nie było mi potrzeba.
- Tęskniłem, bardzo. I nie wiem co się dzieje, przecież to szaleństwo.
Jego cichy szept łaskotał moje ucho. Gdyby nie te samochody, pomyślałabym, że to jakaś bajka. Bo w bajkach raczej nie ma samochodów i spalin, przynajmniej w tych dla małych dzieci, gdzie książęta jeżdżą na białych koniach a nie ferrari.
- Skoro tak, to ja też oszalałam.
W tym momencie poczułam, że mój książę stoi przede mną. I co z tego, że nie przyjechał na białym koniu? I tak był księciem, za którego oddałabym pół królestwa mojego ojca, jak to w bajkach bywa.
***
- Zbyszek za każdym razem, jak mnie widział wpadał w szał, bo prawie cały czas o tobie mówiłem. Wkurzał się na mnie, Bogu ducha winnego, Michała i kazał mi do ciebie jechać.
Siedzieliśmy sobie w jakiejś przytulnej knajpce na obrzeżach miasta. Przynajmniej nikt mnie tutaj nie znał, jak się okazało jego też. Mogliśmy spokojnie siedzieć i rozmawiać. Samo patrzenie na niego, siedzącego po drugiej stronie stolika, wprawiało mnie w tak cudowny nastrój, że zapominałam o całym świecie.
- I ty postanowiłeś skorzystać, tak?
- Skoro został wydany rozkaz, to nie miałem innego wyjścia. Jeszcze żadnej prośby Zbyszka nie spełniałem z tak wielką chęcią.
- W to nie wątpię. Naprawdę się cieszę, że tu jesteś.
- W takim razie jest mi bardzo miło, ale ja cieszę się bardziej!
Korzystając z tego, że wokół nas było mało ludzi, przysunął swoje krzesło bliżej mnie. A po co? Żeby mnie przytulić. Bo w rzeczy samej Kubiak jest taką dużą przytulanką, takim wielkim pluszowym misiem, którego zawsze chciałam mieć. Nie zwracaliśmy uwagi na innych, oni na nas też. Żyliśmy w swoim świecie, chociaż dzisiaj, kiedy byliśmy razem.
- Nie przestrasz się, jeżeli usłyszysz o cytuję „Tajemniczej dziewczynie Michała Kubiaka”.
- Nie mówiłeś mi, że masz dziewczynę – trochę zabolało, mimo wszystko. Odsunęłam się od niego, po co tworzyć jakieś plotki? Jeszcze ktoś się dowie i napisze, że ją zdradza. Kubiak zaśmiał się cicho i przysunął mnie z powrotem do siebie – Miałem na myśli ciebie, głuptasie. Zbyszek trochę za dużo powiedział Swędrowskiemu i z tego co wiem, to na jednym z portali już to wykorzystali.  – chyba poproszę kogoś, żeby opisał gdzieś moją głupotę, może przynajmniej inni na tym skorzystają, bo dla mnie już chyba za późno. Poczułam się bardzo miło, jak mi to wyjaśnił, ale postanowiłam, że nie będę tego komentować.  – Nie chciałem, żeby tak wyszło, przepraszam.
- Jeżeli coś ma z tego wyjść, to żadne media nie są nam straszne i będę musiała się do tego jakoś przyzwyczaić. To chyba nie jest duża cena.
- Nie zrobię niczego wbrew tobie, byłbym skończonym kretynem, gdybym cię do czegoś zmuszał.
- To będzie głupie, co teraz powiem, ale z każdym zdaniem, obietnicą stajesz się coraz bardziej idealny.
- Do ideału mi daleko! Tak naprawdę mam dużo wad, na przykład uwielbiam słodycze i jestem strasznym bałaganiarzem, a na dodatek boję się igieł. I czasem jestem nieśmiały.
- Też lubię słodycze, co chyba widać – na te słowa pan siatkarz się oburzył i coś tam zaczął mruczeć pod nosem – nie jestem pedantką, ale też nie bałaganię zanadto. Igieł się nie boję i w przeciwieństwie do ciebie, jestem nieśmiała cały czas. I zapewne teraz mam czerwone policzki.
- Ale słodko czerwone.
- Michał!
- No co? Mówię prawdę przecież. Nie mogę przestać na ciebie patrzeć, muszę nadrobić stracone dni.
***
Nie wiem dlaczego chciało mi się płakać ,kiedy musiał już jechać. Albo wiem, tylko nie chciałam się do tego przyznać. Może pozostańmy przy pierwszej opcji, tak będzie bezpieczniej. Cieszyło mnie jedynie to, że jemu też ciężko było się rozstać. Odwlekał ten moment bardzo długo, ale przecież ten moment musiał nadejść.
- Będziesz dzwonił? Wiem, że brzmię teraz jak jakaś histeryczka, ale…
- Koniecznie, bo inaczej sam nie wytrzymam. Tylko obiecaj, że zawsze będziesz odbierać. I jeżeli będziesz miała mnie dość, to …
- Nigdy nie będę miała cię dość, zwariowałeś? Obiecuję, że będę odbierać każdy telefon i odpisywać na każdego smsa, chyba, że będę w szkole. Wtedy będziesz musiał odczekać chociaż do przerwy.
- Wytrzymam. Muszę wytrzymać, jeszcze posiadam resztki cierpliwości.
- Kiedy się znowu spotkamy? Będę tęsknić.
- Przyjadę najszybciej jak się da, to mogę ci obiecać. A kiedy już darują ci ten szlaban, to będę cię zabierał na mecze.
Staliśmy na tym parkingu dobre pół godziny, bo każde miało coś do powiedzenia. Jednak w końcu trzeba było wziąć się w garść i pozwolić sobie odejść.
- Jedź już, nie chcę, żebyś wracał po nocy. Do Jastrzębia jest kawał drogi.
- Martwisz się o mnie.
- Tak jak ty o mnie. To chyba w porządku, prawda?
- Jak najbardziej. Wiesz, że gdybym mógł to bym tu został?
- Ale nie możesz, wiem.
Ucałował moje czoło i wsiadł do samochodu. Zdążyłam mu jeszcze pomachać na pożegnanie za nim zniknął za zakrętem. A potem pozostało mi tylko wrócić do domu. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że mama w ogóle do mnie nie dzwoniła. Sprawdzałam kilka razy, ale nie miałam żadnych nieodebranych połączeń. Oprócz pięciu od Ady i trzech od Kamili. Ale przecież z nimi widzę się prawie codziennie, a z nim? Nie wiadomo, kiedy znowu przyjedzie.
Weszłam do domu, zastałam czekającą mamę w przedpokoju. Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam się rozbierać. Ciekawa byłam tego, jak zareagowała na przyjazd Michała, na to, że odwiedził mnie jakiś chłopak. Oczywiście oprócz Adriana, którego do tej pory bardzo lubiła. Najciekawsze jest to, że z wzajemnością, ale nie będę w to wnikać.
- Powiesz mi kto tak bardzo chciał się z tobą spotkać? Wydawał się miły. I przystojny.
- Michał, siatkarz, którego poznałam w Bełchatowie. Chciał zrobić mi niespodziankę, ale nie wziął pod uwagę, że może nie być mnie w domu.
- Chodzicie ze sobą? – o mało się nie przewróciłam z wrażenia.
- Mamo! Czy ty zawsze musisz być taka bezpośrednia? Przecież znamy się zaledwie tydzień –no właśnie, tylko tydzień. A czuję, jakbyśmy się znali o wiele dłużej. I za nim tęsknie, bardzo. I wiem, że to nie jest normalne, ale nie potrafię inaczej. Oczywiście tego mamie nie powiedziałam, bo jakoś nie chciałam z nią o tym rozmawiać. Może jak cofnie szlaban… Zobaczymy.
- Ale go lubisz, tak?
- Tak lubię, on mnie też lubi. I uprzedzając twoje następne pytanie, nie wiem, kiedy znowu przyjedzie.
Mama się uśmiechnęła pod nosem i nie pytała już o nic więcej. Mogłam spokojnie odetchnąć i zamknąć się w swoim pokoju, wspominając chwile spędzone z Michałem i czytając smsa, którego dostałam dosłownie kilka minut po tym, jak odjechał. „Już za tobą tęsknie i za chwilę dostanę mandat, bo pisze smsy podczas jazdy M.” I bynajmniej nie chodziło tu o tą drugą część wiadomości!

Dwanaście, czyli podziw i szacunek.

***
Ferie minęły bardzo szybko, pod znakiem wielu telefonów od Kubiaka i przyjaciół oraz nauki przedmiotów maturalnych – jak to w maturalnej klasie bywa. Umówiliśmy się z Adą i Adrianem, że oznajmimy pierwszego dnia szkoły reszcie meczowej paczki radosne nowiny, jakie przywieźliśmy z Bełchatowa. Nie przejmowało nas to, że w najbliższej przyszłości nie będziemy mogli pojechać na żaden mecz, sama świadomość tego, że mamy takie a nie inne możliwości biła wszystko na głowę.
Weszłam do szkoły i idąc do szatni mijałam ludzi, z dziwnymi uśmiechami na twarzy. Mogłam wywnioskować, że widzieli nas w telewizji podczas transmisji meczu , a co za tym idzie, zauważyli nasz piękny transparent. Odpowiadałam im tym samym, jeden gość nawet przybił mi piątkę. Wszystko było piękne i ładne, ale wizja popularności zaczęła mnie przerażać. Tak, to naprawdę głupie, wiem.
- No jesteś wreszcie! Wiesz ile osób nas widziało w telewizji? I gratulowali nam odwagi.
Ależ niespodzianka!
- Zdążyłam zauważyć, kiedy jeden z nich przybił ze mną „high – five”… Co było co najmniej dziwne, bo w ogóle go nie znam. Idziemy? -  Zaraz będzie dzwonek.
Wyszliśmy z szatni, mijając kolejne uśmiechające się do nas osoby. Na szczęście mieliśmy lekcje na parterze i nie musieliśmy nigdzie specjalnie łazić.
- Ciekawe jak nasz nauczyciel na to zareagował.
- Adrian, tu nie ma nic do myślenia – na pewno był wściekły. Zwłaszcza, jeżeli dowiedział się, że byliśmy tam sami.
- Czy ty zawsze musisz być taką pesymistką? A może nie był zły i nie potraktował tego zbyt poważnie?
Oni nigdy nie mogli dojść do stuprocentowego porozumienia i mieli odmienne zdanie nawet w najdrobniejszej kwestii. Ale ja nie mogłam nic na to poradzić.  
- Wnioskując po jego minie, nie jest szczególnie zadowolony.
Na dźwięk moich słów, momentalnie się odwrócili i zobaczyli naszego nauczyciela. Jakoś zbytnio się go nie baliśmy, bo mieliśmy prawo tam pojechać. To on nie miał prawa nam tego zabronić. Gdy nas zauważył, jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej naburmuszona. Spodziewaliśmy się takiej reakcji z jego strony, nie było to dla nas żadne zaskoczenie. I nie mieliśmy ochoty się mu tłumaczyć, z resztą, nie mieliśmy czego.
- Na dużej przerwie widzę was w kantorku na Sali.
Powiedział to poważnym tonem, ale wcale nas nie przestraszył. Bo co on mógł nam takiego zrobić?
Zaczęła się pierwsza lekcja po przerwie zimowej. Nie zaczęliśmy z wysokiego c, jak inne klasy. My kulturalnie mieliśmy lekcję wychowawczą. I wcale nie spodziewaliśmy się, że nasz kochany wychowawca nawiąże do meczu w Bełchatowie, jak on to mówi – jakaż niespodzianka!
- Jednak postawiliście na swoim, wariaci. Jak było?
- Cudownie! I na dodatek mamy kilka bonusów, ale o tym powiemy panu później, dobra?
Widocznie nie uważał nas za tak cwanych, ale cóż. Taka.. niespodzianka, w pewnym sensie oczywiście.
***
Tak jak nauczyciel nam kazał, przyszliśmy do niego na dużej przerwie. Na całe szczęście była z nim żona, więc kompletnie niczego nie mogliśmy się obawiać, nawet jeżelibyśmy się mieli czego obawiać. Pani nauczycielowa patrzyła na nas z dziwną nutką w oku i kiwała głową, z uznania oczywiście. A pan nauczyciel siedział na krześle i głośno stukał długopisem w biurko. Jakoś chwilowo nabrałam odwagi i postanowiłam pierwsza zabrać głos.
- Może pójdzie pan z nami? Bo musimy ogłosić coś ważnego, zanim zacznie pan nam prawić kazanie.
Nie chciał iść, ale w końcu żona pociągnęła go za fraki i poszli razem z nami. A w naszym szkolnym sklepiku już czekało na nas mnóstwo osób. Adrian prowadził korowód i jak wszedł do środka, otrzymaliśmy wielkie brawa.
- Brawo za odwagę!
- Mieliście do tego prawo!
- Szaleństwo, w dechę!
Z racji tego, że nie mogliśmy przekrzyczeć tłumu, Ada wpadła na pomysł, żebym weszła na stół jak ksiądz na ambonę i powiedziała, co mam powiedzieć. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale nie miałam innego wyjścia. Z pomocą Adriana weszłam na stolik i pokazałam im, żeby przez chwilę byli cicho.
- Dziękuję. Jak wiecie pojechaliśmy z Adą i Adrianem do Bełchatowa. Wyjazd ten był obfity w niespodzianki dla nas jak i dla was. Niczego nie żałujemy, mimo że bez konsekwencji się nie obeszło.  Ale żeby nie przedłużać, to informuję wszystkich tu zebranych, że będziemy mogli załatwić wam wejściówki na wszystkie mecze ligowe bełchatowian, jak i na Ligę Mistrzów. No i oczywiście spotkania ze zespołem po meczach, autografy i zdjęcia. A jeżeli będziecie bardzo chcieli, to załatwię też spotkanie i kolejny wyjazd do Jastrzębia. A teraz, oddaję panu głos, proszę pana. To wszystko co mieliśmy do powiedzenia.
Tłum zamilknął i odwrócił się w stronę naszego nauczyciela, czekając co powie. Ale jak to z panem Andrzejem bywa, jak za bardzo się zawstydzi lub zwyczajnie go ‘zatka’ to nie ma nic do powiedzenia.
***
I zrób tu człowieku coś szalonego, a będzie się to za tobą ciągnęło do końca życia. No, przynajmniej do końca szkoły. Momentalnie nasze szare szkolne życie, pozostało szkolne, ale już nie szare. O, bynajmniej. Takiej ilości ‘cześć’ czy innych powitań w życiu nie słyszałam. Te uśmiechy, szczere lub nie, zaczynały mnie powoli przerażać. Adzie i Adrianowi wręcz przeciwnie. Zwłaszcza Adrianowi. Te tabuny dziewczyn, które chciały go poznać i machały do niego na przerwach… Matko Boska i Wszyscy Święci! On był wręcz wniebowzięty. A Ada po prostu się tym nie przejmowała, rozmawiała z każdym, kto tylko tego chciał. Jak zawsze.
Czułam się trochę zagubiona w tej całej sytuacji, ale próbowałam sobie radzić jak tylko mogłam.  Na niektóre rzeczy w ogóle nie zwracałam uwagi, jeżeli nie miałam na to czasu. Jednak jedna sprawa zupełnie mnie pogrążyła.
Kilka dni po moim wystąpieniu na stoliku w sklepiku szkolnym, gdy przyszłam do szkoły z Adą, wszystkie spojrzenia skierowały się na nas. Wszystkie co do jednego. Myślałam, że mi serce stanie. Rozumiałam to cało zamieszanie, ale to już chyba przesada. Trwało to kilka sekund, potem wiele par oczu się od nas odwróciło i zaczęto coś szeptać. Ada była równie przerażona co ja. Patrzyła niepewnie to na mnie to na resztę i nie mogła wydusić słowa.
Ale w końcu musiałyśmy iść na lekcje, a co za tym idzie pójść do szatni zostawić kurtki. Przełamałam się jakoś i zrobiłam ten pierwszy krok. Ada poszła zaraz ze mną. Nie wiele czasu zajęło mi zrozumienie tej całej sytuacji i właśnie to mnie przeraziło – doskonale wiedziałam, dlaczego tak się na nas gapią.
-Ada, oni pewnie coś wiedzą o mnie i Michale, pewnie usłyszeli jakieś plotki i to wszystko ze sobą powiązali – mówiłam szeptem, nie chcąc, żeby ktokolwiek z nich wszystkich usłyszał o co mi chodzi. Przyjaciółka popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Nie martw się, przecież wszystko się da wyjaśnić.
- Michał mi mówił, że któryś serwis plotkarski się nim zainteresował w kwestii jakiejś ‘tajemniczej dziewczyny’. Przecież oni mi żyć nie dadzą. Zwłaszcza one.
Wyszłyśmy z szatni, udając, że o czymś rozmawiamy i poszłyśmy pod klasę, w której mieliśmy mieć lekcje. Na szczęście nasza klasa przywitała nas normalnie, bez żadnych sensacji. Odetchnęłam na chwilę z ulgą, dopóki nie podszedł do nas były przewodniczący szkoły, Daniel. Zaskakujące, dlaczego do nas, skoro nie utrzymywaliśmy ze sobą żadnych kontaktów. Daniel był popularny w szkole, za sprawą niegdyś pełnionej funkcji. Miał mnóstwo fanek, podobno jakaś nauczycielka się w nim nawet podkochiwała. I właśnie ten Daniel miał do mnie interes, jak się później dowiedziałam.
- Czy Iza z tobą rozmawiała?
- Nie. A o czym miała ze mną rozmawiać?
- Wiesz, że mam zespół, prawda? Nasza wokalistka zrobiła sobie przerwę i musimy znaleźć kogoś na jej miejsce. Iza zaproponowała ciebie.
- Co?! – niezbyt kulturalne słowo wypłynęło z moich ust, ale nie mogłam nic innego powiedzieć. Przecież Iza mnie nawet nie lubi, no dajcie spokój! I przede wszystkim, śpiewa lepiej ode mnie. Czułam, że ktoś mnie nieźle wrabia, tylko do końca nie wiedziałam w co. Daniel stał przede mną, wyraźne zaskoczony moją reakcją. Nie dziwię się, przeważnie dziewczyny mu nie odmawiały. A że ja nie należałam do tych, które jadły mu z ręki, to ta reakcja była jak najbardziej na miejscu.  – Ale dlaczego ja?! Czemu nie Iza na przykład?! W ogóle skąd taki pomysł?
- Iza mi ciebie poleciła, miała ci powiedzieć, ale widocznie zapomniała… Chociaż to przemyśl, ja naprawdę na gwałt potrzebuję wokalistki.
- Na gwałt tym bardziej nie – popatrzył na mnie dziwnie – W sensie, że teraz. Ostatnio nie mam na nic czasu  a matura za pasem. Po za tym niedługo będę organizować kolejny wyjazd.
- Proszę, przemyśl to. Przyjdę jutro i zapytam jeszcze raz.
Uśmiechnął się i poszedł, zostawiając mnie w kropce. Ada przysłuchiwała się naszej rozmowie, jak od nas odszedł, to postukała mnie w ramię.
- I co?
- Nic, nie zgodzę się. To jest ostatnie, co chcę teraz zrobić. Może zaproponuję ciebie, co?
Gdyby ten wzrok mógł zabić, to zginęłabym ja i ludzie w promieniu pięciu kilometrów. Wolałam nie ciągnąć tego tematu, tak dla własnego bezpieczeństwa.
***


Przyszłam do domu prosto ze szkoły, prawie trafiając na obiad. Jak wychodziłam ze szkoły po lekcjach, zaczepił mnie Daniel i ponowił swoją prośbę. Chyba naprawdę mu na tym zależało, widocznie grunt palił mu się pod nogami. Nie zamierzałam przyjąć tej propozycji, gdyby złożył ją dużo wcześniej, to pewnie bym się zgodziła. Kiedyś chciałam śpiewać w jakimś zespole, można powiedzieć, że o tym marzyłam, ale jakoś z czasem mi przeszło. Nie miałam ochoty wystawiać się na ocenę mnóstwa osób, które za pewne i tak by mnie skrytykowały. Zwłaszcza teraz, kiedy utrzymuję bliższy kontakt z Michałem. Jeszcze powstałyby jakieś dziwne plotki, gdyby ktoś na przykład usłyszał naszą rozmowę czy coś.
Szłam właśnie do kuchni, żeby zjeść obiad, kiedy zadzwonił telefon. A to sobie Michał wybrał porę!
- Skończyłaś już zajęcia?
- Tak, właśnie jestem w domu i zamierzam zjeść obiad. A co? Planujesz mi zrobić kolejną niespodziankę?
- Bardzo bym chciał, uwierz, ale nie mogę się wyrwać. Ale za to przyjedzie ktoś inny.
- Mów jaśniej, bo mam kibica w domu, w dodatku w podeszłym wieku. Tata jak ciebie zobaczył o mało nie zemdlał, pamiętasz?
- Tak, nieźle się zdziwił. Dlatego dzwonię, żeby cię uprzedzić, że jedzie do ciebie sam Kooistra z biletami na Ligę Mistrzów. Stwierdzili, że nie muszą czekać na twój telefon, więc wysłali Holendra, żeby dostarczył ci dokładnie 35 biletów.
Zabrzmiało to trochę dziwnie, ale jakoś nie czułam się specjalnie zaskoczona. Ostatnio działo się tyle dziwnych rzeczy, że jestem w stanie uwierzyć w to, co mówił Kubiak. Tylko jedna sprawa mnie zainteresowała
- Ale dlaczego 35? Przecież nas jest 34. Musieli się chyba pomylić.
- I tu właśnie jest mała niespodzianka, mianowicie ten jeden bilet jest dla mnie.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Zarezerwuj mi miejsce obok siebie.
- Jasne. A na kiedy są te bilety, wiesz?
- Ja wiem wszystko. Widzimy się za dokładnie 8 dni w Łodzi. Akurat ten mecz został przesunięty na piątek, więc nie będziecie mieć żadnych problemów.
- Już nie mogę się doczekać.
- Ja też. Tęsknię. Muszę już kończyć, bo mam trening. Do usłyszenia!
Weszłam w końcu do tej kuchni i szybko wsunęłam coś na ząb, żeby godnie przyjąć gościa w mieszkaniu. Boże, ja nawet nie wiem, czy on mówi po polsku! Przecież gra w Polsce od niedawna, ma prawo nie znać języka. I pewnie będzie głodny.
- Mamo, zostaw trochę z obiadu, bo będziemy mieć gościa.
- A kto przyjedzie? Michał?
Od tamtej pory bardzo często o niego pytała. Sprytna, wyczuła materiał na zięcia. Choć w sumie, nie miałabym nic przeciwko. Aż walnęłam się w czoło. O czym ja myślę?
- Nie, ale też siatkarz. Z Holandii.
- Skąd? Taki kawał drogi jedzie? Znowu siatkarz?
Taka właśnie jest moja mama – zadaje mnóstwo pytań na minutę.
- Po pierwsze – przyjeżdża, żeby przywieźć mi bilety na Ligę Mistrzów. Po drugie – nie będzie rozumiał, co do niego mówisz, więc nie mów zbyt dużo. Po trzecie – nie jedzie z Holandii, tylko z Bełchatowa. W tym sezonie gra w Polsce.
Ledwo skończyłam tłumaczyć mamie szczegóły, dotyczące gościa, a rozległ się dzwonek do drzwi. Poprawiłam włosy i poszłam otworzyć. Coś się szybko uwinął, pomyślałam, skoro Michał dzwonił dopiero teraz. Otwarłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętego, bardzo wysokiego Holendra przed sobą. Grzecznie się przywitałam i wpuściłam go o środka. Mówiłam do niego po angielsku, mam nadzieję, że zrozumiał. Zdjął kurtkę i buty, zaprosiłam go do dużego pokoju i poprosiłam mamę, żeby podała mu obiad.
- Nie musieliście się tak fatygować, mogliście posłać kuriera.
- Ostatnio tak zrobiliśmy i przesyłka znalazła się zupełnie gdzie indziej, więc tym razem ja zgodziłem się pobawić w kuriera.
Tak z bliska, to był nawet przystojny, ale byłam zbyt zauroczona Kubiakiem, żeby powiedzieć cokolwiek więcej. Holender wyciągnął szarą kopertę i mi ją wręczył.
- Tyle, ile się umawialiście. Plus bilet dla Michała, który raczył podać nam twój adres. Się biedak trochę wystraszył, ale gdy wyjaśniliśmy swoje intencje, to zmienił zdanie i zaproponował, że cię uprzedzi.
- Tak, dzwonił dosłownie kilka minut temu. Widocznie nie chciał przeszkadzać, ledwo wróciłam ze szkoły.
Wydawał się trochę zaskoczony tym, co powiedziałam, więc zapytałam o co chodzi.
- Przepraszam, jak zobaczyłem was wtedy na meczu, wydawało mi się, że jesteście trochę starsi.  – teraz przyglądał się zdjęciu wiszącemu nad stołem. Byłam na nim ja i Ada, w Spodku. Z racji tego, że nie miałam już miejsca u siebie w pokoju, powiesiłam je tutaj.  – To ta dziewczyna, Ada, tak?
- Tak, moja przyjaciółka – przypatrywał się przez chwilę z uśmiechem temu zdjęciu, do momentu, kiedy mama przyniosła mu obiad na tacy. Biedny, jak zobaczył taką ilość jedzenia, to nie wiedział, co ma z nią zrobić. A mówiłam mamie, że oni wbrew pozorom nie jedzą dużo… 


No, to macie niespodziankę! Dzisiaj dodaję trzy, bo jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie dwa tygodnie :) Jako że sama nie lubię przerw na niektórych blogach, to postanowiłam zostawić wam większą porcję przygód :)
Jakże piękny mieliśmy wczoraj wieczór! Dwa złote medale ^^ Mam nadzieję, że to nie koniec krążków z tego kruszcu, które mogą paść w nasze posiadanie :)
Pozdrawiam gorąco!

 

 

 

3 komentarze:

  1. I aż mi się zaczyna robić żal tych biednych rodziców, bo córka właściwie cały czas wystawia ich systemy nerwowe na poważne próby;D Najpierw wyjeżdża, nie przyznając się do tego, potem do ich domu niespodziewania wpada Kubiak, niemal przyprawiając ojca o zawał, a potem jeszcze córeczka oznajmia mamie, że szykuje się kolejna siatkarska wizyta, tym razem z Holendrem w roli głównej;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  2. http://zakazane-pragnienie.blog.onet.pl/ zapraszam na szóstkę, desti ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże co za słodycz ! I co z tego, że mają szlaban i tak Michał z Idą będą razem i tak. I podejrzewam, że jej mama nie będzie miała nic przeciwko. Czekam na kolejny :)
    Zapraszam na nowy rozdział na siedem-mil-do-nieba.blog.onet.pl
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń