sobota, 25 sierpnia 2012

Trzynaście, czyli przekonywanie.


***
Po tym jak Holender pojechał, musiałam zadzwonić do naszego nauczyciela i powiedzieć mu o tych biletach.  O dziwo, przyjął to całkiem spokojnie, powiedział, że zarezerwuje jakiś autobus a szczegóły dogramy jutro.
Następnego dnia, jak tylko przyszłam do szkoły, wpadłam na Adę, która zapisywała już chętnych na mecz. I spotkanie z zawodnikami, oczywiście.
- Widzę, że informacje szybko się rozchodzą. Ile masz już osób?
- Połowę. A jest dopiero dziewiąta. A, Daniel pytał o ciebie, jak się zapisywał.
No tak, kompletnie zapomniałam, że miałam się nad czymś zastanowić. Ale i tak moja odpowiedź była już przesądzona, więc nie musiałam się martwić. Natknęłam się na niego już w drodze do szatni. Uśmiechnął się do mnie na przywitanie.
- I jak? Przemyślałaś sprawę?
- Tak, ale i tak nie mogę się zgodzić. Po prostu nie mam czasu, teraz jak wiesz jedziemy na kolejny mecz. Wczoraj miałam niezłe urwanie głowy i boję się, co będzie dalej.
Nie powiem, że był zadowolony takim stanem rzeczy. Ale przynajmniej nie był wściekły, czy coś. Zwyczajnie się zasmucił.
- No nic. Trudno, jakoś to przeżyję. To może wpadniesz chociaż na koncert jutro? Gramy na twoim osiedlu.
- Co ty nie powiesz? Słyszałam co nieco. Zobaczę jak wyrobię się z czasem i co powiedzą rodzice. Bo po ostatnim wyjeździe wnikliwiej mnie sprawdzają.
- Mogę się zaoferować, żeby cię pilnować. Sama przyjemność – ups, chyba wkraczamy na grząski grunt i trzeba się ewakuować.
- Zobaczę, a teraz wybacz.
Złapałam Adę na schodach, po moim wejściu dopisało się jeszcze kilka osób, więc miałyśmy już prawie komplet. A nawet nie zdążyłam powiesić ogłoszenia!
***
- Daniel pyta, czy przyjdę na tą dyskotekę jutro. – siedziałyśmy z Adą na dużej przerwie przy kantorku na Sali gimnastycznej i jadłyśmy kanapki. Byłyśmy nieziemsko głodne, a nie miałyśmy nawet chwili na to, żeby zjeść. Albo trzeba było w tempie ekspresowym coś powtórzyć na sprawdzian, albo trzeba było odpowiadać na pytania młodych kibiców, którzy chcieli uzyskać więcej informacji.
- Albo mi się wydaje, albo on coś od ciebie chce. Oczywiście oprócz tego, żebyś na jakiś czas została wokalistką jego zespołu.
- Już mu wyjaśniłam, że tak się nie stanie. To co, idziemy na tą dyskotekę?
- Bardzo chętnie bym z tobą poszła, ale przypominam ci, że mam szlaban i nie mogę wychodzić.
- To w takim razie Daniel będzie musiał przeżyć to, że mnie też tam nie będzie. A teraz dawaj tą listę.
Pokazała mi listę nazwisk, które zebrała podczas poprzednich przerw. Jak zawsze mieliśmy za dużo chętnych, zawsze zgłaszały się osoby nowe, które nie były na poprzednich. Przeglądałam właśnie tą listę i tak nasunęło mi się jedno pytanie.
- A co ty sądzisz o tym holenderskim środkowym Skry?
- A co ma piernik do wiatraka?
- To, że jest z mąki. Tak pytam, bo on całkiem przystojny jest.
- Ej, ja znam ten ton. Nic nie kombinuj, słyszysz?
Wzruszyłam ramionami, chcąc pokazać jej, że nie wiem o czym mówi. Ale to nie był przecież przypadek, że on się tak w to nasze zdjęcie wpatrywał. Oddałam listę naszemu nauczycielowi, który właśnie wszedł na salę.
- Znowu będzie wyścig szczurów.
Przytaknęłam mu i wyciągnęłam z kieszeni odpowiednią ilość pieniędzy. Trudno, najwyżej znowu mi się dostanie od rodziców. Ale przecież musiałam tam jechać, chociażby po to, żeby spotkać się z Michałem. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że już niedługo znowu się zobaczymy. Co mam poradzić na to, że telefony nam przestają wystarczać? Aż strach pomyśleć, co byśmy zrobili, gdybyśmy żyli w innej epoce!
- Właśnie dlatego daję panu potrzebną kwotę. I niech pan trzyma miejsce dla Ady i Adriana, jakoś przekonamy ich rodziców.
- Przecież bez was nie pojedziemy, jeżeli trzeba wykonam konieczne telefony.
Ale się zrobił dla nas miły! Pewnie mu żona kazała, ale nie wnikajmy w to głębiej. Musiałyśmy zostawić naszego nauczyciela i niedojedzone kanapki i iść na lekcje. Taki już los maturzysty i każdego innego ucznia naszej szkoły.
***
- Proszę pani, to naprawdę jest dla nas bardzo ważne. Niech pani pozwoli jej z nami jechać. Ja rozumiem, że to co ostatnio zrobiliśmy było karygodne, ale te kilka dni zamknięcia dały jej nauczkę. Teraz będą z nami opiekunowie i nie zrobimy nic, co mogłoby nam zaszkodzić.
Siedziałam już u Ady dobre dwie godziny, a cały czas wałkowaliśmy tylko jeden temat – wyjazd do Łodzi. Próbowałam już wszystkiego, ale mama Ady nadal się wahała. Nawet nasz nauczyciel, jak powiedział, wykonał konieczne telefony. Przez ten czas, korzystając z gościnności Ady i jej rodziny zdążyłam zjeść kilka kawałków ciasta i wypić dwie herbaty. Miałam już wygłosić treść kolejnego argumentu, co z tego, że bezsensownego, ale mama Ady popatrzyła na mnie i powiedziała:
- No dobrze już, może jechać. Tylko macie na siebie uważać i nigdzie same nie łazić, jasne? A teraz przyznaj mi się, że stoi za tym wyjazdem coś ważniejszego, niż udowodnienie reszcie, że nie zmyślacie.
I jak tu coś ukryć przed mamą Ady, skoro ta pani wie wszystko? Spojrzałam na przyjaciółkę, nie wiedząc co mam powiedzieć. Dała mi znak, żeby pod groźbą najgorszych katuszy nic nie mówiła o Michale, więc milczałam jak grób. Nie wiedziałam, czy mi się to opłaci, ale wolałam zaryzykować. Mama Ady widząc, że nie chcemy nic powiedzieć, machnęła ręką i dała nam spokój.
- Czasem mam wrażenie, że ona jest z jakiegoś wywiadu czy coś.
- Nie przesadzaj, te czasy już dawno minęły.
- Jesteś pewna?
***
Mama Ady to był Pikuś w porównaniu do tego, co nas czekało u Adriana. Wiele razy byłyśmy świadkami (lub nie) jej srogiej ręki w wychowaniu syna. Jednak była też znana ze swoich niecodziennych i szalonych wybryków. Mając nadzieję, że wyjdziemy z tego cało bez żadnych obrażeń, zapukałyśmy do jaskini lwa tzn. domu Adriana. Czy byłyśmy przygotowane na najgorsze? Myślałyśmy, że tak i kiedy drzwi się otwarły i miałyśmy się przywitać z panią domu, zorientowałyśmy się, że to nie jest pani domu tylko mała, słodka dziewczynka, której współczułyśmy takiego brata. Była trochę zdezorientowana jak nas zobaczyła, ale wpuściła nas do środka. Nie dziwię się jej, bo sama widziałam ją po raz pierwszy w życiu, wcześniej znałam ją ze zdjęcia z Naszej – Klasy.
Poprosiłyśmy ją grzecznie, żeby zawołała Adriana, a ta tylko się do nas uśmiechnęła i pobiegła na górę. Ale to nie był zwykły bieg, to był bieg, który doskonale znaliśmy – z wymachiwaniem wszystkimi kończynami i korzystaniem ze stawów rzekomych. Normalnie nas wcięło, zdołałam tylko szturchnąć Adę łokciem.
- Boże, to jakaś plaga jest.
- Nie, to nie plaga. To geny.
Ostatnie zdanie Ady zabrzmiało dosłownie tak, jakby mówiła o najgorszym złoczyńcy o jakim słyszała. Zdążyłyśmy się otrząsnąć dopiero, kiedy groźna mama zauważyła, że przyszłyśmy. Na pierwszy rzut oka wcale nie była taka straszna, nawet się do nas uśmiechnęła. Odpowiedziałyśmy jej tym samym. Potem zobaczyłyśmy jak rodzeństwo zbiega po schodach i jak oblicze groźnej mamy naprawdę robi się groźne. Bałyśmy się, że ta pani zacznie krzyczeć i będziemy musiały uciekać, ale wystarczyło jej tylko jedno, krótkie słowo.
- Nie.
- Mamo, ale ja jeszcze nie zdążyłem nic powiedzieć! Daj mi chociaż spróbować ci to wyjaśnić.
- Dwie minuty.
Ada postanowiła wkroczyć do akcji i tak zagadała groźną mamę, że nie mogła z siebie słowa wydusić. Nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że Ada potrafi wypowiadać tyle słów na minutę. Adrian też był zaskoczony, ale nie mógł tego okazać, bo musiał zrobić minę niewiniątka.
Kiedy Ada zakończyła swój monolog, groźna mama spojrzała na nas wszystkich i głośno westchnęła.
- Nie spodziewałam się, że będziesz miał taką obronę. Ale jak wywiniesz jakiś numer…
- Żadnych numerów, obiecuję!
I w taki sposób, jak się okazało, bezbolesny, nasza trójka mogła znowu zobaczyć Bełchatów w akcji. Tym razem w Łodzi.
***
Wiecie jak to jest, gdy ktoś nagle pojawia się w waszym życiu i choćbyście próbowali go z niego usunąć, to nie dacie rady? I wcale nie mówię teraz o Kubiaku i o tym, że za żadne skarby nie chciałam go wyrzucać. Nawiązuję w ten sposób do pewnego upartego gościa, który od chwili rozpoczęcia tego zamieszania z nami w roli głównej, był bardzo upierdliwy. 

Tak, brawa dla pani w ósmym rzędzie – chodzi mi właśnie o Daniela. Biedaczysko nie chciało mi odpuścić, chodziło za mną i próbowało zagadnąć. I myślało, że może nawet ma jakieś szanse, czy coś w tym rodzaju. Aż tu nagle przyszedł czas na oczekiwany wyjazd do Łodzi.

2 komentarze:

  1. Czyli nawet nieprzekonywalnych rodziców można przekonać. Miło. Bo co to byłby za wyjazd bez Ady i Daniela? Z nimi się to wszystko zaczęło i z nimi powinno trwać;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  2. W koncu mogę coś napisać... Czemu kazałas na siebie czekać cooo??:D Nice Wampirku

    OdpowiedzUsuń