Czy czuliśmy się wyjątkowi? Chyba
tak. W końcu jedna z gwiazd naszego ukochanego klubu, spędziła z nami trochę
czasu i obiecała, że następnego dnia reszta składu będzie do naszej dyspozycji.
Nawet zostawił nam swój autograf, bo znalazła się wśród innych pasażerów dobra
dusza, która pożyczyła nam długopis.
Gdy wysiedliśmy z pociągu,
przywitał nas ciemny i mroźny Bełchatów. Paweł pokazał nam, gdzie mamy iść,
żeby trafić do naszego hotelu i dodał też, żebyśmy przyszli jutro półtorej
godziny wcześniej. Powiedział, że wyśle kogoś do nas, żebyśmy bez problemu
weszli na halę i porozmawiali z
siatkarzami przed meczem. Podobno nic nie motywuje ich tak, jak kontakt z
kibicami i dobre słowa. Zagwarantowaliśmy mu, że inne z naszych ust nie padną.
Pożegnał się z nami i wsiadł do taksówki.
Wszystko wskazywało na to, że to
zwykły sen, nocne marzenie, a nie rzeczywistość. I to nie było tylko moje
zdanie. Każde z naszej trójki uważało, że to jakiś niebywały fart, być może
ktoś sobie z nas po prostu żartuje. To, o czym marzyliśmy tyle lat, zaczyna się
spełniać. Kiedyś było dla nas nieosiągalne, a teraz… Czuliśmy, że możemy
wszystko.
Do hotelu nie było daleko.
Stanęliśmy przed wielkim gmachem i śmiejąc się, razem przekroczyliśmy próg
hotelu. Uderzył nas niebywały wystrój tego miejsca, elegancki, na wysokim
poziomie, ale bardzo prosty. W środku kręciło się wiele ludzi. Jedni dopiero
przyjechali, inni wychodzili na miasto lub siedzieli w restauracji. Wszystko
niebywale piękne, od ścian po sufit, od pracowników po gości. Zupełnie inny
świat, do którego na moment dołączyliśmy my.
Podeszłyśmy z Adrianem do
recepcji i stanęliśmy w kolejce. Adrian przygotował dokumenty i gdy nadeszła
nasza kolej, podał je recepcjonistce. Przemiła, uśmiechnięta pani, podała nam
kartę do pokoju i życzyła miłego pobytu oraz wygranej Bełchatowa w jutrzejszym
meczu. Grzecznie podziękowaliśmy i udaliśmy się do windy, wcześniej oddając
panu nasze bagaże.
Nasz pokój mieścił się na drugim
piętrze na końcu korytarza po prawej stronie. Podekscytowani do granic
możliwości weszliśmy do środka i oniemieliśmy z wrażenia. Pomieszczenie było
ogromne. Po prawej stronie stały trzy pojedyncze łóżka zasłane kremową
pościelą. Po lewej stronie znajdowały się drzwi do łazienki i oraz stół, na
którym stały trzy butelki wody mineralnej i telefon. Pod oknem stał duży,
płaski telewizor z dvd.
- Przecież to jakaś bajka, nie?
Ada usiadła na jednym z łóżek i
przyglądała się wszystkiemu dookoła. Adrian podszedł do Ady i usiadł obok niej,
po czym ją uszczypnął.
- Ałł, zwariowałeś?
- Teraz przynajmniej wiesz, że to
rzeczywistość. Że to wszystko rzeczywistość.
Nie czułam się zagubiona, żadne z
nas się tak nie czuło. Z uśmiechem na twarzy stanęłam przy oknie i oparłam
dłonie o parapet. Z okna rozciągał się widok na całe miasto, oświetlone i
tętniące życiem. Zaśmiałam się jak
dziecko, parapet był tak szeroki, że można było na nim usiąść. Zawsze o czymś
takim marzyłam: usiąść sobie na parapecie i patrzyć przez okno na ludzi, na to
co się dzieje za oknem. I tak właśnie zrobiłam. Oparłam głowę o ścianę i
siedziałam, marzyłam. Dopóki Adrian mnie nie ściągnął i nie zaciągnęli mnie
razem z Adą na kolację. Wliczoną do ceny pokoju!
***
Najedzeni i zadowoleni wróciliśmy
do pokoju i zabraliśmy się do pracy nad transparentem. Na stole rozłożyliśmy
brystol i Ada przedstawiła nam swoje pomysły, jeszcze te z pociągu.
Jednogłośnie wybraliśmy jeden z nich, którego hasło brzmiało: „Panie Andrzeju,
nic na świecie nie powstrzyma nas od kibicowania Skrze Bełchatów!” Dosadne, ale
bez przesady. Ada zrobiła szkic na kartonie i zabraliśmy się do malowania,
czyli tego co tygryski lubią najbardziej! Przy okazji pomalowaliśmy też sami
siebie.
I wszystko było śmieszne, piękne
i kolorowe, do momentu, gdy zadzwoniła Kamila. Gdy zobaczyłam jej numer na
wyświetlaczu, to trochę się przeraziłam. Pomyślałam o tym, że rodzice mogli do
niej zadzwonić i coś poszło nie tak. Teraz, kiedy spotkało nas tyle dobrych
rzeczy, nie wyobrażałam sobie wracać do domu tylko dlatego, że rodzice sobie
tego życzą.
- Cześć Kamilko, stało się coś?
- Nie, wszystko w porządku,
żadnych telefonów czy innej kontroli. Chciałam zapytać, czy jesteście na
miejscu?
- Tak, dotarliśmy jakąś godzinę
temu do hotelu. Jest po prostu cudownie, lepiej niż mogło być.
- Opowiadaj! Wydarzyło się coś
niespodziewanego?
Opowiedziałam
jej o wszystkim ze szczegółami, potem jeszcze Ada wyrwała mi telefon i ze
swojej strony powiedziała kilka słów. Rozmawiałyśmy chyba z godzinę. Gdy
zorientowałyśmy się jak długo rozmawiamy, pożegnałyśmy się, choć przyznam, że z
trudem. A w tym czasie, nasza małpka – Picasso, zamalował pierwszy wyraz na
transparencie. Czuł się niewątpliwie dumny ze swojego czynu, jakby dokonał
niemożliwego. Jednak musiałyśmy szybko sprowadzić go na ziemię, bo pomalował
nie tym kolorem co trzeba. Ale co tam! Dzisiaj, tego cudownego dnia, nawet
małpkom odpuszcza się ich wybryki!
***
- To co idziemy spać? Już przed dwunastą.
Po
skończonym malowaniu czyściłyśmy kończyny z Adą w łazience. Całe byłyśmy
umazane farbą, na szczęście ubrania zostały oszczędzone i pozostały czyste.
Siedziałyśmy na podłodze, przed sobą miałyśmy miskę z wodą ze zmoczonym
ręcznikiem i szorowałyśmy ręce potraktowane czarnym flamastrem. Nasza małpka
się rozbrykała i pomaziała nam ręce dla zabawy. Ale nie pozostałyśmy dłużne i
pobrudziłyśmy małpce nos.
- Czy ja
wiem? Może oglądniemy jakiś film na dvd? Jakoś nie jestem przesadnie zmęczona.
Po za tym możemy spać do południa.
- Masz
rację, korzystajmy z życia. W końcu nie wiadomo, kiedy to się powtórzy.
- Mam
nadzieję, że Paweł o to zadba i że szybko.
– starłam z ręki ostatniego czarnego kwiatka, po czym wytarłam ręce w
czysty ręcznik. – Skończyłam. Idę
zobaczyć, co robi Adrian. Mam nadzieję, że nie znalazł flamastrów.
Wyszłam
z łazienki. W pokoju było cicho, Adriana nie było. Zdziwiłam się, bo gdzie mógł
pójść o tej porze. Zauważyłam, że drzwi do pokoju są otwarte. Zaczęłam mamrotać
coś pod nosem, na temat niewychowania Adriana. Kiedy podeszłam by zamknąć
drzwi, zobaczyłam, że małpka stoi pod drzwiami naprzeciwko i czegoś nasłuchuje.
- Na
mózg…
- Cicho,
bo zaraz wyjdą.
Wyszłam
na korytarz i rozglądnęłam się, czy przypadkiem ktoś nie wpadł na to, żeby udać
się na wieczorny spacer. Na horyzoncie było czysto, ale i tak odciągnęłam go od
drzwi i zaciągnęłam do pokoju.
- Co ty
tam robiłeś, co?
- Jak
siedziałyście w łazience, to usłyszałem głosy na korytarzu. Zacząłem się
przysłuchiwać i dosłyszałem, że mówią o jutrzejszym meczu. Mało tego. Mówili, o
jutrzejszej rozgrzewce i o tym, o której muszą być na hali na treningu.
-
Twierdzisz, że naprzeciwko nas mieszkają jacyś siatkarze?
- Nie
jacyś, tylko Kubiak z Bartmanem!
- Skąd
wiesz, że to oni?
- Bo
mamy wizjer w drzwiach.
Ada
właśnie wyszła z łazienki, podśpiewując pod nosem.
- Adrian
możesz iść czyścić swój czerwony, rudolfowy nosek.
- Tak,
Adrian idź się umyj!
Wepchałam
go do łazienki i przystawiłam klamkę krzesłem, żeby nie mógł wyjść. Jeszcze
wpadłby na jakiś genialny pomysł i poszedł odwiedzić naszych tymczasowych
sąsiadów. Ada popatrzyła na mnie zdumiona i kiedy miała zapytać, dlaczego
zamknęłam małpkę w łazience, zaczęłam mówić.
- Po
drugiej stronie, w pokoju, są Kubiak z Bartmanem.
- Co ty
gadasz?
- Adrian
zobaczył jak wchodzą do pokoju.
- To
dlaczego zamknęłaś go w łazience?
- Bo
byłby gotów złożyć im niespodziewaną wizytę, jako Rudolf Czerwononosy.
***
Włączyłyśmy
sobie jakąś komedię romantyczną, ale i tak niewiele z niej wiedziałyśmy, bo
cały film przegadałyśmy. Jak to czasem mamy, o wszystkim i o niczym, zawsze
przy tym śmiejąc się do łez. Mówiłyśmy właśnie o jutrzejszym dniu, kiedy Ada
patrząc na telewizor parsknęła śmiechem. Tym razem nie złowieszczym.
- Z
czego się śmiejesz?
Kiwnęła
głową w stronę telewizora. Odwróciłam się i zobaczyłam, że film właśnie się
skończył.
- Wiesz
chociaż jak nazywał się główny bohater? Bo ja jakoś niespecjalnie.
- Ja też
nie. My mamy własny film, który zaczął się jakiś czas temu, prawda?
- Tak,
chyba tak. Wiesz co? Wypuszczę Adriana, przecież nie może spać w łazience.
- A
czemu nie?
- Ada!
Zwlekłam
się z łóżka i poszłam otworzyć wrota do łazienki. Światło cały czas było włączone,
więc nasza małpka, która chwilowo była reniferem, nie miała się czego bać.
Weszłam do łazienki i od razu się o coś potknęłam i gruchnęłam na ziemię. I to
bynajmniej nie było śmieszne.
Narobiłam
niezłego huku. Ada szybko przyleciała do łazienki i zamiast mi pomóc, to
zaczęła się śmiać.
- Kurde!
Pomóż mi wstać, no! Ada!
Ale ona
nie mogła przestać się śmiać. Ja nie wiem, co w tym wszystkim mogło ją
śmieszyć. Przecież nie to, że wchodząc do łazienki potknęłam się o głowę
Adriana i wylądowałam na ziemi, prawda? A najgorsze w tym wszystkim to, że mój
upadek i głośny śmiech Ady go nie obudził.
Ale za
to zainteresował sąsiadów. Chwilę po tym, jak upadłam na podłogę, usłyszałam
pukanie do drzwi. Dość natarczywe, z resztą. Ada, ocierając łzy z twarzy spowodowane
śmiechem, poszła otworzyć drzwi.
Do
pokoju weszły jakieś dwie, dość duże sylwetki. Na początku nie mogłam rozeznać
się, kto to. Dopiero potem zrozumiałam, że sąsiedzi – siatkarze złożyli nam
wizytę. I wcale nie chodziło o zakłócanie ciszy nocnej. Oni po prostu się
zmartwili tym co usłyszeli.
Nie
słyszałam, o czym mówią. Jedyne co w ogóle słyszałam, to śmiech Ady.
- Czy
może mi ktoś pomóc?! Bo nie mam siły się podnieść!
Gdy
tylko wygłosiłam oświadczenie o pomoc, w drzwiach do łazienki pojawiły się dwie
głowy, w tym jedna w okularach. Ta w okularach, podała mi rękę i pomogła wstać.
Grzecznie podziękowałam miłemu panu Kubiakowi i uśmiechnęłam się do pana
Bartmana.
- Ada,
wariatko! Widzisz, co zrobiłaś? Obudziłaś sąsiadów.
- Może
nam ktoś wyjaśnić, co tutaj się stało?
Tak, tak, tak - mały półfinał! Wiedziałam, że nasi panowie dadzą radę jeszcze raz pokonać Brazylię. Dzisiaj czekają na nas Kubańczycy i mam nadzieję, że ten mecz też skończy się zwycięstwem :)
Przedstawiam wam szóstkę i zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam!
Czekałam i miałam pytać kiedy dodasz ^^ czekam na 7...:))) mamy półfinał, Polacy mamy półfinał, mamy półfinaaał, Polacy mamy półfinaaał ^^
OdpowiedzUsuńHa ha ha, niech mnie wezmą do siebie!
OdpowiedzUsuńKurde mać, wolałabym być podniesiona przez Zibiego, ale cóż xD
Ja chcę do nich. I najlepiej jeszcze wymęczę Adriana! ;*
Czekam na siódemeczkę, a tymczasem... finał też będzie nasz!!! <3
I wcale się nie dziwię, że czują się wyjątkowi, bo oni zdecydowanie są wyjątkowi;D Najpierw spotykają Pawła w pociągu, a potem okazuje się, że mieszkają drzwi w drzwi z Kubiakiem i Bartmanem. Daję głowę, że w następnym rozdziale z kolejnych pokoi wylezie reszta reprezentacji, bo przecież czemu nie;D
OdpowiedzUsuńNazwę tego hotelu poproszę, tak na przyszłość i wszelki wypadek;p
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[mwiniarski]