piątek, 6 lipca 2012

Sześć, czyli sąsiedzi.


Czy czuliśmy się wyjątkowi? Chyba tak. W końcu jedna z gwiazd naszego ukochanego klubu, spędziła z nami trochę czasu i obiecała, że następnego dnia reszta składu będzie do naszej dyspozycji. Nawet zostawił nam swój autograf, bo znalazła się wśród innych pasażerów dobra dusza, która pożyczyła nam długopis.
Gdy wysiedliśmy z pociągu, przywitał nas ciemny i mroźny Bełchatów. Paweł pokazał nam, gdzie mamy iść, żeby trafić do naszego hotelu i dodał też, żebyśmy przyszli jutro półtorej godziny wcześniej. Powiedział, że wyśle kogoś do nas, żebyśmy bez problemu weszli na halę  i porozmawiali z siatkarzami przed meczem. Podobno nic nie motywuje ich tak, jak kontakt z kibicami i dobre słowa. Zagwarantowaliśmy mu, że inne z naszych ust nie padną. Pożegnał się z nami i wsiadł do taksówki.
Wszystko wskazywało na to, że to zwykły sen, nocne marzenie, a nie rzeczywistość. I to nie było tylko moje zdanie. Każde z naszej trójki uważało, że to jakiś niebywały fart, być może ktoś sobie z nas po prostu żartuje. To, o czym marzyliśmy tyle lat, zaczyna się spełniać. Kiedyś było dla nas nieosiągalne, a teraz… Czuliśmy, że możemy wszystko.
Do hotelu nie było daleko. Stanęliśmy przed wielkim gmachem i śmiejąc się, razem przekroczyliśmy próg hotelu. Uderzył nas niebywały wystrój tego miejsca, elegancki, na wysokim poziomie, ale bardzo prosty. W środku kręciło się wiele ludzi. Jedni dopiero przyjechali, inni wychodzili na miasto lub siedzieli w restauracji. Wszystko niebywale piękne, od ścian po sufit, od pracowników po gości. Zupełnie inny świat, do którego na moment dołączyliśmy my.
Podeszłyśmy z Adrianem do recepcji i stanęliśmy w kolejce. Adrian przygotował dokumenty i gdy nadeszła nasza kolej, podał je recepcjonistce. Przemiła, uśmiechnięta pani, podała nam kartę do pokoju i życzyła miłego pobytu oraz wygranej Bełchatowa w jutrzejszym meczu. Grzecznie podziękowaliśmy i udaliśmy się do windy, wcześniej oddając panu nasze bagaże.
Nasz pokój mieścił się na drugim piętrze na końcu korytarza po prawej stronie. Podekscytowani do granic możliwości weszliśmy do środka i oniemieliśmy z wrażenia. Pomieszczenie było ogromne. Po prawej stronie stały trzy pojedyncze łóżka zasłane kremową pościelą. Po lewej stronie znajdowały się drzwi do łazienki i oraz stół, na którym stały trzy butelki wody mineralnej i telefon. Pod oknem stał duży, płaski telewizor z dvd.
- Przecież to jakaś bajka, nie?
Ada usiadła na jednym z łóżek i przyglądała się wszystkiemu dookoła. Adrian podszedł do Ady i usiadł obok niej, po czym ją uszczypnął.
- Ałł, zwariowałeś?
- Teraz przynajmniej wiesz, że to rzeczywistość. Że to wszystko rzeczywistość.
Nie czułam się zagubiona, żadne z nas się tak nie czuło. Z uśmiechem na twarzy stanęłam przy oknie i oparłam dłonie o parapet. Z okna rozciągał się widok na całe miasto, oświetlone i tętniące życiem.  Zaśmiałam się jak dziecko, parapet był tak szeroki, że można było na nim usiąść. Zawsze o czymś takim marzyłam: usiąść sobie na parapecie i patrzyć przez okno na ludzi, na to co się dzieje za oknem. I tak właśnie zrobiłam. Oparłam głowę o ścianę i siedziałam, marzyłam. Dopóki Adrian mnie nie ściągnął i nie zaciągnęli mnie razem z Adą na kolację. Wliczoną do ceny pokoju!
***
Najedzeni i zadowoleni wróciliśmy do pokoju i zabraliśmy się do pracy nad transparentem. Na stole rozłożyliśmy brystol i Ada przedstawiła nam swoje pomysły, jeszcze te z pociągu. Jednogłośnie wybraliśmy jeden z nich, którego hasło brzmiało: „Panie Andrzeju, nic na świecie nie powstrzyma nas od kibicowania Skrze Bełchatów!” Dosadne, ale bez przesady. Ada zrobiła szkic na kartonie i zabraliśmy się do malowania, czyli tego co tygryski lubią najbardziej! Przy okazji pomalowaliśmy też sami siebie.
I wszystko było śmieszne, piękne i kolorowe, do momentu, gdy zadzwoniła Kamila. Gdy zobaczyłam jej numer na wyświetlaczu, to trochę się przeraziłam. Pomyślałam o tym, że rodzice mogli do niej zadzwonić i coś poszło nie tak. Teraz, kiedy spotkało nas tyle dobrych rzeczy, nie wyobrażałam sobie wracać do domu tylko dlatego, że rodzice sobie tego życzą.
- Cześć Kamilko, stało się coś?
- Nie, wszystko w porządku, żadnych telefonów czy innej kontroli. Chciałam zapytać, czy jesteście na miejscu?
- Tak, dotarliśmy jakąś godzinę temu do hotelu. Jest po prostu cudownie, lepiej niż mogło być.
- Opowiadaj! Wydarzyło się coś niespodziewanego?
Opowiedziałam jej o wszystkim ze szczegółami, potem jeszcze Ada wyrwała mi telefon i ze swojej strony powiedziała kilka słów. Rozmawiałyśmy chyba z godzinę. Gdy zorientowałyśmy się jak długo rozmawiamy, pożegnałyśmy się, choć przyznam, że z trudem. A w tym czasie, nasza małpka – Picasso, zamalował pierwszy wyraz na transparencie. Czuł się niewątpliwie dumny ze swojego czynu, jakby dokonał niemożliwego. Jednak musiałyśmy szybko sprowadzić go na ziemię, bo pomalował nie tym kolorem co trzeba. Ale co tam! Dzisiaj, tego cudownego dnia, nawet małpkom odpuszcza się ich wybryki!
***
- To co idziemy spać? Już przed dwunastą.
Po skończonym malowaniu czyściłyśmy kończyny z Adą w łazience. Całe byłyśmy umazane farbą, na szczęście ubrania zostały oszczędzone i pozostały czyste. Siedziałyśmy na podłodze, przed sobą miałyśmy miskę z wodą ze zmoczonym ręcznikiem i szorowałyśmy ręce potraktowane czarnym flamastrem. Nasza małpka się rozbrykała i pomaziała nam ręce dla zabawy. Ale nie pozostałyśmy dłużne i pobrudziłyśmy małpce nos.
- Czy ja wiem? Może oglądniemy jakiś film na dvd? Jakoś nie jestem przesadnie zmęczona. Po za tym możemy spać do południa.
- Masz rację, korzystajmy z życia. W końcu nie wiadomo, kiedy to się powtórzy.
- Mam nadzieję, że Paweł o to zadba i że szybko.  – starłam z ręki ostatniego czarnego kwiatka, po czym wytarłam ręce w czysty ręcznik.  – Skończyłam. Idę zobaczyć, co robi Adrian. Mam nadzieję, że nie znalazł flamastrów.
Wyszłam z łazienki. W pokoju było cicho, Adriana nie było. Zdziwiłam się, bo gdzie mógł pójść o tej porze. Zauważyłam, że drzwi do pokoju są otwarte. Zaczęłam mamrotać coś pod nosem, na temat niewychowania Adriana. Kiedy podeszłam by zamknąć drzwi, zobaczyłam, że małpka stoi pod drzwiami naprzeciwko i czegoś nasłuchuje.
- Na mózg…
- Cicho, bo zaraz wyjdą.
Wyszłam na korytarz i rozglądnęłam się, czy przypadkiem ktoś nie wpadł na to, żeby udać się na wieczorny spacer. Na horyzoncie było czysto, ale i tak odciągnęłam go od drzwi i zaciągnęłam do pokoju.
- Co ty tam robiłeś, co?
- Jak siedziałyście w łazience, to usłyszałem głosy na korytarzu. Zacząłem się przysłuchiwać i dosłyszałem, że mówią o jutrzejszym meczu. Mało tego. Mówili, o jutrzejszej rozgrzewce i o tym, o której muszą być na hali na treningu.
- Twierdzisz, że naprzeciwko nas mieszkają jacyś siatkarze?
- Nie jacyś, tylko Kubiak z Bartmanem!
- Skąd wiesz, że to oni?
- Bo mamy wizjer w drzwiach.
Ada właśnie wyszła z łazienki, podśpiewując pod nosem.
- Adrian możesz iść czyścić swój czerwony, rudolfowy nosek.
- Tak, Adrian idź się umyj!
Wepchałam go do łazienki i przystawiłam klamkę krzesłem, żeby nie mógł wyjść. Jeszcze wpadłby na jakiś genialny pomysł i poszedł odwiedzić naszych tymczasowych sąsiadów. Ada popatrzyła na mnie zdumiona i kiedy miała zapytać, dlaczego zamknęłam małpkę w łazience, zaczęłam mówić.
- Po drugiej stronie, w pokoju, są Kubiak z Bartmanem.
- Co ty gadasz?
- Adrian zobaczył jak wchodzą do pokoju.
- To dlaczego zamknęłaś go w łazience?
- Bo byłby gotów złożyć im niespodziewaną wizytę, jako Rudolf Czerwononosy.
***
Włączyłyśmy sobie jakąś komedię romantyczną, ale i tak niewiele z niej wiedziałyśmy, bo cały film przegadałyśmy. Jak to czasem mamy, o wszystkim i o niczym, zawsze przy tym śmiejąc się do łez. Mówiłyśmy właśnie o jutrzejszym dniu, kiedy Ada patrząc na telewizor parsknęła śmiechem. Tym razem nie złowieszczym.
- Z czego się śmiejesz?
Kiwnęła głową w stronę telewizora. Odwróciłam się i zobaczyłam, że film właśnie się skończył.
- Wiesz chociaż jak nazywał się główny bohater? Bo ja jakoś niespecjalnie.
- Ja też nie. My mamy własny film, który zaczął się jakiś czas temu, prawda?
- Tak, chyba tak. Wiesz co? Wypuszczę Adriana, przecież nie może spać w łazience.
- A czemu nie?
- Ada!
Zwlekłam się z łóżka i poszłam otworzyć wrota do łazienki. Światło cały czas było włączone, więc nasza małpka, która chwilowo była reniferem, nie miała się czego bać. Weszłam do łazienki i od razu się o coś potknęłam i gruchnęłam na ziemię. I to bynajmniej nie było śmieszne.
Narobiłam niezłego huku. Ada szybko przyleciała do łazienki i zamiast mi pomóc, to zaczęła się śmiać.
- Kurde! Pomóż mi wstać, no! Ada!
Ale ona nie mogła przestać się śmiać. Ja nie wiem, co w tym wszystkim mogło ją śmieszyć. Przecież nie to, że wchodząc do łazienki potknęłam się o głowę Adriana i wylądowałam na ziemi, prawda? A najgorsze w tym wszystkim to, że mój upadek i głośny śmiech Ady go nie obudził.
Ale za to zainteresował sąsiadów. Chwilę po tym, jak upadłam na podłogę, usłyszałam pukanie do drzwi. Dość natarczywe, z resztą. Ada, ocierając łzy z twarzy spowodowane śmiechem, poszła otworzyć drzwi.
Do pokoju weszły jakieś dwie, dość duże sylwetki. Na początku nie mogłam rozeznać się, kto to. Dopiero potem zrozumiałam, że sąsiedzi – siatkarze złożyli nam wizytę. I wcale nie chodziło o zakłócanie ciszy nocnej. Oni po prostu się zmartwili tym co usłyszeli.
Nie słyszałam, o czym mówią. Jedyne co w ogóle słyszałam, to śmiech Ady.
- Czy może mi ktoś pomóc?! Bo nie mam siły się podnieść!
Gdy tylko wygłosiłam oświadczenie o pomoc, w drzwiach do łazienki pojawiły się dwie głowy, w tym jedna w okularach. Ta w okularach, podała mi rękę i pomogła wstać. Grzecznie podziękowałam miłemu panu Kubiakowi i uśmiechnęłam się do pana Bartmana.
- Ada, wariatko! Widzisz, co zrobiłaś? Obudziłaś sąsiadów.
- Może nam ktoś wyjaśnić, co tutaj się stało?




Tak, tak, tak - mały półfinał! Wiedziałam, że nasi panowie dadzą radę jeszcze raz pokonać Brazylię. Dzisiaj czekają na nas Kubańczycy i mam nadzieję, że ten mecz też skończy się zwycięstwem :)
Przedstawiam wam szóstkę i zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Czekałam i miałam pytać kiedy dodasz ^^ czekam na 7...:))) mamy półfinał, Polacy mamy półfinał, mamy półfinaaał, Polacy mamy półfinaaał ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha, niech mnie wezmą do siebie!
    Kurde mać, wolałabym być podniesiona przez Zibiego, ale cóż xD
    Ja chcę do nich. I najlepiej jeszcze wymęczę Adriana! ;*
    Czekam na siódemeczkę, a tymczasem... finał też będzie nasz!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. I wcale się nie dziwię, że czują się wyjątkowi, bo oni zdecydowanie są wyjątkowi;D Najpierw spotykają Pawła w pociągu, a potem okazuje się, że mieszkają drzwi w drzwi z Kubiakiem i Bartmanem. Daję głowę, że w następnym rozdziale z kolejnych pokoi wylezie reszta reprezentacji, bo przecież czemu nie;D
    Nazwę tego hotelu poproszę, tak na przyszłość i wszelki wypadek;p
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń